Saturday, June 28, 2008

Polskie kowboje jadą!

15 stanów w 10 miesięcy...Przysieszamy ;-)

- Dzien siódmy w obiektywie "zuploadowany" w emocji przypływie
http://not-so-close.blogspot.com/2008/06/east-coast-dzie-7-niagara-wodospad.html

Have a nice klikzzzz...

- Mala galeryjka z dnia szostego zawitała we własciwe miejsce. To tylko częśc zdjeć z tego ciekawego miejsca. Bądzcie czujni - zdjęcia będą się pojawiać wkrótce! Pozdravki!

- PORTLAND I SEATTLE - opis juz jest!

http://not-so-close.blogspot.com/2008/05/pnoc-memorail-day-long-weekend.html

- Day No. 5 has arrived!

- I've already uploaded pictures form 1st, 2nd, 3rd and 4th East Coast day.
Enjoy clickin'. Hugz!


- Dzień numer pięć wzbogacony o 68. zdjęć!
http://not-so-close.blogspot.com/2008/06/east-coast-dzie-5-waszyngton-dc.html

- Czwarty dzień wypadu załadowany na serwer.
http://not-so-close.blogspot.com/2008/06/east-coast-dzie-4-green-point-manhattan.html

- Zdjecia dnia trzeciego dla Czytacza fotek spragnionego - załadowane!
http://not-so-close.blogspot.com/2008/06/east-coast-dzien-3-ny-city.html


- Dzień numer dwa zmknięty!
http://not-so-close.blogspot.com/2008/06/dzie-2-providence-new-heaven-and-at.html
- Narazie dostępna galeria zdjęć i opis dnia pierwszego.
http://not-so-close.blogspot.com/2008/05/east-coast-day1-boston-plymouth-cape.html

Pozdrawiam Klikaczy

Thursday, June 26, 2008

My wszyscy stąpamy po niepewnym gruncie...

Uczą nas zycia sprzedając mądrości, które sami znali.

Popijamy więc kanapkę poranną kawą w kartonowym kubku.

O zyciu nie mowią nic więcej, tylko tyle ile za słuszne uznali.

Przepraszam, zapraszam, dziękuję, do widzenia.

Idziemy co rano na przystanek z biletem w kieszeni

W deszczu pod korona drzewa szukamy schronienia.

Gdy wieje - stawiamy kolnierz skórzanej kurtki,

Przed zimnem chowamy rece w spodni kieszenie.

Nieustannie truchtając, mozolnie pomnazamy mienie.

Spluwamy na zycie zawsze kiedy trzeba,

Kupujemy co mówią, ze miec powinnismy,

choc sam nie jestem pewien ile z tego naprawdę nam trzeba.

W bezwartości świecie, swiat wartości - Ewa!

Nie mowili nic o zyciu. Więcej! Milczeli kiedy słuchania była potrzeba.

Popijamy wiec wodkę, choć popijać nie trzeba,

Colę pijemy z lodem, juz sam nie wiem kto whisky dolewa.

Na dworcach wysiadmy i wsiadamy do nowych zycia rozdziałów.

Stoimy w oknie, ruszamy, zamykamy drzwi do przedziału.

Na peronie stoja, patrza, machają rekami,

kladziemy bagaz na tasmie tuz przed odprawami.

Ostatnie spojrzenie na tych, którzy nas zegnają.

O zyciu tego nie mowili.

Uczymy się więc zycia sami.

Pomachaj mi ręką


Z biletem w jedną stronę, czesto w zycie wyruszamy sami...


Dominice i wszystkim, z którymi dane mi było się pozeganc...
(tymczasowo mam nadzieję)

P.S. Niedlugo kolejny „rozbitek” doplynie w okolice Ellis Island. Powodzenia.

Sunday, June 22, 2008

Pierwszy stopień, Drugi stopień, Octo

To były czasy kiedy zaczynała się moja przygoda z nurkowaniem. Cały swój sprzęt mogłem zmieścić w torbie z ikei a budynki zaprzątały moją głowę nie mniej niż kobiety, które wtedy podziwiałem.
Mark Ellyat w Egipcie ustanawiał rekord świata w nurkowaniu na obiegu otwartym a ja gromadziłem w głowie swoje pierwsze podwodne wspomnienia. Ten automat wiąże się nierozerwalnie z tymi wspomnieniami i to właśnie na nim Mark ustanowił wspomniany rekord (choć szczerze mówiąc nie wiem ile w tym marketingu). Dla mnie jego metalowa obudowa i jak na tamte czasy zjawiskowy kształt stały sie głównym przyczynkiem dokonania tego zakupu. Detale techniczne i doskonała specyfikacja nie miały aż tak znaczącego wpływu na podjętą przeze mnie decyzję. Bo choć lista rekordów tego automatu jest długa, to ja i tak wiem swoje....


Nie ma automatu, który nie zamarza ;-)

Na szczęście są kobiety, które rozpalają :)

Technikalia:

Abyss deserves its notoriety for reliability proven by these recent diving records:

• Deep Solo Dive: -313m. Mark Ellyat, December 2003
• 101 Divers: South Africa 101 divers breathed simultaneously for 40 minutes from a single MR22 first stage at a depth of 1.4 m
• 25 Divers/40m: 25 Divers at a depth of 40m breathed simultaneously from an MR22 first stage for 10 minutes

Technical Specifications:


• First stage weight: 1135g INT/947g DIN
• Second Stage Weight: 257g
• Oil/Dry CWD kit Oil
• Balanced Diaphragm: Balanced diaphragm design
• Nitrox: Yes
• Number of HP ports: 2 HP 7/16" UNF ports
• Number of LP ports: 1 LP 1/2" UNF port (primary), 3 LP 3/8" UNF ports
• Inhale pressure: 9.98
• Exhale pressure: 8.89
• Ext work of breathing: 0.94
• Inhale Work: 0.28
• Pos inhale work: 0.02
• Exhale work: 0.66
• Volume depth of test: 50.8 msw (167 fsw)

Special characteristics: Tested by the Notified Body INPP of Marseilles with binary (Heliox) and ternary (Trimix) mixtures to a depth of 100 m, and the results are compliant with the recommendations of European Regulation EN 250.

Ciekawostki:

"My $0.02 worth is go with the MR22 Abyss. Solid as a rock performance and breeze to repair. NASA uses them at the NBL exclusively. One of the critera they had was that the reg had to be able to be cleaned in an industrial dishwasher. (I guess those guys and gals in houston are too lazy to clean their gear.) The Abyss is the only reg that passed the test. As to it's suitablity for cold water diving, the new record depth obtained on scuba (313m) was set using an MR22 Abyss"

PS. Gdzieś czytałem kiedyś, że chłopaki z Navy Seals nurkują na tym sprzęcie, ale to chyba jednak prowokacja grubymi nićmi szyta. Wierzę, że US Navy używa tego automatu, ale czy widzieliście kiedyś komandosa nurkującego na obiegu otwartym? :-)

Thursday, June 19, 2008

East Coast - Dzień 9. - Ostatni. Toronto - Buffalo - Buffalo - Waszyngton - San Francisco

Ta opowiesc bedzie sie konczyc o 4 nad ranem...A moze nieco pózniej? A może ona nadal trwa? ;-)

Wednesday, June 18, 2008

East Coast - Dzień 8 - Toronto

Niedługo globalny Update! od Posrtland i Seattle do dnia 9tego na East Coast.

Mam parę deadline'ow, rozwalonego kompa i duzo dobrych chwil z Nią. Chwilowo zajmuje sie zyciem, mozecie to nazywac opieszaloscią - Wybaczcie - ja mam w glowie Wiosnę..."Wiosna, Wiosna, Wiosna accchhh to Ty!" Tak to Ty!
** FOTOSY **

Monday, June 16, 2008

East Coast - Dzień 7 - Niagara - Wodospad, Toronto - Kanada!

(na razie nieco chaotycznie)

Tego dnia wszystko było mistyczne i jakby zupełnie inne.
Pod wodospadem wydzieraliśmy się do siebie zagłuszani hukiem spadającej wody. Kiedy indziej, w zupełnej ciszy zamykaliśmy sobie na wzajem usta (i szczerze mówiąc, nie wiem czy dzisiejsza Solenizantka powinna czytać tego posta --> STO LAT!)
Niby wszyscy mówią (i rozsądek podpowiada takoż), że w tym miejscu trzeba chować kamery i szczelnie zamykać plecaki. Z racji zjawiskowości zawiesiny, która znajduje się w powietrzu, doświadczamy piątego stanu skupienia - "wody w stanie zawieszonym". Ostrzeżenia o destrukcyjnym działaniu powietrza w stanie przesyconym na sprzęt elektroniczny mają sens, ale ja ignoruję ten nakaz. Wiecie, czasem usłyszycie w momentach, gdy się rozgadam te moje hasła w stylu "If you don't risk anything..." i tak dalej. W końcu "We are not stranger to a danger" (thx guys for that phrase). Wracając na powierzchnię spoglądam na tamte chwilę z pewnej odległości i pamiętam, że upał tego dnia był cholerny. Ale wiecie jak to jest z tą alchemią (czy też neurotransmisją serontoniny przez szczelinę synaptyczną - Ciekawe jak nazwałaby to Beata? :-p ). My mamy siebie i zaliczamy tego dnia super chwilę nad największym wodospadem na świecie. Kręcimy się po okolicy by chwilę później obserwować granicę amerykańsko - kanadyjską z pobliskiej wieży widokowej. Jest to druga wieża widokowa w moim życiu zdobyta w ciągu zaledwie jednego tygodnia. Patrzymy i wspominamy. Wczoraj widzieliśmy Niagarę o pierwszej w nocy, dziś zachwycamy się nią w pełnym Słońcu. W swej naiwności charakterystycznej dla ciekawości z jaką dziecko poznaje świat (i która zaarzem wybacza wiele) zastanawiam się gdzie jest ta samotna Niagara, wśród tysięcy drzew, której zdjęcie znałem z atlasu geograficznego? Nie ma jej! Marcin twierdzi, ze jeszcze 11 lat temu było tu zupełnie pusto. Dziś wszyscy mamy jednoznaczne skojarzenia. To co widzimy dookoła przypomina nam "nasze" west coast-owe Las Vegas. Spoglądamy na zegarki, miło tu, zamiatamy wzrokiem okolicę, patrzymy się na siebie, sprawdzamy po kieszeniach, patrzymy się na siebie, patrzę na jej usta - cisza. Ok - ja mam, ja mam, ja też. Każdy potwierdza i wyjmuje jednocześnie paszport. No to wio. Czas ruszać do Kanady, czas wyjechać z kraju... W tom-tomie pierwszy koordynat z serii "zagranica"! Zatem jedźmy!
Mamy przed sobą wielką szansę spędzić te dwa ostatnie dni wyprawy najlepiej jak umiemy. Choć o tym jeszcze nie wiem, szansy tej, jak się później okaże - nie zmarnujemy...Jedziemy spotkać sie ze znajomymi z dawnych lat i choć nie byli to moi znajomi, dziś twierdzę, że nimi są. Dziękuję Ci Boże za tych wszystkich ludzi, których dane było mi do tej pory spotkać...

Amen.

Zdjecia wkrótce - obiecanki cacanki a Qtemu sanki...

** GALERIA FOTO **

Saturday, June 14, 2008

Technikalia - Piątek 13 stego

Cos dla umyslu...



Zobacz co z tego goscia wyroslo -czyli zdalem egzamin konczacy kurs na UC Berkeley. Na tym samym UC Berkeley, na ktorym co roku poszerzaja Hall of Fame zacnych uczelnianych Noblistów. Beata - miejsce czeka takze i na Ciebie - dasz radę, wiemy to!

Cos dla zmyslów...



Czyli stalem sie posiadaczem swojego pierwszego w zyciu BMW! (pozdr dla G i WP - wiele milosci!)

Ale tego dnia tak naprawdę najbardziej dumny bylem z Niej!

pozdrawiam Was robaczki.

Thursday, June 12, 2008

East Coast - Dzień 6 - Gettysburg, Warszawa, Buffalo, Niagara - Wodospad.

300 metrów od hotelowego okna widać Kanadę, wystawiając głowę za parapet usłyszysz majestat. Okno z widokiem na Niagarę. Hotel z pokojem, w którym gadamy o życiu. Kilka godzin wcześniej zwiedzamy pole największej bitwy wojny secesyjnej. Klimat tego miejsca ma bardzo swojski charakter. Czuję się tu trochę jak na mazowszu. Amerykanie bardzo rzetelnie zabrali się do wprowadzenia turystów w atmosferę tamtych dni. Caly Gettysburg zdaje się zyc wspomnieniami tamtych wydarzen nie pozwalajac przy tym turystom nie zostawic chocby kilku dolarow na okolicznosciowy upominek. Wiadomo - Ameryka to trochę deficyt historycznie ważnych miejsc a tutaj historia wielkich bitew kontynentu amerykanskiego trochę się zaczyna i trochę sie też kończy. kilka chwil później chodziliśmy sobie po Fabryce Harley Davidson-a w miejscowoci York (PA). Tam też podjąlem ostatczną decyzję o zakupie swojego pierwszego motoru. Nim wyslę smsa o treci "I made up my mind. I gonna buy this bike" robimy sobie z Eve wyglupy i serie okolicznosciowych zdjęć. Okazuje się, ze cala czesc dostępna dla zwiedzających otwarta jest już tylko dla nas. Nie chcemy psuć popoludnia bardzo uprzejmym pracownikom Fabryki, wiec wsiadamy do samochodu i jedziemy dalej, dalej przed siebie. Chwilę później kręcimy po ulicach miejscowosci Warsaw - to druga Warszawa, w której robiłem hałas ( a pierwsza, w której robilismy halas razem).

TBC - komp mi padł na dobre - piszę z Union Street z widokiem na prasującą Eve :-)

** FOTOSY**

Wednesday, June 11, 2008

East Coast - Dzień 5. Waszyngton DC, Gettysburg.

Ok, żeby nie było zbyt słodko. Waszyngton mi się nie podoba. Sprawia wrażenie miasta zbudowanego za szybą, nie dla mieszkańców, niedostępnego z chodnika, strzeżonego na każdym kroku przez "smutnych" panów z 9tką za paskiem. Ruch uliczny regulują patrole policji, specjalni z secret service i przejazdy kolumny prezydenckiej. Kapitol - zaliczony, Biały Dom - zaliczony, Pentagon -zaliczony osiem razy (co za organizacja ruchu!). Zaczynam tęsknić za NYC! Odwiedzamy na koniec dnia wielki Cmentarz, gdzie amerykanie umieszczają tabliczki z napisem "W tym miejscu okaz szacunek - zachowuj sie cicho". Przepraszam, właściwie taką tabliczkę umieścili tylko przy grobie Keneddyego. Dal Amerykanów to jasne przesłanie - powaga nigdzie indziej nie obowiązuje. My ją zachowujemy jeszcze przy tablicy pamiątkowej Pendereckiego. Czas mija, mega upalny dzień dobiega końca. Wsiadamy do samochodu, powoli udajemy się na północ. Mijamy Baltimore, aby po dwóch godzinach zameldować się w super moteliku nieopodal miejsca, gdzie odbyła się najważniejsza bitwa wojny secesyjnej. W plecaku Martini z Greenpointu dopomina się spożycia....Dalszą część już znacie...Nasze życia składają się z myśli, dat, wydarzeń, osób, twarzy, imion, wspólnych chwil. Trzeba nam o tym wszystkim wspólnie rozmawiać, by miało to sens, żeby być chociaż o cal między sobą bliżej. Niewypowiedziane myśli dziś mogłyby tylko zaszkodzić, dziś mogłyby pozostawić zaciśniętą pięść w kieszeni. Stoimy więc i popijamy Martiniasti na balkonie stylizowanego hotelu. Rozmawiamy. Znów pokonujemy kolejne minuty tych wszystkich lat, w których o sobie nic zupełnie nie wiedzieliśmy. Znów jesteśmy blisko, coraz bliżej. I mówię Wam, niech ten kto nie wierzy, że to może mieć sens, niech ten właśnie pierwszy rzuci kamień…

Niagara Falls 08

** GALERIA FOTO **

Tuesday, June 3, 2008

East Coast - Dzień 4. Green Point, Manhattan, Philadelphia, okolice Washington DC.

Noc spędzilismy na Queensie, poranek na Green Point-cie, potem posiadówk na schodach w Art Museum w Phili. Patrzę na panoramę misata w dole z miejsca gdzie Rocky Balboa podskoczyl po wbiegnieciu na szczyt schodow i ...nie mam nic do powiedzenia. Mysle o zyciu, nie wiem co powiedziec, milczę...Sam na sam, jestem z nią ;-)
Wiele osób, ktore w jakis blizszy sposob mnie znają z zaniepokojeniem pytają mnie co sie aktualnie dzieje w moim zyciu. Szczerze mówiąc...sam nie wiem.
Wlasnie z powodu malego wyskoku zmieniamy motel ;-p Cu tomorrow.

** FOTOSY **

Monday, June 2, 2008

East Coast - Dzien 3. NY - the City

Muszę powiedzieć, ze naprawdę lubię sposób w jaki uzywa się w tym miescie samochodów. jest szybko, dynamicznie i sprawnie. Samo miasto poniewiera ogromem i lubię je coraz bardziej z kazdą godziną.
Jak spiewali Beastie Boys.

"Brooklyn, Bronx, Queens and Staten
From the Battery to the top of Manhattan
Asian, Middle-Eastern and Latin
Black, White, New York you make it happen"

Czy juz wiecie dlaczego je lubie coraz bardziej?

** GALERIA FOTO **
(ZDJĘCIA MARCINA)
(Zdjęcia Eve)

Sunday, June 1, 2008

East Coast - Dzień 2. Providence, New Heaven and at last - New York!!!

Manhattan, Brooklyn, Harlem, Green Point rządzą! Duzo się dzi dzialo. Najwazniejsze rzeczy jednak miały miejsce na lotnisku Newark. Tam dzis kolo godziny 19.30 odebralismy Ewę - trzecią uczestniczkę podrózy :-)

Pozdrawiamy z New Jersey! Jest trzecia w nocy. pozdr dla Mlodej.

Dzień numer dwa zaczynamy w pięknym słońcu w przepięknej dzielnicy, przepieknego miasta Providence.
Nie mam wątpliwości, mogłbym tam zamieszkać na jakiś niezadługi czas.
Uroki tegoż miasteczka możecie podziwiać na zdjęciach, które dla Was poniżej zamieściłem. Naprawdę zachęcam do klikania. Tym bardziej, że u mnie jest bardzo rano a dodatkowo w zasięgu ręki nie ma kawy, której i tak nie zwykłem pijać. Ogólnie rzecz biorąc zmęczenie oraz psycho-ruchowa poranna niedyspozycja powodują pewne trudności ze znalezieniem w moim ograniczonym słowniku języka polskiego słowa oddające trafnie klimat miasteczka. Ok, przyznam się otwarcie. Oddam to miasto ocenie waszych oczu, bez zbędnego wstępu.



** GALERIA FOTO **
Niesamowity w Providence był tego dnia klimat (a może nie tylko tego dnia?). Przy miejskim bulwarze zaczepił mnie człowiek, który stwierdził, że powinienem zobaczyć pomnik swoich przodków znajdujący się po drugiej stronie rzeki. Hmmm, tak a dlaczego Pan sądzi, że to moi przodkowie? Ja też, jestem po ojcu Irlandczykiem – odpowiedzial ;-).
No nic, byłem już Irlandczykiem, więc nie zdziwilo mnie to bardziej niż bycie Francuzem, Szwajcarem czy ...Brazylijczykiem (które to obywatelstwa tez mi przypisywano przy rożnych okazjach). Sami przyznacie, że Irlandczyk w całym tym zestawie ma największy sens.
W Providence rozkoszujemy się czymś co Wlosi zwykli nazywac „dolce far niente”, zmierzamy leniwie z miejsca na miejsce podziwiając uroki miasta. Po drodze zagadują mnie starsze Panie z przejęciem opowiadające mi historię swojego brata/ojca, który w czasie wojny będąc lotnikiem swoją odwagą i poświęceniem dorobił się miejsca na pobliskim skwerku wśrod setek innych wojennych bohaterów. Własnie w Providence na miejskim monumencie, do ktorego Panie niesmiało mnie podprowadzają po dziś dzień spoczywa wyryta w granicie wieczna o nim pamięc.
Robię na ich (i rzekomo samego zainteresowanego) prośbę zdjęcie nazwiska, które zostało mi z należytą dystynkcją wskazane. W nostalgicznycm zamyśleniu obiecuję publikację zdjecia w internecie.
Żegnamy się serdecznie, odchodzimy...kazdy w swoją stronę. Raczej się już nigdy nie zobaczymy, ale pamięć o lotniku, ktorego niespodziewałem się tego dnia na swojej drodze spotkac na jakiś czas zostanie wzbudzona nie tylko w mojej głowie.

Zmierzamy w kierunku czegoś co w Polsce zwykło być Ratuszem. Amerykanie opanowali do perfekcji sztukę podrabiania neoklasycyzmu (nie wiem skąd te aspiracje, ale wydaje mi się że każde (aspirujace) mocarstwo czerpało z klasyków). Ja na pewno byłem pod wrażeniem Koloseum, które na skutek pewnych (choć nie wiem jakich) okoliczności zrobiło na mnie nawet korzystniejsze wrazenie niz to Waszyngtonskie.
Potem odwiedzilismy Yale University, którego to Uniwersytetu nikomu nie trzeba przedstawiać. Jednym ze znanych absolwentów ostatnich lat jest chociażby Bill Clinton.
Na skutek tegoż właśnie absolwenta wdaje się w dyskusję z Marcinem o obecnej, poprzedniej i przyszłej amerykańskiej prezydenturze. Głównie słucham.
Z New Haven udajemy się na inny znany Uniwersytet, tym razem wojskowy West Point. Dla mnie jest to tym bardziej ciekawe doświadczenie, gdyż sam jestem absolwentem jego polskiego odpowiednika. Niestety na sam Campus docieramy na dziesięć minut przed jego zamknięciem, robimy więc pamiątkowe zdjęcia, kręcimy się po okolicy, po chwili wskakujemy do maszyny i popędzamy ku lotnisku. Newark – tam spotykamy Ewę, której to od dłuższego czasu wyczekiwałem. Tym samym do Ekipy podrózników dołącza trzeci jej uczestnik. Muszę powiedzieć, że wszystko przebiegło bezproblemowo. Czy oznacza to, że im większe lotnisko tym większy na nim panuje porządek? (Przypomina mi się jednak nieśmiertelne Heathrow i chyba jedna nie wierzę w tą teorię). Wskakujemy do samochodów i ruszmy na podbój Manhattanu!
Jest to niesamowite miejsce, z którym od dłuższego czasu planowałem się zmierzyć. Dziś się to w końcu udaje. Na Time Square witamy się z Eve. Znowu razem - w końcu!

Świetnie się jeździ po Manhattanie samochodem – w SF Office wszyscy twierdzą, że jestem masochistą! Nie jestem - lubię tą emocjonalność na drodze. Ze znanych mi miast chyba tylko Rzym mógłby zapewnić mocniejsze wrażenia. Warszawa jest podobna w tej kwestii do NYC. Czy już wiecie dlaczego czuje się tu dobrze?
Kręcimy się po Queensie , Brooklynie, żeby na koniec znaleźć się na Greenpoint’cie. Tam spotykamy znajomych Ewy i do drugiej w nocy przesiadujemy w knajpce, w której po polsku zamówisz Okocimia, Żywca, Lecha, Tyskie. Po wszystkich moich przejawach zdziwienia każdym polskim akcentem ( a jest ich sporo) Artur ze spokojem w głosie zdobywa się na komentarz „Daj spokój, jesteś w Polsce”. I tak faktycznie jest. Green Point to polska kolonia w USA. Na każdym rogu ulicy słychać język polski, dookoła polskie sklepy, punkty usługowe i polski life style sprzed kilku / kilkunastu lat. Czuję się śmiesznie. W Kalifornii nie uświadczycie takiego klimatu (no chyba, że dwa razy do roku w Union City ;-) ). Po długiej posiadówce na greenpointcie środkiem Manhattanu udajemy się na nocleg, którego jeszcze nie mamy i o ktorym nic jeszcze nie wiemy
:-) pozdrawiam