Monday, December 29, 2008

Nowy Rok jest optymistą...

A tu nadszedł tak szybko czas podsumowania, czas rozliczania, czas planowania. Wyskoczył na mnie zza rogu, tak jak wyskakuje co roku, chociaż z każdym następnym robi to coraz szybciej, coraz częściej skłania też do refleksji. I chociaż każdy inny dzień jest tak samo dobry by się nad sobą zastanowić to jednak podswiadomie szukam klamry, jakiegoś początku i jakiegoś końca coby się zabrać do posortowania minionych spraw, poprzekładania papierów i przyjrzenia im się z bliska. Rok 2008 nie zmobilizował mnie zupełnie. Na pytanie kolegi z pracy o postanowienia na Nowy Rok nie miałem żadnej odpowiedzi. Faktycznie, muszę przyznać, że nawet zaskoczyło mnie to pytanie. Nie mogłem zrobić nic więcej jak przekroić kotlecik, nadziać go na widelec, umoczyć calość w sosie i ciągnąć dalej lunchową konwersację omijając niewygodny temat...

Dziś podsumowuję:

- Płyta roku:

Męska Muzyka - Waglewscy

- Piosenka/odkrycie roku

Ederlezi - G. Bregovic

- Książka Roku (a raczej artykuł roku)

"Swiat według Dziada" - książka opowiedziana przez prostego gołębiarza i domniemanego szefa gangu wołomińskiego - Henryka Niewiadomskiego dała mi więcej do przemyślenia niż literatura Grynberga, Steinbecka, Hłaski, Suvorowa, Wilde'a, Allende czy Houellebecqa przez którą przeszedłem/przechodzę w tym roku.

- Film roku

Rise of the footsoldier

- Liczba roku

21,6m - lutowy bezdech w Monterey. Regres, który jednak nie martwi...

- Miesiąc roku

Kwiecień. Słońce zawsze świeci a Księżyc zawsze w pełni.

- Gadżet roku

Skórzano - goretexowe rękawice motorowe BMW Motorrad

- Konsekwentność roku:

Kompletowanie sprzętu nurkowego.

- Motto roku:

Iść swoją drogą - tak śpiewał (?) artysta.

A jednak miałem postanowienie! Teraz pamiętam! Motor! Dokładnie w połowie roku udało mi się je zrealizować (patrz konsekwentność roku i wstaw motorowego).

Jak zwykle otarłem się tylko o powierzchowność nie poruszając wcale tematu sedna. Szukam odniesienia, wciąż się chce o Was i o sobie czegoś dowiedzieć, trochę też szukam sensacji. Podzielcie się ze mną proszę swoimi wydarzeniami roku (ksiazka, muzyka, film, zdarzenie), ale niech każdy z Was wie, że o najważniejszej dla mnie sprawie tu nie napisalem :-) Taaak, 2008. był dobrym Rokiem.

P.s. A i chciałem dodać, że na 2009. mam trochę planów. To daje mi satysfakcję.

Życzmy sobie sił i zdrowia. 

A tymczasem ruszajcie przetrzeć parkiety. 

No to do zo!

Sunday, December 28, 2008

Grand Canyon - South Rimm

Były to czasy kiedy nie znałem znaczenia słowa Stubborn, maile z Nowego Yorku czekały w długiej kolejce na odpisanie a Zbyszka w powszechnej świadomości kojarzono z Mountain View. Dziś jest inaczej, natomiast reszta, reszta pozostała niezmieniona...
** GALERIA FOTO **

Wednesday, December 24, 2008

Wesołych Świąt - Merry Christmas


Wszystkiego Najlepszego, Zdrowia, Szczęścia oraz Wszelakiej Pomyślności na Czas Świąt Bożego Narodzenia życzymy Całym Naszym Rodzinom oraz Wszystkim Naszym Znajomym - gdziekolwiek jesteście, skądkolwiek o Nas myślicie.

Piotrek i Ewa

Merry Christmas to our Families and our Friends wherever you are!

All The Best!

Piotrek i Ewa

Jest wporzo....

Friday, December 19, 2008

100 Lat Uśmiechu!



Wszystkiego Najlepszego Eve!
100 lat usmiechu...Razem!

:-*

Wednesday, December 10, 2008

Monument Valley

Zdjęcia dokumentujące chyba jedną z ostatnich większych podróży po Ameryce

Monday, December 8, 2008

Baby Shower

Baby shower jest rodzajem imprezy, w której rodzice zbierają prezenty dla oczekiwanego lub nowonarodzonego dziecka. Z reguły zapraszają w tym celu swoich znajomych, aby w atmosferze zabaw związanych z oczywistą tematyką zgromadzić niezbędne rzeczy dla niczego nie oczekującego i nie potrafiącego przydatności owych dóbr oszacować przybysza (w tym wypadku Mayi). Powiem szczerze, że w swej ignorancji usłyszałem o instytucji baby shower dopiero tutaj w Ameryce, podczas wieczornych podróży po Mid Weście opisanym w „Delicjach ciotki Dee”. Moja wiedza w tej materii okazała się jednak niepełna. Do tej pory myślałem bowiem, że jest to impreza organizowana przez przyszłe lub dopiero świeżo upieczone mamy, dla mam obecnych, przyszłych, oczekujących lub nie oczekujących niczego. Okazało się jednak, że nie, że także kawaler taki jak ja również może stać się częścią okolicznościowej imprezy, kojarzonej głównie z przejawem kultury amerykańskiej. Może! To potwierdziło się w ostatnią sobotę, tak samo jak to, że baby shower jest element kultury bardziej niż globalnej… W ogóle impreza ta, jak każda inna impreza w Kalifornii, była imprezą bardzo międzynarodową. Byli więc Amerykanie a wśró nich Amerykanie polskiego oraz włoskiego pochodzenia. Nie zabrakło oczywiście wszędobylskich Azjatów, za to nie było o dziwo Hindusów, ale ich brak swą obecnością rekompensowali Rosjanie (na szczęście nie za długo). Nie jestem w stanie wymienić kogo tutaj nie wymieniłem…było jak zwykle międzynarodowo. Wśród popularnych tematów imprezowych było się można dowiedzieć jak żyje się obecnie i jak żyło się dawniej na East Kołście i północy Stanów. Można także było osłuchać się jakie imprezy ostatnio odbywały się w Las Vegas i które były warte atencji, które udziału, a które nie były warte niczego. Można wreszcie było powrócić także na chwilę do Europy i posłuchać oraz dowiedzieć się, jakie plusy ma Londyn i dlaczego ma ich tak mało… Słowem można było zgadać cały świat i w razie czego nawet więcej. Można było bowiem pogadać także o tym, co poza światem widzialnym. W tym celu podjęto próbę wytłumaczenia mi istoty nieskończoności wszechświata – chyba nawet coś zrozumiałem (to tyle o astrofizykach, na imprezach u których łatwo wylecieć z orbity). Jak widzicie można było o rzeczywistości i można było o abstrakcji, ale ja w swej rubasznej prostocie przyłożyłem ucho do niezwykle barwnych opowieści z innej zupełnie beczki… Rzecz traktowała o mieszkańcach pewnej dobrze mi znanej krainy i miała coś w sobie z dwojga rodziców. Trwogę rzeczywistości i małość ludzkiej (tym razem mej) wyobraźni w konfrontacji z majestatem abstrakcji… Opisane wydarzenia wyłożone zostały mi z pierwszej ręki, z należytą kronikarską rzetelnością tak jak faktycznie miały miejsce, czyli bez większych niż wskazane na standardowe cele towarzyskie upiększeń (podkolorowane może jedynie westchnień sentymentem)…Działy się te rzeczy w midlandzie naszego hajmatu, gdzieś na granicy dawnego województwa sieradzkiego i jakiegoś jemu sąsiedniego, którego nazwy w tej chwili nie pomnę…Właśnie w tym sieradzkim, gdzieś bardzo na uboczu, wiodła od wieków swoje spokojne, pracowite życie mała społeczność, która mimo upływu lat nie przestała budzić zawiści wśród pozostałej części mieszkańców nieistniejącego już województwa. Charakteryzowała się ona niezwykłą pracowitością, zawziętością i wyróżniały ją także pewne specyficzne rysy twarzy, które wraz z wystającymi policzkami stanowiły pozostałość dawnych wpływów tatarskich na te okolice. Okazuje się, że każdy porządny dawny sieradczok rozpozna po owych policzkach, bez najmniejszego zawahania, przedstawiciela tejże społeczności (ja byłem tym faktem przyznam poruszony – na moim podwórku bowiem, wszyscy z grubsza wyglądali tak samo). Okazuje się, że powodem dookolnej zawiści była wcześniejsza niż w pozostałych rejonach kraju emancypacja kobiet (postęp zawsze budził niepokój ogółu). A tutaj właśnie przybrał on formę równego do maszyn i robót polowych kobiet i mężczyzn uprawnienia. Owocowało to znacznym zwiększeniem wydajności pracy w polu i dawało mężczyznom szansę znalezienia dodatkowych źródeł zarobku, które skutkowały z kolei skuteczniejszym niż w reszcie statystycznego województwa pomnażaniem dochodu. Na wsi, jak głosi stereotyp, nie potrzeba powodu, by mieć przyczynek do wielopokoleniowej kłótni (tyczy się to także globalnej polityki – wszak to globalna wioska dzisiaj). Zatem nierówność (czyt. niesprawiedliwość) materialna powodem do zawiści była doskonałym. I tu przechodzimy w sposób gładki i logiczny do historii, które każdy z nas zna przynajmniej z opowieści. Któż z nas nie słyszał milionów historii o zabawach wiejskich, które niechybnie zmierzały do tego samego końca? Finał był z reguły ten sam. Zawsze znalazł się w grupie rozentuzjazmowanego tłumu jakiś śmiałek, który powodowany zawiścią, zazdrością, tanim winem, afektem żywionym ku kobiecie, czy po prostu urażoną ambicją, gotów był sięgnąć po pierwszą sztachetę z płotu. Niezmiennie zaskakiwały i poruszały mnie do żywego takie historie (o samych bijatykach wiem z resztą coś więcej niż tylko ze słyszenia), ale tym razem zwróciłem swoja uwagę na nieco inny element słowiańskiej kultury. Okazało się bowiem, że na tym całym naszym temperamencie można także było zarobić. Ba…temperament ten nawet może się stać także pewnym przyczynkiem pozytywnych zmian w krajobrazie. Po każdej zabawie bowiem braki w okolicznych płotach uzupełniano nowymi elementami galanterii budowlanej aż w końcu, zadając kres chuligańskim wybrykom, dokonano niezbędnych usprawnień i modyfikacji, nadając okolicznym ogrodzeniom bardziej solidną i zarazem mniej tymczasową formę. Tu znów pojawił się pewien przedsiębiorczy osobnik, który swa postawą jednak mi zaimponował. Po dokonaniu kolejnego płotczanego improvementu zdecydował się on bowiem sprzedawać wymienione co dopiero sztachety ze starego płotu, gotowym na wyrwanie i zaskoczonym jego brakiem, przybyłym na miejsce uczestnikom imprezy. Pod okoliczną remizą podczas sobotniej zabawy dokonywał on pierwszych transakcji wprost z przyczepy swojego żuka. Pomysł po prostu genialny, nie wiem jak długo udało mu się utrzymać kolejkę i asortyment w ryzach. Postawa jednak wydała mi się godna naśladowania i dowiodła tego, że nawet jak jest źle, to nie znaczy, że nie da się czegoś z tym zrobić. Tu nastąpiła seria opowieści, które miały swój rodowód w niekończącym się odwecie za wyrządzone krzywdy. Po prostu kolor prowincji w całym blasku. Przyznam szczerze, że faktów takich o moich rodakach i o swoim kraju nigdy bym się nie dowiedział, gdyby nie rozwój i upowszechnienie Internetu, jeden bardziej leniwy od reszty poranek, trochę szczęścia i niespokojne ręce, którym wiele w dziedzinie poszerzania mej wiedzy zawdzięczam…A wszystko działo się na zachodnim wybrzeżu Ameryki Północnej z dala od miejsc i ludzi, o których co usłyszałem tutaj właśnie zapisałem. Sam nie wiem ile tutaj mojej interpretacji, a ile w tym rzetelnego przekazu, ponieważ często opisuję sytuacje takimi jakimi je zapamiętałem, a nie takimi jakie mi je opowiedziano. Nie muszę przy tym dbać o copyrighty, poprawność polityczną, zgodność historyczną czy nie urażanie uczuć innych. Nim na dobre zacznie mi jej brakować dam jeszcze upust swojej słowiańskiej naturze i na dosłowność Kalifornii w tym miejscu sobie ponarzekam. Chociaż z drugiej strony jest to także kraina, w której miarą sukcesu zawodowego jest liczba wypowiadanych bez zmrużenia oka, niby niezauważalnie w konwersację wtopionych, budujących aurę tajemniczości Tielejów*. No cóż…nic nie jest wystarczająco proste i jednoznaczne…Od czego to ja dziś zacząłem? Ahhh…baby shower. Zdjęć na razie nie zamieszczę bo żadnych też nie zrobiłem, a na copyrajty mam respekt…Póki co, wciąż mając w pamięci imprezę, czekamy na dzień, w którym poznamy Cię Mayu.

*(Three Letter Acronyms)

Sunday, December 7, 2008

Upper Antelope - powrót

Antelope Canyon is located near Page on Navajo Nation land, just outside Glen Canyon National Recreation Area and close to AZ 98 a few miles east of town (at milepost 299). Antelope Canyon is the most visited slot canyon in the Southwest, partly because it is easily accessible and by far the most publicized, and also since it is extremely beautiful, with just the right combination of depth, width, length, rock color and ambient light; many other slot canyons are deeper, narrower or longer, and some have rock that is even more colorful and sculptured, but here conditions are ideal.
Kanion Antylopy leży nieopodal miejscowości Page tuż poza granicą Glen Canyon National Recreation Area w pobliżu drogi stanowej numer 98. Jadąc od Flagstaff skręćcie przed samą miejscowością Page na wschód, jedźcie w kierunku elektrowni z trzema dymiąymi kominami (niezłe intro do Monument Valley - sprawdźcie sami) . Po przejechaniu kilku mil tuż przy znaczniku "299 mila" znajdziecie zapewne parking z kilkoma samochodami 4WD i grupką znudzonych indian gotowych zainkasować okrągłą sumkę za dosyć wątpliwej jakości usługę przewodniczą. Teren ten jest zasiedlony przez Lud Indian Navajo i jest niezwykle bogaty w przyrodniczo-inzynierskie atrakcje turystyczne (Horseshoebend, tama + most, marvel canyon+mosty).
Kanion Antylopy sklada sie z dwóch części (Upper and Lower) i jest najczęściej odwiedzanym kanionem szczelinowym w południowo-zachodniej Ameryce. Na jego popularność składa się po częsci łatwa dostępność, niezwykły wygląd i perfekcyjna kombinacja wymiarów geometrycznych, takich jak głębokość, dlugość, szerokość. W kanionie panuje przyjemny półmrok a niezapomnianych wrażeń dostarcza gra światła słonecznego wpadającego przez szczeliny w górnej jego części z ciepłym kolorem piaskowca, który stanowi budulec kanionu. . Weźcie pod uwagę także miesiąc, w którym chcecie odwiedzić kanion. Ze względu na Flash floods* (błyskawiczne powodzie) kaniony nie są dostępne przez okrągły rok. Niebezpieczeńswto wystapienia takiej powodzi wymaga także pewnej organizacji, która sprowadza się do wynajecia przewodnika. A to z kolei powoduje koszty...No właśnie, koszt wyprawy do kanionu to równowartość 31$ (6$ to opłata za wjazd na teran rezerwatu a 25$ od osoby to koszt pobierany przez umiejących liczyć dolary Indian). Między 15. Marca a 7. Października macie szansą zobaczyć snopy światła penetrujące szczelinę kanionu (niesamowite wrażenie, które do tej pory widziałem jednak jedynie na zdjęciach w internecie). Zamieszone poniżej zdjęcia nie są podkręcane, ale jak wszyscy zgodnie twierdzimy wyglądają lepiej niż rzeczywistość a rzeczywistość w tym wypadku jest niesamowita...
Konkludując, Page jest obowiązkiem na szlaku turystycznym każdego śmiałka pragnącego przemierzyć zachód.
* Sprawa wydaje się poważna gdyż Lower Antelope ma na koncie jedenaście ofiar, które zginęły podczas jednej z takich powodzi.

Thursday, December 4, 2008

Rent it - Off Road it!






INTRO






Over reaction is my only reaction :-] oversaturation in some point has rejszyn :-)

OUTRO

Monday, December 1, 2008

Four Corners - na styku Stanów (świadomości)

Four Corners (pol. cztery rogi) - jest  szczególnym miejscem w zachodniej części USA (niestety to jeszcze ciągle zachód). Ehhhh, kiedy Midland?? W miejscu tym bowiem schodzą się granice czterech amerykańsich stanów: Utah, Kolorado (ang. Colorado), Nowy Meksyk (ang. New Mexico) oraz Arizony.
Ciekawostka: Każdy znas jest w innym stanie.
Foto by Zbyszek Skolicki.

Samo miejsce leży w przysłowiowym Midle of Nowhere na terenie rezerwatu narodu Navajo (rezerwat ten objęty jest zakazem sprzedaży alkoholu i jest nazwany przez tubylców Dry Zoną-lepiej weźcie alkohol ze sobą).  Oprócz wbetonowanego znacznika geodezyjnego, do którego dobudowano parking i całą otoczkę wynoszącą miejsce do rangi atrakcji turystycznej, ciekawostką będzie na pewno widok, którego nikt z nas w tym miejscu się nie spodziewał. Na parkingu, zaraz po tym jak opuscicie samochód, z pewnością zawachacie się czy skierować swe kroki w miejsce przebiegu granic, czy zatrzymać się na chwilę i dać się ponieść wrażeniu jakie robią pobliskie, okryte majestatem potęgi i warstwą wiecznego sniegu szczyty gór Colorado.
Jest to jedyne miejsce na terenie USA, gdzie granice stanów krzyżują się pod kątem prostym (a w prosty sposób, proste emocje znajdują ujście). Nie wierzycie? Sprawdzcie!

** GALERIA FOTO **

Thursday, November 20, 2008

California Academy of Science


delineated SLZ
Okazuje się, że nie da się ze mnie tak po prostu wyciąć i zaleczyć zainteresowania budynkami oraz procesem ich wznoszenia. Jest to dla mnie, o czym często sie przekonuje, najbardziej ekscytujący etap na drodze całego projektu. Odbywa się niemal w całości na niezwykle dla mnie interesujących placach budów i zwykle rządzi nim chaos, uplywający czas, pieniądz i ludzka emocja - po prostu samo życie. Te same emocje i podwyższony poziom adrenaliny towarzyszyły mi na budowach Metropolitana, Ronda 1 czy Hotelu Marriot na warszawskim Okęciu. Po prawie trzech latach przerwy powróciłem z wizytą na budowę i mam wrażenie, że jakieś odgórne zrządzenie lub po prostu przypadek spowodowały, że była to od razu nie byle jaka budowa...Na kilka tygodni przed oficjalnym otwarciem, California Academy of Science stała się objektem mojego (i nie tylko mojego) zainteresowania. Pewnego kalifornijskiego poranka, zeskakując z motoru, zmieniając niemal w locie kask motorowy na budowlany poczułem znów to uczucie podniecenia. Oto stałem dumnie przed utęsknionym polem budowlanej bitwy. Znów poczułem zapach adrenaliny. Nie rozglądając się za długo, wmaszerowalem razem z pierwszymi grupami monterów na teren zupełnie nie znanej mi  do tej pory budowy... Przepiękny Indian Summer - pomyślałem, a w sercu czaiła się wiosna.
Tablica Budowy:
Architektura:
                         - Renzo Piano                                                
                         - Santec Architecture of San Francisco
Architetura terenu:
                        - The SWA Group
Inżynieria budynku:
                        - Ove Arup
Fakty:
Projekt jest dobrym przykładem jednego z najbardziej zaawansowanych współczesnych budynków uwzględniających aspekty środowiskowej integracji i ograniczonego szkodliwego wpływu na otoczenie. Podszas procesu projektowego podjęty został szereg wysiłków mających na celu ograniczenie do minimum zużycie energii powstałej z paliw nieodnawialnych i zastąpienie jej technologiami mającymi na celu zapewnienie jak najbardziej optymalnego wykorzystania potencjału tkwiącego w siłach natury. Ogólny bilans energrtyczny budynku i jego ograniczony, negatywny wpływ na środowisko zewnętrzne zaowocowaly uzyskaniem przez CAoS certyfikatu LEED Platinum, który przyznawany jest przez Green Building Council budynkom o szczególnie zaawansowanych rozwiazaniach pro-ekologicznych.
Niektóre ciekawostki:
- Ograniczeno o 50% ilości ścieków odprowadzanych z budynku do kanalizacji
- zainstalowano 60.000 ogniw fotowoltanicznych celem uzyskania energii na potrzeby budynku
- "Zielony dach" o powierzchni jedego hektara stanowi przekrycie budynku,
- 15,000 m3 betonu uzytego do konstrukcji budynku pochodzi z odzysku,
-naturalne światło dzienne stanowi główne źródło oświetlenia w 90% przestrzeni przeznaczonych na stały pobyt ludzi,
- 500 ton zastosowanej do budowy stali pochodzi z recyklingu
-materiały izolacyjne ścian wykonano ze strzępów materiału do produkcji dżinsów.
Budynek pojawił się do tej pory w programach:
- Discovery Channel - Extreme Engineering series 2006 
- National Geographic Channel - Man made series, Lipiec 2008
Ptem wróciłem do CAoSu jeszcze raz, tuż po otwarciu. Tym razem by dowiedzieć się jakie mam w zyciu priorytety i co jest dla mnei ważne...
** GALERIA FOTO **
CAoS
Google photos link


Monday, November 17, 2008

"Wszyscyśmy z jednego szynela"



Nie ważne czy jeździsz Klaczką z Kraju Kwitnącej Wiśni czy też Kozą, której Vaterland splywa złocistym pilsem a zielone doliny okrasza zapach bawarskiego wurstu... Nie ważne czy niesie cię przez świat uskrzydlone logo namalowane ręką skośnookich inzynierów* czy też pcha Cię w nieznane biel szachownicy śmigła na tle błękitu nieba**. Nie ważne, ponieważ po latch szczeniackich kłótni na temat wyższości motoryzacji włsokiej na francuską i niemieckiej nad japońską wszystko wskazuje na to, że wszyscyśmy z jednego szynela... O pardon, wypadaloby rzec raczej... My wszyscyśmy z jednej Scuderii*** . Tak jest! My wszyscyśmy... Co podczas nakładania past polerskich, wosków i szamponów, sobotniego poranka, na podjeździe garażu, bez cienia zdziwienia, naocznie stwierdziłem...


* czyt. robotów->ekwiwalent
** Ta sama biel inspirowała przed 100 laty pewnego niemieckiego inżyniera w osobie Franciszka Poppa, silniki konstrukcji ktorego pozwalaly niemieckim messerschmidt'om latać wyżej i szybciej od brytyjskich spitefire'ów (może tak było, ale nie jestem pewien).

*** z Italii Industriale

Pozdrowienia dla Wielebnego.

Sunday, November 16, 2008

Ad Majorem Rei Publicae Gloriam

When: NOVEMBER 16, 2008.

Where: San Francisco

Event Name: Polish Independence Day celebration (90 Anniversary)

Synopsis: San Francisco Cathedral High Mass in the intention of Poland, most graciously celebrated by His Excellency Bishop Justice of the San Francisco Archdiocese. All participants invited for complimentary light reception downstairs in the Cathedral.Celebration organized by the Polish American Congress, Northern California Division

** GALERIA FOTO **



When: AUGUST 12, 2008.

Where: Honorary Consulate of The Republic of Poland in San Francisco
Event Name: Warsaw Uprising (64. Anniversary). Presentation of The Documentary Film about Fighting Warsaw of the year of 44.
Synopsis: Presenting od the Documentary Film "Battle for Warsaw" By Wanda Koscia. The heart of the film are the witnesses who take the viewer on the emotional journey of those two dramatic months in 1944. Film was accomplished in cooperation with BBC. .
** GALERIA FOTO **

Wednesday, November 5, 2008

Ostatni taki weekend nad Oceanem (razem)

Zakończył się jeden z ciekawszych kalifornijskich miesięcy (a może ten miesiąc trwa już znacznie dłużej? A może wcale się jeszcze nie zakończył?). Jeszcze pamiętam jak dziś przywitanie na lotnisku, Shark's game, Santa Cruz, Carmel... Kilka godzin temu pojechali...Szkoda, czas tak szybko mija... W domu trochę ciszej i pusto jakoś...

Dzięki za ten wspólny miesiąc i za szmugiel towarów z Polski! ;-)

CU guyz in Europe!

Thursday, October 30, 2008

Pro Arte et Studio – Return to the begining

Dużo czasu minęło od ostatniego mojego wynurzenia w materii zawodowej. Tyle sie działo przez te ostatnie pół roku, że trudno nie zauważyć pewnych braków na n-s-c. Nawet z odległosci 10000km, które nas wszystkich dzieli są one dosyć widzoczne. Stanford Universtiy, Retail projects, Casino w Vegas od dziś tez dotcom project. Czego mnie nauczyły/ nauczą jeszcze te projekty? Z pewnością pokory.
Okazuje się bowiem, że w swym galopie ku nowym wyzwaniom musiałem chcąc niechcąc cofnąc sie do podstaw swojego zawodu. Obliczenia ręczne, wykresy psychrometryczne, arkusze kalkulacyjne w dosyć zaawansowanych postaciach i na koniec rysunki ręczne. Tak wyglądały trzy moje ostatnie projekty. Myślę, że projektowanie w Polsce i projektowanie w Anglii czy San Francisco to trzy zupełnie inne sprawy. Model Polski zakłada zmontowanie gotowego, dobrze działającego produktu, może nieco przeciążonego i rozbudowanego, ale na pewno sprawnego.
Amerykanie z kolei będą przechodzi przez wszystkie etapy projektownia z nieslychanym mozołem sprawdzając wszystkie możliwe za i przeciw biorąc pod uwagę kilka możliwych sposobów zaoszczędzenia pieniędzy na wszystkim co nie jest niezbędne do działania finalnego produktu. Model angielski, którego jestem od prawie roku składowym elementem zakłada kompleksowe podejście do budynku. Zajmę się opisaniem po krótce opisania modelu (nazwijmy go umownie) brytyjskiego.
Zaczynamy-czyli mamy zlecenie. (od projektu do makroekonomii)
Stopień uogólnienia koncepcji na pierwszych etapach projektu mógłby zaskoczyć chyba nawet przedszkolaka. Jakby się nad tym natomiast zastanowić, ma to swój głęboki sens. Na wszystkich odcinkach projektu, w ktore zaangażowane są nieinzynierskie umysły stosuje się tutaj bowiem proste metody wizualizacji (rysunki ręczne) i kalulacji (wykresy, słupki, zbiory), które w jasny sposób przemawiaja do wyobraźni Architekta, Klienta, nieinżyniera. Po rozważeniu wszystkich za i przeciw przystępuje się tu do selekcji systemu, który spełni oczekiwania wszystkich zainteresowancyh stron (ale chyba głównie Klienta i Architekta). W ten sposób uruchamia się proces zwany projektowaniem czyli zaczynamy ubierać w liczby model zaprojektowanego budynku.

Where is The Sun? (PBa)


Strategy drawing (Pba)

We need more shade (PBa)


At least less radiant (PBa)

Tu Proste obliczenia ręczne z czasem zastepuje się coraz bardziej skomplikowanymi modelami numerycznymi potwierdzając bądź weryfikujac wstepne założenia. Na tym etapie tablice z danymi klimatycznymi ASHRAE, CIBSEA lub TMY(3) ustępują miejsca programom tyypu TRACE, EQUEST, IES, HEVACOMP (które oczywiście wszystkie wpsomniane tablice i znacznie więcej mają zaszyte juz w sobie). Po uzyskanieu w miarę precyzyjnych liczb okreslajacych zapotrzebowaniebudynku na chłód i ciepło przystępuje się do określenia procesow termodynamicznych, którym podlegac będą czynniki dystrybuujące wspomniana wyżej energię (woda, powietrze, inne...). A więc wykresy psychrometryczne do rąk!


This is how simple tools do serious work

Do you really need software?

Gdy już wiemy ile czego i w jakiej ilosci/jakości (o jakim parametrze) możemy nieśmiało zadac pytanie producentom niezbędnych urzadzeń jak by wyglądała centrala klimatyzacyjna, agregat chłodu czy wieża chłodnicza, gdyby za dane wejściowe uznac uzyskane przez nas wcześniej liczby (całkowita kontrola nad projektem wymaga ciąglego uwzglądniania istotnych zmian projketowych, które jak wiemy stanowią istotę rzeczy). Majac dobrane i zweryfikowane urzadzenia przystepujemy do romieszczeania ich w budynku. Na tym etapie wracamy do czegoś co ustalilismy z architektami nieco wczesniej wydajac setki razy wymagania projektowe odnośnie pomieszczeń i przestrzeni technicznych (lokalizacja, powierzchnia, dostęp, inne). Oczywiscie zawsze okazuje sie, ze raz czegos jest za mało to z drugiej strony czegos znow jest za duzo ale w złym miejscu. No nic ugniatamy to ciasto liczb z Architektami i Konstruktorami na kolejnych spotkaniach do momentu, gdy blady strach (w postaci deadline’ow) zaglada w oczy i akzdy orientuje sie, ze nie ma juz co dluzej sciemniac....czas pojsc na kompromisy. Kazdy jakos finalnie potrafi sie dogadac i oddac lub dac cos do tej pory absolutnie niezbywalnego. Gdy okazuje sie, ze wsyzstko zostalo w miare dokladnie policzone, dobrane, na swoim miejscu posadowione trzeba to wszystko jeszcze narysowac. Tutaj jest dla mnie ostatni etap projektu. Mark ups czyli ręcze rysunki, które posłużą operatorom CAD do narysowania finalnego produktu (pomocne programy AutoCAD, ABS, REVIT + wszystkie nakładki i mutacje, Cad duct to był dobry wybór). Oczywiście są jeszcze dygresje w stylu modelowanie (w skali lub komputerowe) i analizy CFD, gdy budynek zdaje sie miec w sobie niespotykane do tej pory lub trudne do przewidzenia w dzialaniu rozwiazania. Wtedy numeryczne modelowanie termodynamiczne ułatwia życie projektantom dając przyblizone odpowiedzi na pytania, których nikt niechciałbysie bez podparcia sie wiarygodnym modelem podpisac swoim nazwisiem.


Paraview screenshot – visualisation of CFD outputs

Gdy zbnierzemy wszsytkie dane, opiszemy je i narysujemy w logicznej kolejnosci i spojnosci dodajac przy tym ładną dla oka oprawę graficzną możemy mówic o finalnym produkcie. Tak z grubsza wygląda typowa droga projektu plans&specs design, o ktorym wczoraj na zajęciach w Berkeley dowiedzialem się, ze jest charakterystycznym dla czasów stabilizacji, względnie stagnacji a nawet recesji. Co ciekawe tylko na takich projektach pracuje tutaj w San Francisco, ale nie trzeba chodzic na zajęcia akademickie by wiedziec, ze gospodarka złapala zadyszki. No własnie, kilka znaków na niebie i ziemi wywołuje niepokoj na roznych moich płaszczyznach zawodowych po obu stronach Oceanu....Ale życie toczy się dalej....

Thinking of tomorrow – Warszawa 2.0

Wiem, że kryzys powoli zagląda w oczy do tej pory wysmienicie prosperującej branży, ale wiem też napewno że będzie to sytuacja przejsciową (być może jednak dla wielu ciężką). Znam już dosyć dobrze te zawirowania na rynku sprzed kilku lat. Wiem, że sytuacje tego typu przynoszą nowe siły i oczyszczenie wymęczonego rynku. Czekam na moją Warszawę 2.0, która dla mnie ma imię Lilium Tower (Zaha Hadid), Biurowiec Gminy Żydowskiej lub kształt przynajmniej „jednego” z Narodowych Stadionów...Nim na chwilę przystanie - widać już, że wreszcie idze nowe...

Monday, October 27, 2008

Return to The Rock

Again The Most famous Prison was a subject of my journey,
Again The Most Important people for me were there with me,
Again pictures were nicely taken...
(There were more similiarities that night - hush hush!)
** GALERIA FOTO**

Thursday, October 23, 2008

The Sharks Game!

Ten weekend był wyjątkowy. Pierwszy raz zwiedzaliśmy Californię razem (z Eve, Siostrą i Maćkiem)! Pierwszy raz spodobało mi się Santa Cruz (wreszcie!), pierwsz raz jeździlem na legendarnym roller coasterze (the lost boys-ajjj) i w końu pierwszy raz wybraliśmy się na mecz! Tym razem jednak mecz hokejowy! Duzo emocji jak na jeden weekend. W sumie 9 bramek, "nasi" wygrali a ja zupełnie nieświadomie stałem się obiektem eksperymentu socjologicznego, którego jednka w Polsce pewnie bym nie przeżył. Otóż na mecz, którego gospodarzem była drużyna Rekinów z San Jose (co za przypadek - barwa klubowa to kolor zielony) załozylem bluzę w barwach druzyny przeciwnej nie mając przy tym bladego pojęcia jak wielki afront nieswiadomie w kierunku "reki, która mnie karmi" czynię. Amerykanie nie bardzo wiedzieli o co chodzi, obserwując mnie cieszącego się, gdy Filadelfijczycy tracili kolejne gole. Ja zkolei nie wiedzialem o co chodzi, gdy zupełnie przez nikogo nie zaczepiony chodziłem sobie jako zadeklarowany Filadelfijczyk (zakonspirowany Shark) po arenie HP Pavilion wśród tysięcy wygłodniałych ofiar rekinów (zęby jednak okazały się tego wieczoru tępe, a może sam instynkt i głód krwi stępiony został na oltarzu wszchobecnaj konsumpcji: popcornem, watą cukrową, wszędobylską reklamą i colą). Ok, w Polsce także siedzialem na trybunach drużyn przeciwnych, na meczach tak zwanego podwyzszonego ryzyka, ale nigdy do głowy by mi nie przyszło by się przypadkowo lub nawet celowo z konspiracyjnego, ukrycia na światło kibicowskiej nienawiści wydostać. Nie widzę powodu dla którego miałbym w niedzielne popołudnie targać się na własne zdrowie dając się obić pięsciami kipiącego nienawiścią tłumu. Tłumu, który w myśl chrześcijańskij miłości bliźniego przyszedł na stadion zamanifestować w duchu sportowej rywalizacji (co typowe dla kultury europejskiej) swój regionalny patriotyzm i swoją pozaregionalną nienawiść. Tu w Stanach jest inaczej, kazdy jest z innego regionu, więc bicie po twarzy sąsiada w ławce obok nie mialo by najmniejszego sensu. Bo na pytanie "za co?" Odpowiedz "za pochodzenie", byłaby oczywistym dowodem na to, że nie tylko pytania bywają głupie. Wracajac jednak do meczu muszę powiedzieć, że na pewno samo widowisko od strony medialnej zorganizowane jest bardzo profesjonalnie. Jest dosłownie wszystko i właściwie jeszcze więcej niz do obejrzenia meczu hokejowego potrzeba. Natomiast jesli chodzi o doping kibiców (którego nadal jednak kuipić sie nie da*) pamietam ze na skromnym K6 był lepszy ;-)
**GALERIA FOTO**
*albo da się stepić popcornem, raklamą i colą. A może po prostu trudno się w Oceanie imigracyjnego galiamtjasu z czymkolwiek utożsamiać i na kimkolwiek wyżyć?

Friday, October 17, 2008

Ludzie bez cienia - intro


Czarny jak smoła kształt taboretu rzuca rownie czarny cień na podłogę przełamaną płaszczyzną ściany wyrastającą pionowo na jej dębowo parkiecianym końcu. Wspina się dalej po pożółkłej farbie mniej więcej na jakieś 30 cm nad krawędź przełamania i tam się kończy wraz z abakusem siedziska. Papieros tli się niesmiało na spodku w towarzystwie wyciśniętej torebki herbaty. Szczotka do zębów i szklanka nie stanowią tak doskonałej bariery dla światła i dyskretnie zaznaczają swoją obecność na wytapetowanej ścianie kuchni. Czarne blaszane karaluchy przemierzają mój pokój z lewa na prwo i z prawa na lewo, wzdłuż i w szerz, po skosie , pod kątem i po ścianie…Ich czarne korpusy wytyczają karalusze szlaki wędrowne z powiśla do centrum i dalej na wolę, oraz z Pragi na Mokotów przez plac trzech krzyzy. Niektóre krąża po pokoju pokonując trase złożoną z dwóch ścian , podłogi i sufitu w kólko i na okrągło, niektóre wypadają przez otwarte okno na ulice, na Tamkę. Tam rozbijają się o chodnik i w potwornych okolicznościach eksploduja w kontakcie z galanterią betonowych płytek chodnikowych. Trzewia wydarte z ich czarnych oleistych wnętrzy siłą grawitacji składają się na nowo i kumulują w nowe twory, pół cyborgi pół Prusaki zostawiające kupy na każdym wolnym skrawku przestrzeni miejskiej, pstrokato czarne Świnio-byki wyrywające rozkłady jazdy i taranujące wiaty przystankowe oraz stalowe krety drążące chodniki warszawskich ulic, powodując w nich poprzeczne nierówności, których nie wybierają sztywno zestrojone amortyzatory lśniących rowerów górskich. Siedze an parapecie swego okna nad majaczącymi rusztowaniami przyszłej konstrukcji muzeum chopinowskiego.Nic nie ma, przede mną…..Tylko tandetny księżyc wiszacy gdzies nad tarchominem wyglądający jak plansza z tłem w teatrze lub w jednym z tych atelie fotograficznych , gdzie zakochani pstrykają sobie zdjęcia na tle sztucznego kominak lub wymalowango na płótnie zachodu słońca….

Klimatyzator pod sufitem wydaje z siebie miarowy dźwięk wentylatora obijającego się o obudowę. brzdęk, brzdęk, brzdęk. Tempy i miarowy brzdęk emituje z siebie zimne strumienie powietrza , które przesycaja pokój i wylewają się w raz z karaluchami prze okno. Kap, kap, kap woda skroplona z powietrza w procesie schładzania uderza o parapet. Fale zimnego powietrza spływają w dół ulicy mijają BUW po swojej lewej i na wysokości Mostu Świętokrzyskiego wpływają do Wisły, do której rano co uda się stwierdzić naocznie, cała Warszawa wylewa poranną kawę, kawę z mlekiem….tak sobię tłumaczę jej kolor…

zQt

Thursday, October 16, 2008

Szukajac siebie




Perspektywa z San Francisco


to mój prezent dla Was

Saturday, October 11, 2008

Inklinacje



Chińska zupka z Polski w rosyjskim sklepie na Zachodnim Wybrzezu Ameryki...

Sunday, October 5, 2008

Sideways...

Często w drodze do nikąd warto zjechać spontanicznie z trasy i przetrzeć trochę znudzone, boczne drogi...zrob to zwłaszcza jeśli jesteś w Sonomie lub Napie, zrób to koniecznie jeśli dobre Kalifornijskie wina nie są Ci obojętne a Ty akurat tam jesteś...

Sometimes when you are on your way to nowhere it is worthwhile to pull over the route and blaze a bit bored, dusted sideways...Do it especially when you are already in Sonoma or Napa, do it necessarily if good Californian wines are not impassive for you and you are somewhere there...


** GALERIA FOTO**

Vineyards
Google photos link

Sunday, September 28, 2008

100 lat G!

Z okazji Urodzin...

Friday, September 26, 2008

Indian Summer

Wyciąga z domu...Take out of home
Zachwyca...Enchantes

Zbliza... z kazdym kolejnym nakryciem głowy :-) Brings closer :-)
P.s. oczekujemy gości z Polski (Kero i Macias). Termin przyjazdu wydaje się byc trafionym w dychę! Jak narazie jest to najładniejszy pogodowo okres jakiego przez ten miniony rok doświadczyłem.


Thursday, September 18, 2008

Crater Lake - Volcanic Legacy

Foto by EVE

Mysle, ze sa rzeczy, ktore nalezy robic ze spokojem i bez emocji... fotografowanie chyba do nich nalezy... Ostatnio troche popadam w samokrytycyzm.

Mimo wszystko zapraszam do obejrzenia zdjęc z (jak mi się wydaje) jedynego Parku Narodowego Oregonu. Błękit wody zadziwia, potega natury przeraza - to najkrótszy opis jaki wywołuje w pamięcie na wspomnienie Labor Day weekendowej wyprawy. W miejscu, wktórym stoję stał kiedyś czterotysiecznik, jednak na skutek erupcji wulkanów, które kilka tysięcy lat temu wybrały sobie na miejsce swojej destrukcyjnej działalności zbocza Mt Mazama, rzeczona góra po prostu przestała istniec. Dzis w jej miejscu pozostał olbrzymi krater, który wypełnia przeraźliwie błekitna woda pochodząca z roztopów śnieznych i opadów atmosferycznych. Jednak natura nie znosi pustki. Z tafli wody wyrasta groźnie co jakis czas pomrukujacy, nowy stozek wulkaniczny, dający do zrozumienia, ze miejsce to nie bedzie istniec w takiej postaci na wieki...Ale taka jest kolej rzeczy, gdy zyje sie na plonącej ziemi, ktora na dodatek co jakiś czas przemawia...

Zapraszamy zatem do Crater Lake National Park.


http://picasaweb.google.com/zaQty1/CraterLakeOR