Monday, December 29, 2008

Nowy Rok jest optymistą...

A tu nadszedł tak szybko czas podsumowania, czas rozliczania, czas planowania. Wyskoczył na mnie zza rogu, tak jak wyskakuje co roku, chociaż z każdym następnym robi to coraz szybciej, coraz częściej skłania też do refleksji. I chociaż każdy inny dzień jest tak samo dobry by się nad sobą zastanowić to jednak podswiadomie szukam klamry, jakiegoś początku i jakiegoś końca coby się zabrać do posortowania minionych spraw, poprzekładania papierów i przyjrzenia im się z bliska. Rok 2008 nie zmobilizował mnie zupełnie. Na pytanie kolegi z pracy o postanowienia na Nowy Rok nie miałem żadnej odpowiedzi. Faktycznie, muszę przyznać, że nawet zaskoczyło mnie to pytanie. Nie mogłem zrobić nic więcej jak przekroić kotlecik, nadziać go na widelec, umoczyć calość w sosie i ciągnąć dalej lunchową konwersację omijając niewygodny temat...

Dziś podsumowuję:

- Płyta roku:

Męska Muzyka - Waglewscy

- Piosenka/odkrycie roku

Ederlezi - G. Bregovic

- Książka Roku (a raczej artykuł roku)

"Swiat według Dziada" - książka opowiedziana przez prostego gołębiarza i domniemanego szefa gangu wołomińskiego - Henryka Niewiadomskiego dała mi więcej do przemyślenia niż literatura Grynberga, Steinbecka, Hłaski, Suvorowa, Wilde'a, Allende czy Houellebecqa przez którą przeszedłem/przechodzę w tym roku.

- Film roku

Rise of the footsoldier

- Liczba roku

21,6m - lutowy bezdech w Monterey. Regres, który jednak nie martwi...

- Miesiąc roku

Kwiecień. Słońce zawsze świeci a Księżyc zawsze w pełni.

- Gadżet roku

Skórzano - goretexowe rękawice motorowe BMW Motorrad

- Konsekwentność roku:

Kompletowanie sprzętu nurkowego.

- Motto roku:

Iść swoją drogą - tak śpiewał (?) artysta.

A jednak miałem postanowienie! Teraz pamiętam! Motor! Dokładnie w połowie roku udało mi się je zrealizować (patrz konsekwentność roku i wstaw motorowego).

Jak zwykle otarłem się tylko o powierzchowność nie poruszając wcale tematu sedna. Szukam odniesienia, wciąż się chce o Was i o sobie czegoś dowiedzieć, trochę też szukam sensacji. Podzielcie się ze mną proszę swoimi wydarzeniami roku (ksiazka, muzyka, film, zdarzenie), ale niech każdy z Was wie, że o najważniejszej dla mnie sprawie tu nie napisalem :-) Taaak, 2008. był dobrym Rokiem.

P.s. A i chciałem dodać, że na 2009. mam trochę planów. To daje mi satysfakcję.

Życzmy sobie sił i zdrowia. 

A tymczasem ruszajcie przetrzeć parkiety. 

No to do zo!

Sunday, December 28, 2008

Grand Canyon - South Rimm

Były to czasy kiedy nie znałem znaczenia słowa Stubborn, maile z Nowego Yorku czekały w długiej kolejce na odpisanie a Zbyszka w powszechnej świadomości kojarzono z Mountain View. Dziś jest inaczej, natomiast reszta, reszta pozostała niezmieniona...
** GALERIA FOTO **

Wednesday, December 24, 2008

Wesołych Świąt - Merry Christmas


Wszystkiego Najlepszego, Zdrowia, Szczęścia oraz Wszelakiej Pomyślności na Czas Świąt Bożego Narodzenia życzymy Całym Naszym Rodzinom oraz Wszystkim Naszym Znajomym - gdziekolwiek jesteście, skądkolwiek o Nas myślicie.

Piotrek i Ewa

Merry Christmas to our Families and our Friends wherever you are!

All The Best!

Piotrek i Ewa

Jest wporzo....

Friday, December 19, 2008

100 Lat Uśmiechu!



Wszystkiego Najlepszego Eve!
100 lat usmiechu...Razem!

:-*

Wednesday, December 10, 2008

Monument Valley

Zdjęcia dokumentujące chyba jedną z ostatnich większych podróży po Ameryce

Monday, December 8, 2008

Baby Shower

Baby shower jest rodzajem imprezy, w której rodzice zbierają prezenty dla oczekiwanego lub nowonarodzonego dziecka. Z reguły zapraszają w tym celu swoich znajomych, aby w atmosferze zabaw związanych z oczywistą tematyką zgromadzić niezbędne rzeczy dla niczego nie oczekującego i nie potrafiącego przydatności owych dóbr oszacować przybysza (w tym wypadku Mayi). Powiem szczerze, że w swej ignorancji usłyszałem o instytucji baby shower dopiero tutaj w Ameryce, podczas wieczornych podróży po Mid Weście opisanym w „Delicjach ciotki Dee”. Moja wiedza w tej materii okazała się jednak niepełna. Do tej pory myślałem bowiem, że jest to impreza organizowana przez przyszłe lub dopiero świeżo upieczone mamy, dla mam obecnych, przyszłych, oczekujących lub nie oczekujących niczego. Okazało się jednak, że nie, że także kawaler taki jak ja również może stać się częścią okolicznościowej imprezy, kojarzonej głównie z przejawem kultury amerykańskiej. Może! To potwierdziło się w ostatnią sobotę, tak samo jak to, że baby shower jest element kultury bardziej niż globalnej… W ogóle impreza ta, jak każda inna impreza w Kalifornii, była imprezą bardzo międzynarodową. Byli więc Amerykanie a wśró nich Amerykanie polskiego oraz włoskiego pochodzenia. Nie zabrakło oczywiście wszędobylskich Azjatów, za to nie było o dziwo Hindusów, ale ich brak swą obecnością rekompensowali Rosjanie (na szczęście nie za długo). Nie jestem w stanie wymienić kogo tutaj nie wymieniłem…było jak zwykle międzynarodowo. Wśród popularnych tematów imprezowych było się można dowiedzieć jak żyje się obecnie i jak żyło się dawniej na East Kołście i północy Stanów. Można także było osłuchać się jakie imprezy ostatnio odbywały się w Las Vegas i które były warte atencji, które udziału, a które nie były warte niczego. Można wreszcie było powrócić także na chwilę do Europy i posłuchać oraz dowiedzieć się, jakie plusy ma Londyn i dlaczego ma ich tak mało… Słowem można było zgadać cały świat i w razie czego nawet więcej. Można było bowiem pogadać także o tym, co poza światem widzialnym. W tym celu podjęto próbę wytłumaczenia mi istoty nieskończoności wszechświata – chyba nawet coś zrozumiałem (to tyle o astrofizykach, na imprezach u których łatwo wylecieć z orbity). Jak widzicie można było o rzeczywistości i można było o abstrakcji, ale ja w swej rubasznej prostocie przyłożyłem ucho do niezwykle barwnych opowieści z innej zupełnie beczki… Rzecz traktowała o mieszkańcach pewnej dobrze mi znanej krainy i miała coś w sobie z dwojga rodziców. Trwogę rzeczywistości i małość ludzkiej (tym razem mej) wyobraźni w konfrontacji z majestatem abstrakcji… Opisane wydarzenia wyłożone zostały mi z pierwszej ręki, z należytą kronikarską rzetelnością tak jak faktycznie miały miejsce, czyli bez większych niż wskazane na standardowe cele towarzyskie upiększeń (podkolorowane może jedynie westchnień sentymentem)…Działy się te rzeczy w midlandzie naszego hajmatu, gdzieś na granicy dawnego województwa sieradzkiego i jakiegoś jemu sąsiedniego, którego nazwy w tej chwili nie pomnę…Właśnie w tym sieradzkim, gdzieś bardzo na uboczu, wiodła od wieków swoje spokojne, pracowite życie mała społeczność, która mimo upływu lat nie przestała budzić zawiści wśród pozostałej części mieszkańców nieistniejącego już województwa. Charakteryzowała się ona niezwykłą pracowitością, zawziętością i wyróżniały ją także pewne specyficzne rysy twarzy, które wraz z wystającymi policzkami stanowiły pozostałość dawnych wpływów tatarskich na te okolice. Okazuje się, że każdy porządny dawny sieradczok rozpozna po owych policzkach, bez najmniejszego zawahania, przedstawiciela tejże społeczności (ja byłem tym faktem przyznam poruszony – na moim podwórku bowiem, wszyscy z grubsza wyglądali tak samo). Okazuje się, że powodem dookolnej zawiści była wcześniejsza niż w pozostałych rejonach kraju emancypacja kobiet (postęp zawsze budził niepokój ogółu). A tutaj właśnie przybrał on formę równego do maszyn i robót polowych kobiet i mężczyzn uprawnienia. Owocowało to znacznym zwiększeniem wydajności pracy w polu i dawało mężczyznom szansę znalezienia dodatkowych źródeł zarobku, które skutkowały z kolei skuteczniejszym niż w reszcie statystycznego województwa pomnażaniem dochodu. Na wsi, jak głosi stereotyp, nie potrzeba powodu, by mieć przyczynek do wielopokoleniowej kłótni (tyczy się to także globalnej polityki – wszak to globalna wioska dzisiaj). Zatem nierówność (czyt. niesprawiedliwość) materialna powodem do zawiści była doskonałym. I tu przechodzimy w sposób gładki i logiczny do historii, które każdy z nas zna przynajmniej z opowieści. Któż z nas nie słyszał milionów historii o zabawach wiejskich, które niechybnie zmierzały do tego samego końca? Finał był z reguły ten sam. Zawsze znalazł się w grupie rozentuzjazmowanego tłumu jakiś śmiałek, który powodowany zawiścią, zazdrością, tanim winem, afektem żywionym ku kobiecie, czy po prostu urażoną ambicją, gotów był sięgnąć po pierwszą sztachetę z płotu. Niezmiennie zaskakiwały i poruszały mnie do żywego takie historie (o samych bijatykach wiem z resztą coś więcej niż tylko ze słyszenia), ale tym razem zwróciłem swoja uwagę na nieco inny element słowiańskiej kultury. Okazało się bowiem, że na tym całym naszym temperamencie można także było zarobić. Ba…temperament ten nawet może się stać także pewnym przyczynkiem pozytywnych zmian w krajobrazie. Po każdej zabawie bowiem braki w okolicznych płotach uzupełniano nowymi elementami galanterii budowlanej aż w końcu, zadając kres chuligańskim wybrykom, dokonano niezbędnych usprawnień i modyfikacji, nadając okolicznym ogrodzeniom bardziej solidną i zarazem mniej tymczasową formę. Tu znów pojawił się pewien przedsiębiorczy osobnik, który swa postawą jednak mi zaimponował. Po dokonaniu kolejnego płotczanego improvementu zdecydował się on bowiem sprzedawać wymienione co dopiero sztachety ze starego płotu, gotowym na wyrwanie i zaskoczonym jego brakiem, przybyłym na miejsce uczestnikom imprezy. Pod okoliczną remizą podczas sobotniej zabawy dokonywał on pierwszych transakcji wprost z przyczepy swojego żuka. Pomysł po prostu genialny, nie wiem jak długo udało mu się utrzymać kolejkę i asortyment w ryzach. Postawa jednak wydała mi się godna naśladowania i dowiodła tego, że nawet jak jest źle, to nie znaczy, że nie da się czegoś z tym zrobić. Tu nastąpiła seria opowieści, które miały swój rodowód w niekończącym się odwecie za wyrządzone krzywdy. Po prostu kolor prowincji w całym blasku. Przyznam szczerze, że faktów takich o moich rodakach i o swoim kraju nigdy bym się nie dowiedział, gdyby nie rozwój i upowszechnienie Internetu, jeden bardziej leniwy od reszty poranek, trochę szczęścia i niespokojne ręce, którym wiele w dziedzinie poszerzania mej wiedzy zawdzięczam…A wszystko działo się na zachodnim wybrzeżu Ameryki Północnej z dala od miejsc i ludzi, o których co usłyszałem tutaj właśnie zapisałem. Sam nie wiem ile tutaj mojej interpretacji, a ile w tym rzetelnego przekazu, ponieważ często opisuję sytuacje takimi jakimi je zapamiętałem, a nie takimi jakie mi je opowiedziano. Nie muszę przy tym dbać o copyrighty, poprawność polityczną, zgodność historyczną czy nie urażanie uczuć innych. Nim na dobre zacznie mi jej brakować dam jeszcze upust swojej słowiańskiej naturze i na dosłowność Kalifornii w tym miejscu sobie ponarzekam. Chociaż z drugiej strony jest to także kraina, w której miarą sukcesu zawodowego jest liczba wypowiadanych bez zmrużenia oka, niby niezauważalnie w konwersację wtopionych, budujących aurę tajemniczości Tielejów*. No cóż…nic nie jest wystarczająco proste i jednoznaczne…Od czego to ja dziś zacząłem? Ahhh…baby shower. Zdjęć na razie nie zamieszczę bo żadnych też nie zrobiłem, a na copyrajty mam respekt…Póki co, wciąż mając w pamięci imprezę, czekamy na dzień, w którym poznamy Cię Mayu.

*(Three Letter Acronyms)

Sunday, December 7, 2008

Upper Antelope - powrót

Antelope Canyon is located near Page on Navajo Nation land, just outside Glen Canyon National Recreation Area and close to AZ 98 a few miles east of town (at milepost 299). Antelope Canyon is the most visited slot canyon in the Southwest, partly because it is easily accessible and by far the most publicized, and also since it is extremely beautiful, with just the right combination of depth, width, length, rock color and ambient light; many other slot canyons are deeper, narrower or longer, and some have rock that is even more colorful and sculptured, but here conditions are ideal.
Kanion Antylopy leży nieopodal miejscowości Page tuż poza granicą Glen Canyon National Recreation Area w pobliżu drogi stanowej numer 98. Jadąc od Flagstaff skręćcie przed samą miejscowością Page na wschód, jedźcie w kierunku elektrowni z trzema dymiąymi kominami (niezłe intro do Monument Valley - sprawdźcie sami) . Po przejechaniu kilku mil tuż przy znaczniku "299 mila" znajdziecie zapewne parking z kilkoma samochodami 4WD i grupką znudzonych indian gotowych zainkasować okrągłą sumkę za dosyć wątpliwej jakości usługę przewodniczą. Teren ten jest zasiedlony przez Lud Indian Navajo i jest niezwykle bogaty w przyrodniczo-inzynierskie atrakcje turystyczne (Horseshoebend, tama + most, marvel canyon+mosty).
Kanion Antylopy sklada sie z dwóch części (Upper and Lower) i jest najczęściej odwiedzanym kanionem szczelinowym w południowo-zachodniej Ameryce. Na jego popularność składa się po częsci łatwa dostępność, niezwykły wygląd i perfekcyjna kombinacja wymiarów geometrycznych, takich jak głębokość, dlugość, szerokość. W kanionie panuje przyjemny półmrok a niezapomnianych wrażeń dostarcza gra światła słonecznego wpadającego przez szczeliny w górnej jego części z ciepłym kolorem piaskowca, który stanowi budulec kanionu. . Weźcie pod uwagę także miesiąc, w którym chcecie odwiedzić kanion. Ze względu na Flash floods* (błyskawiczne powodzie) kaniony nie są dostępne przez okrągły rok. Niebezpieczeńswto wystapienia takiej powodzi wymaga także pewnej organizacji, która sprowadza się do wynajecia przewodnika. A to z kolei powoduje koszty...No właśnie, koszt wyprawy do kanionu to równowartość 31$ (6$ to opłata za wjazd na teran rezerwatu a 25$ od osoby to koszt pobierany przez umiejących liczyć dolary Indian). Między 15. Marca a 7. Października macie szansą zobaczyć snopy światła penetrujące szczelinę kanionu (niesamowite wrażenie, które do tej pory widziałem jednak jedynie na zdjęciach w internecie). Zamieszone poniżej zdjęcia nie są podkręcane, ale jak wszyscy zgodnie twierdzimy wyglądają lepiej niż rzeczywistość a rzeczywistość w tym wypadku jest niesamowita...
Konkludując, Page jest obowiązkiem na szlaku turystycznym każdego śmiałka pragnącego przemierzyć zachód.
* Sprawa wydaje się poważna gdyż Lower Antelope ma na koncie jedenaście ofiar, które zginęły podczas jednej z takich powodzi.

Thursday, December 4, 2008

Rent it - Off Road it!






INTRO






Over reaction is my only reaction :-] oversaturation in some point has rejszyn :-)

OUTRO

Monday, December 1, 2008

Four Corners - na styku Stanów (świadomości)

Four Corners (pol. cztery rogi) - jest  szczególnym miejscem w zachodniej części USA (niestety to jeszcze ciągle zachód). Ehhhh, kiedy Midland?? W miejscu tym bowiem schodzą się granice czterech amerykańsich stanów: Utah, Kolorado (ang. Colorado), Nowy Meksyk (ang. New Mexico) oraz Arizony.
Ciekawostka: Każdy znas jest w innym stanie.
Foto by Zbyszek Skolicki.

Samo miejsce leży w przysłowiowym Midle of Nowhere na terenie rezerwatu narodu Navajo (rezerwat ten objęty jest zakazem sprzedaży alkoholu i jest nazwany przez tubylców Dry Zoną-lepiej weźcie alkohol ze sobą).  Oprócz wbetonowanego znacznika geodezyjnego, do którego dobudowano parking i całą otoczkę wynoszącą miejsce do rangi atrakcji turystycznej, ciekawostką będzie na pewno widok, którego nikt z nas w tym miejscu się nie spodziewał. Na parkingu, zaraz po tym jak opuscicie samochód, z pewnością zawachacie się czy skierować swe kroki w miejsce przebiegu granic, czy zatrzymać się na chwilę i dać się ponieść wrażeniu jakie robią pobliskie, okryte majestatem potęgi i warstwą wiecznego sniegu szczyty gór Colorado.
Jest to jedyne miejsce na terenie USA, gdzie granice stanów krzyżują się pod kątem prostym (a w prosty sposób, proste emocje znajdują ujście). Nie wierzycie? Sprawdzcie!

** GALERIA FOTO **