Thursday, October 30, 2008

Pro Arte et Studio – Return to the begining

Dużo czasu minęło od ostatniego mojego wynurzenia w materii zawodowej. Tyle sie działo przez te ostatnie pół roku, że trudno nie zauważyć pewnych braków na n-s-c. Nawet z odległosci 10000km, które nas wszystkich dzieli są one dosyć widzoczne. Stanford Universtiy, Retail projects, Casino w Vegas od dziś tez dotcom project. Czego mnie nauczyły/ nauczą jeszcze te projekty? Z pewnością pokory.
Okazuje się bowiem, że w swym galopie ku nowym wyzwaniom musiałem chcąc niechcąc cofnąc sie do podstaw swojego zawodu. Obliczenia ręczne, wykresy psychrometryczne, arkusze kalkulacyjne w dosyć zaawansowanych postaciach i na koniec rysunki ręczne. Tak wyglądały trzy moje ostatnie projekty. Myślę, że projektowanie w Polsce i projektowanie w Anglii czy San Francisco to trzy zupełnie inne sprawy. Model Polski zakłada zmontowanie gotowego, dobrze działającego produktu, może nieco przeciążonego i rozbudowanego, ale na pewno sprawnego.
Amerykanie z kolei będą przechodzi przez wszystkie etapy projektownia z nieslychanym mozołem sprawdzając wszystkie możliwe za i przeciw biorąc pod uwagę kilka możliwych sposobów zaoszczędzenia pieniędzy na wszystkim co nie jest niezbędne do działania finalnego produktu. Model angielski, którego jestem od prawie roku składowym elementem zakłada kompleksowe podejście do budynku. Zajmę się opisaniem po krótce opisania modelu (nazwijmy go umownie) brytyjskiego.
Zaczynamy-czyli mamy zlecenie. (od projektu do makroekonomii)
Stopień uogólnienia koncepcji na pierwszych etapach projektu mógłby zaskoczyć chyba nawet przedszkolaka. Jakby się nad tym natomiast zastanowić, ma to swój głęboki sens. Na wszystkich odcinkach projektu, w ktore zaangażowane są nieinzynierskie umysły stosuje się tutaj bowiem proste metody wizualizacji (rysunki ręczne) i kalulacji (wykresy, słupki, zbiory), które w jasny sposób przemawiaja do wyobraźni Architekta, Klienta, nieinżyniera. Po rozważeniu wszystkich za i przeciw przystępuje się tu do selekcji systemu, który spełni oczekiwania wszystkich zainteresowancyh stron (ale chyba głównie Klienta i Architekta). W ten sposób uruchamia się proces zwany projektowaniem czyli zaczynamy ubierać w liczby model zaprojektowanego budynku.

Where is The Sun? (PBa)


Strategy drawing (Pba)

We need more shade (PBa)


At least less radiant (PBa)

Tu Proste obliczenia ręczne z czasem zastepuje się coraz bardziej skomplikowanymi modelami numerycznymi potwierdzając bądź weryfikujac wstepne założenia. Na tym etapie tablice z danymi klimatycznymi ASHRAE, CIBSEA lub TMY(3) ustępują miejsca programom tyypu TRACE, EQUEST, IES, HEVACOMP (które oczywiście wszystkie wpsomniane tablice i znacznie więcej mają zaszyte juz w sobie). Po uzyskanieu w miarę precyzyjnych liczb okreslajacych zapotrzebowaniebudynku na chłód i ciepło przystępuje się do określenia procesow termodynamicznych, którym podlegac będą czynniki dystrybuujące wspomniana wyżej energię (woda, powietrze, inne...). A więc wykresy psychrometryczne do rąk!


This is how simple tools do serious work

Do you really need software?

Gdy już wiemy ile czego i w jakiej ilosci/jakości (o jakim parametrze) możemy nieśmiało zadac pytanie producentom niezbędnych urzadzeń jak by wyglądała centrala klimatyzacyjna, agregat chłodu czy wieża chłodnicza, gdyby za dane wejściowe uznac uzyskane przez nas wcześniej liczby (całkowita kontrola nad projektem wymaga ciąglego uwzglądniania istotnych zmian projketowych, które jak wiemy stanowią istotę rzeczy). Majac dobrane i zweryfikowane urzadzenia przystepujemy do romieszczeania ich w budynku. Na tym etapie wracamy do czegoś co ustalilismy z architektami nieco wczesniej wydajac setki razy wymagania projektowe odnośnie pomieszczeń i przestrzeni technicznych (lokalizacja, powierzchnia, dostęp, inne). Oczywiscie zawsze okazuje sie, ze raz czegos jest za mało to z drugiej strony czegos znow jest za duzo ale w złym miejscu. No nic ugniatamy to ciasto liczb z Architektami i Konstruktorami na kolejnych spotkaniach do momentu, gdy blady strach (w postaci deadline’ow) zaglada w oczy i akzdy orientuje sie, ze nie ma juz co dluzej sciemniac....czas pojsc na kompromisy. Kazdy jakos finalnie potrafi sie dogadac i oddac lub dac cos do tej pory absolutnie niezbywalnego. Gdy okazuje sie, ze wsyzstko zostalo w miare dokladnie policzone, dobrane, na swoim miejscu posadowione trzeba to wszystko jeszcze narysowac. Tutaj jest dla mnie ostatni etap projektu. Mark ups czyli ręcze rysunki, które posłużą operatorom CAD do narysowania finalnego produktu (pomocne programy AutoCAD, ABS, REVIT + wszystkie nakładki i mutacje, Cad duct to był dobry wybór). Oczywiście są jeszcze dygresje w stylu modelowanie (w skali lub komputerowe) i analizy CFD, gdy budynek zdaje sie miec w sobie niespotykane do tej pory lub trudne do przewidzenia w dzialaniu rozwiazania. Wtedy numeryczne modelowanie termodynamiczne ułatwia życie projektantom dając przyblizone odpowiedzi na pytania, których nikt niechciałbysie bez podparcia sie wiarygodnym modelem podpisac swoim nazwisiem.


Paraview screenshot – visualisation of CFD outputs

Gdy zbnierzemy wszsytkie dane, opiszemy je i narysujemy w logicznej kolejnosci i spojnosci dodajac przy tym ładną dla oka oprawę graficzną możemy mówic o finalnym produkcie. Tak z grubsza wygląda typowa droga projektu plans&specs design, o ktorym wczoraj na zajęciach w Berkeley dowiedzialem się, ze jest charakterystycznym dla czasów stabilizacji, względnie stagnacji a nawet recesji. Co ciekawe tylko na takich projektach pracuje tutaj w San Francisco, ale nie trzeba chodzic na zajęcia akademickie by wiedziec, ze gospodarka złapala zadyszki. No własnie, kilka znaków na niebie i ziemi wywołuje niepokoj na roznych moich płaszczyznach zawodowych po obu stronach Oceanu....Ale życie toczy się dalej....

Thinking of tomorrow – Warszawa 2.0

Wiem, że kryzys powoli zagląda w oczy do tej pory wysmienicie prosperującej branży, ale wiem też napewno że będzie to sytuacja przejsciową (być może jednak dla wielu ciężką). Znam już dosyć dobrze te zawirowania na rynku sprzed kilku lat. Wiem, że sytuacje tego typu przynoszą nowe siły i oczyszczenie wymęczonego rynku. Czekam na moją Warszawę 2.0, która dla mnie ma imię Lilium Tower (Zaha Hadid), Biurowiec Gminy Żydowskiej lub kształt przynajmniej „jednego” z Narodowych Stadionów...Nim na chwilę przystanie - widać już, że wreszcie idze nowe...

Monday, October 27, 2008

Return to The Rock

Again The Most famous Prison was a subject of my journey,
Again The Most Important people for me were there with me,
Again pictures were nicely taken...
(There were more similiarities that night - hush hush!)
** GALERIA FOTO**

Thursday, October 23, 2008

The Sharks Game!

Ten weekend był wyjątkowy. Pierwszy raz zwiedzaliśmy Californię razem (z Eve, Siostrą i Maćkiem)! Pierwszy raz spodobało mi się Santa Cruz (wreszcie!), pierwsz raz jeździlem na legendarnym roller coasterze (the lost boys-ajjj) i w końu pierwszy raz wybraliśmy się na mecz! Tym razem jednak mecz hokejowy! Duzo emocji jak na jeden weekend. W sumie 9 bramek, "nasi" wygrali a ja zupełnie nieświadomie stałem się obiektem eksperymentu socjologicznego, którego jednka w Polsce pewnie bym nie przeżył. Otóż na mecz, którego gospodarzem była drużyna Rekinów z San Jose (co za przypadek - barwa klubowa to kolor zielony) załozylem bluzę w barwach druzyny przeciwnej nie mając przy tym bladego pojęcia jak wielki afront nieswiadomie w kierunku "reki, która mnie karmi" czynię. Amerykanie nie bardzo wiedzieli o co chodzi, obserwując mnie cieszącego się, gdy Filadelfijczycy tracili kolejne gole. Ja zkolei nie wiedzialem o co chodzi, gdy zupełnie przez nikogo nie zaczepiony chodziłem sobie jako zadeklarowany Filadelfijczyk (zakonspirowany Shark) po arenie HP Pavilion wśród tysięcy wygłodniałych ofiar rekinów (zęby jednak okazały się tego wieczoru tępe, a może sam instynkt i głód krwi stępiony został na oltarzu wszchobecnaj konsumpcji: popcornem, watą cukrową, wszędobylską reklamą i colą). Ok, w Polsce także siedzialem na trybunach drużyn przeciwnych, na meczach tak zwanego podwyzszonego ryzyka, ale nigdy do głowy by mi nie przyszło by się przypadkowo lub nawet celowo z konspiracyjnego, ukrycia na światło kibicowskiej nienawiści wydostać. Nie widzę powodu dla którego miałbym w niedzielne popołudnie targać się na własne zdrowie dając się obić pięsciami kipiącego nienawiścią tłumu. Tłumu, który w myśl chrześcijańskij miłości bliźniego przyszedł na stadion zamanifestować w duchu sportowej rywalizacji (co typowe dla kultury europejskiej) swój regionalny patriotyzm i swoją pozaregionalną nienawiść. Tu w Stanach jest inaczej, kazdy jest z innego regionu, więc bicie po twarzy sąsiada w ławce obok nie mialo by najmniejszego sensu. Bo na pytanie "za co?" Odpowiedz "za pochodzenie", byłaby oczywistym dowodem na to, że nie tylko pytania bywają głupie. Wracajac jednak do meczu muszę powiedzieć, że na pewno samo widowisko od strony medialnej zorganizowane jest bardzo profesjonalnie. Jest dosłownie wszystko i właściwie jeszcze więcej niz do obejrzenia meczu hokejowego potrzeba. Natomiast jesli chodzi o doping kibiców (którego nadal jednak kuipić sie nie da*) pamietam ze na skromnym K6 był lepszy ;-)
**GALERIA FOTO**
*albo da się stepić popcornem, raklamą i colą. A może po prostu trudno się w Oceanie imigracyjnego galiamtjasu z czymkolwiek utożsamiać i na kimkolwiek wyżyć?

Friday, October 17, 2008

Ludzie bez cienia - intro


Czarny jak smoła kształt taboretu rzuca rownie czarny cień na podłogę przełamaną płaszczyzną ściany wyrastającą pionowo na jej dębowo parkiecianym końcu. Wspina się dalej po pożółkłej farbie mniej więcej na jakieś 30 cm nad krawędź przełamania i tam się kończy wraz z abakusem siedziska. Papieros tli się niesmiało na spodku w towarzystwie wyciśniętej torebki herbaty. Szczotka do zębów i szklanka nie stanowią tak doskonałej bariery dla światła i dyskretnie zaznaczają swoją obecność na wytapetowanej ścianie kuchni. Czarne blaszane karaluchy przemierzają mój pokój z lewa na prwo i z prawa na lewo, wzdłuż i w szerz, po skosie , pod kątem i po ścianie…Ich czarne korpusy wytyczają karalusze szlaki wędrowne z powiśla do centrum i dalej na wolę, oraz z Pragi na Mokotów przez plac trzech krzyzy. Niektóre krąża po pokoju pokonując trase złożoną z dwóch ścian , podłogi i sufitu w kólko i na okrągło, niektóre wypadają przez otwarte okno na ulice, na Tamkę. Tam rozbijają się o chodnik i w potwornych okolicznościach eksploduja w kontakcie z galanterią betonowych płytek chodnikowych. Trzewia wydarte z ich czarnych oleistych wnętrzy siłą grawitacji składają się na nowo i kumulują w nowe twory, pół cyborgi pół Prusaki zostawiające kupy na każdym wolnym skrawku przestrzeni miejskiej, pstrokato czarne Świnio-byki wyrywające rozkłady jazdy i taranujące wiaty przystankowe oraz stalowe krety drążące chodniki warszawskich ulic, powodując w nich poprzeczne nierówności, których nie wybierają sztywno zestrojone amortyzatory lśniących rowerów górskich. Siedze an parapecie swego okna nad majaczącymi rusztowaniami przyszłej konstrukcji muzeum chopinowskiego.Nic nie ma, przede mną…..Tylko tandetny księżyc wiszacy gdzies nad tarchominem wyglądający jak plansza z tłem w teatrze lub w jednym z tych atelie fotograficznych , gdzie zakochani pstrykają sobie zdjęcia na tle sztucznego kominak lub wymalowango na płótnie zachodu słońca….

Klimatyzator pod sufitem wydaje z siebie miarowy dźwięk wentylatora obijającego się o obudowę. brzdęk, brzdęk, brzdęk. Tempy i miarowy brzdęk emituje z siebie zimne strumienie powietrza , które przesycaja pokój i wylewają się w raz z karaluchami prze okno. Kap, kap, kap woda skroplona z powietrza w procesie schładzania uderza o parapet. Fale zimnego powietrza spływają w dół ulicy mijają BUW po swojej lewej i na wysokości Mostu Świętokrzyskiego wpływają do Wisły, do której rano co uda się stwierdzić naocznie, cała Warszawa wylewa poranną kawę, kawę z mlekiem….tak sobię tłumaczę jej kolor…

zQt

Thursday, October 16, 2008

Szukajac siebie




Perspektywa z San Francisco


to mój prezent dla Was

Saturday, October 11, 2008

Inklinacje



Chińska zupka z Polski w rosyjskim sklepie na Zachodnim Wybrzezu Ameryki...

Sunday, October 5, 2008

Sideways...

Często w drodze do nikąd warto zjechać spontanicznie z trasy i przetrzeć trochę znudzone, boczne drogi...zrob to zwłaszcza jeśli jesteś w Sonomie lub Napie, zrób to koniecznie jeśli dobre Kalifornijskie wina nie są Ci obojętne a Ty akurat tam jesteś...

Sometimes when you are on your way to nowhere it is worthwhile to pull over the route and blaze a bit bored, dusted sideways...Do it especially when you are already in Sonoma or Napa, do it necessarily if good Californian wines are not impassive for you and you are somewhere there...


** GALERIA FOTO**

Vineyards
Google photos link