Sunday, April 19, 2009

Ciąg dalszy - Espahotel!

The next episode, click here: Podaj dalej
Nowy rozdział blogowego zycia, klikaj tu: Podaj dalej

Zapraszam!

Tuesday, March 31, 2009

KONIEC - NO PASSARAN

foto by eve

Zaszło Słońce nad dniem, ktory zaczął się dla mnie ponad póltora roku temu.
Oswoiłem miejsce, którego oswoić nie chcialem i oswoić nie miałem zamiaru. Stałem się częścia tego tutaj, mam tu swoje adresy, chodniki, mam tu swój gic.
Miejsce zupełnie inne niż to, które do tej pory znałem. Miasto trzykrotnie mniejsze i pięciokrotnie młodsze niż Warszawa, z której tu przyjechałem. A mimo to miasto z wyraźnym Centrum, miasto o tysiącu twarzy z Oceanem za oknem. Niby młode, ale w prowadzeniu i obyciu jest na wskroś czterdziestolatkiem. Miasto, które zostawia za sobą tęsknotę tysięcy turystów i tych, którzy tu nigdy nie byli.
W moim mieście wciąż tysiące przodków spoczywa w bezimiennych, nieodkrytych jeszcze powstańczych mogiłach. W moim mieście wciąż giną ludzie za butelkę wódki, inny kolor szalika, za nic...Wracam do tego miejsca przez które przetoczyło się kilka wojen, powstańczych zrywów, rewoulcji. Zosatwiam to moje tutaj, gdzie miejsce miała zaledwie jedna rewolucja - i co najwyżej - obyczajowa. Moje tu i tam bez względu na wszystkie różnice naznaczone jest tym samym, niezbywalnym piętnem... Należe po prostu do tych miejsc, w których zostawiam swoje wspomnienia...

Przeszłość miesza się z teraźniejszością, fakty z wyobrażeniami o nich, rum z colą, facebook z not-so-closem..."Ola, Ola moja paranoja" folk Gogola z punkime Bordello...Nomadic Chronicle...this is how it's all begun!

Garść technicznych ścinków, którymi od czasu do czasu mam nadzieję się jak dziecko jarać:

W ramach projektu przebylem I spedzilem:
- 37.000 mil w powietrzu
- okolo 30.000 kilometrów po drogach Ameryki Północnej (zarówno jej zachodniej, polnocno-wschodniej jak i hawajskiej części). GPSy tom toma, garmina, glowfisha z kombinacjami róznych map okazały sie niezwykle pomocne na drogach I bezdrozach Ameryki. Smochody naprawde bardzo rozne: od sportowych mustangow, przez zwykle kompakty, samochody terenowe, suvy, kabriolety, cztero i dwu napedowce, pickupy, cztero, szescio i osmio cylindrowe potwory oraz samochody luksusowe.
- 3000 kilometrow motorem bmw f650 popularnie nazywanym "Koza"
- kilkadziesiat godzin na Oceanie spokojnym spedzilem na pokladzie goscinnej 26 stopowej lodzi "Mc Gregor" o nazwie Happy Hour, która przez ten czas występowała pod banderami Polską, Amerykańską, Piracką i Nurkową ;)
- Kontynent amerykański oglądałem z powietrza, z powierzchni ziemi jak równiez spod tafli wody (i mam na to dowody):


Dokumentacja fotograficzna wykonana przy użyciu:
- aparatów firmy Sony/Canon/Panasonic
* znakomita wiekszosc zdjęć została wykonana aparatem sony systemu alfa, model 100 z różnym zestawem obiektywów sigma/sony/minolta. Kitowy obiektyw poległ w okolicy 20000 tysiecznej klatki, zdarzenie to miało miejsce w Bostonie. Poza tym alfa wykazała sie w tym czasie niebywałą odpornoscią na kurz, wodę, uszkodzenia mechaniczne i byla przez cały czas trwania projektu n-s-c niezmiernie przewidywalna (około 30.000 zdjęć na koncie). Część zdjęć została zrobiona aparatami Panasonic Lumix z3, canonem D40 oraz d400 (outsourcing).
* Zdjęcia podwodne wykonano przy uzyciu wspomnianego lumixa (w czasie jednej z ostatnich wypraw nadszedł kres żywota pierwszego z nich). Do zestawu dokupiona została dedykowana obudowa podwodna, wodoszczelna do 40m.
* Zwiedzanie podwodnego świata odbywało się za pomocą kombinacji sprzętu firm: cressi, suunto, bare, mares, zeagle. Pamiętacie profile z de trójki?
Do zapisu wideo używałem:
* aparatów Panasonic lumix oraz canona serii PowerShot (outsourcing)
* Liczba bloga, która wyprzedziła moje najsmielsze oczekiwania 11271 - nadal rośnie i budzi spore emocja na youtube,

No właśnie, podczas całej wyprawy gdzieś w tle słychać było także wystrzały z mossberga .12 , sks-a 7.62mm, Mosina Naganta i Rugera .22).

Chyba najlepiej ten amerykanski czas podsumowaly slowa Michelle Houwer z biura w San Francisco...

"I totally agree - and do admire your spirit as you have made the best of your time and took the time to see more of America than most American's. Keep me posted on your upcoming travels. It would be great to hear from you again when you are back home!!! Enjoy your trip with your girlfriend!". A przygoda nadal trwa, ale teraz juz z Narzeczona, ktora wiekszosc z tych wypraw dzielnie zaliczyla razem ze mna ;-)

Dziękuję:
Beacie, Dorocie, Ewie, Piterowi, Martinowi, Zbyszkowi, z którymi większość czasu i sprzętu w podróży współdzieliłem I których pomoc oraz doswiadczenie okazały się niezmiernie pomocne a często kluczowe dla powodzenia poszczegolnych wypraw...

Pozdrowienia przede wszystkim dla blogo-n-s-c czytaczy (dzieki i respekt za wytrwalosc) a także dla reszty spotkanych podczas tej podróży ludzi - przekręcam pierścień jeszcze raz, choć to się więcej juz nie zdarzy.

Zostawcie jeszcze zapalone światło na n-s-c zakladce - ale nie na długo...

Mam nadzieje, ze jeszcze sie gdzies zobaczymy!

Saturday, March 28, 2009

Zatanczysz ze mną jeszcze raz? Ostatni raz?

Third and last part of vodka triptych is comming!
Date: 03.07.2009
Start: 7:30 pm
Place: 411 Point Lobos
RSVP by 03.05.2009

See you there!

All arround our friendly Chaps!

Darn! Again in the lime ligths: Vodka Spaach part 2.

Ciaran claims he was sober...bla bla bla

Sie kreci party cos czuje...


Legendarne tańce tym się charakteryzują, ze przechodzą do legendy :)

Thinking of tomorrow or I've got a plan??? :)
Front door party!
klimatofonika...

Bonnie and her Clyde...

I teraz jak na początku jesteśmy tylko Awangardą "official polish drinking team" Reps

Party Leftovers...Who's gonna kick that gut?!

Thanks to all of you who came to visit us that night... History repeats itself. As I remember it all started somewhere at Zabkowska street... Make some noise - this is the only policy for a party time I have :)

Thursday, March 26, 2009

Motorem po Lombard street czyli ostatnia taka podróż do pracy

Pojazdy dwukolowe jakos nierozerwalnie kojarza mi sie z postacia niejakiego Wielebnego. Tak juz chyba zostanie. Sam nie wiem jak by to wszystko sie potoczylo, gdyby nie Arkowa inspiracja. Zawsze podobalo mi sie oddanie z jakim wciagal sie w ten azyl smarowania lancucha, polerowania oslon, malowania gmoli czy samej jazdy oczywiscie. Dla mnie przygoda z jednym sladem zaczela sie wlasnie w San Francisco. Tu zdalem swoje prawo jazdy, tu kupilem pierwszy motor, tu zostawilem troche gumy na kalifornijskim asfalcie...To juz o sobie wiedzialem wczesniej - zawsze lubilem cztery kólka, ale ten rozdzial swojej motoryzacyjnej przygody bede wspominal szczegolnie milo. Moze dlatego, ze wszystko w nim bylo inne i zupelnie nowe.
Pozdrawiam.

Wednesday, March 25, 2009

falowa natura fal

Muszę przyznać, że fotografowanie fal to przednia zabawa.

** GALERIA FOTO **
The Waves
Google photos link

Thursday, March 19, 2009

Hawaje - Maui - Z łodzi

No sentis dinero para manar en mar.
Nie żałujcie pieniędzy na wypływanie w morze.

Hawaje z pokładu katamaranu...i nie tylko.

** GALERIA FOTO **

Maui - from the Boat
Google photos link

Thursday, March 12, 2009

Hawaje - Underwater photos

Jest! Udalo mi sie wreszcie wejsc w swiat amatorskiej fotografii podwodnej. Od pierwszych prób z zapisem podwodnego obrazu minelo juz cztery lata, wtedy zamiast profesjonalnej obudowy testowalismy rure kanalizacyjna z PCW zakonczona dwoma kawałkami plexiglasuu w srodku której umiescilismy kamerę. Zabawa trwala niecale 3 minuty. Po takim wlasnie czasie wszystko wzięlo i zaparowalo... Teraz ze specjalna obudowa zakupiona u producenta udalismy sie na Hawaje. Dla mnie pierwsze podwodne zdjecia to bardzo ważny, przelomowy moment. Oczywiscie obiecuje sobie robic postepy w rzeczonej materii i mam nadzieje, ze kolejne lata przyniosa tylez progres co i satysfakcję. Pamietajcie, ze marzenia są dla tych, ktorzy je spełniają.

P.s Uaktualnilem rowniez poprzednia galerie foto o kilka zdjec. Okazuje sie po przejrzeniu, ze samej wyspy w galerii wyspa nie jest wiele :-) musicie uzyc zatem swojej wyobrazni. Pozdrawiam i wierze, ze sie Wam uda.

Piotrek Pedro de Bullets
dla znajomych Qty

Ole!

** GALERIA FOTO **
Unterwasser
Google photos link

Wednesday, March 11, 2009

Hawaje - Maui - Wyspa

niedlugo pojawia sie kolejne zdjecia.chwilowo bortykam sie z brakiem sensowmego lacza.pozdr a Madrytu!

No tak! Nie zdazylismy sie rozpakowac w Warszawie a juz wyladowalismy w Madrycie. Muszę przyznac, ze od razu mi się tu spodobało, ale o szczegóły opowiem Wam juz na zupełnie innej platformie. Póki co dajcie mi kilka dni na dokonczenie kalifornijskiej opowieści, która naprawdę zakonczyła się miło. Stay tuned!

** GALERIA FOTO **
Maui - The Island
Google photos link

Friday, March 6, 2009

Hawaje - Oahu - Waikiki

Tam się zakochalem w Hawajach... (stay tuned)
** GALERIA FOTO **

Sunday, March 1, 2009

Na zachód - nim skończy się kalifornijski dzień.



Time to take off! But who would dare to guess where to?

Greetings for all of you from...

Time will bring you an answer.

pozdr

Sunday, February 22, 2009

Arizona dream - wśród kaktusów + coś jeszcze

Powiem szczerze.
Byłbym mocno zawiedziony gdybym przed wylotem nie zobaczył kaktusów Saguaro na żywo. Owszem widziałem je kiedyś w Barstow, koło hotelu, ale wciąż oczwkiwałem czegoś więcej... W końcu sie doczekałem.

Wednesday, February 18, 2009

Obwieszczenie parafialne - nowe ścieżki rozwoju (na youtubie)

Być może przez ten cały czas mojej nieobecności w kraju, myśleliście że zajmuję się inżynierią, pracując dla jednej z międzynarodowych firm. Z pewnoscią nie wiedzieliście o moim prawdziwym zajęciu - nie mogliście. Ja też nie mogłem Wam o tym powiedzieć. Blog prowadzony w międzyczasie miał tylko pomóc mi w uwiarygodnieniu mojej oficjalnej wersji. Dziś, gdy umowa wygasa, mogę Wam bardzo enigmatycznie opowiedzieć o tym co robiłem w tym tak zwanym międzyczasie.


Rekwizyty i stroje udostępniło Muzeum Militarystyki Hobbystycznej, Oddział mobilny w San Jose. Za okazaną pomoc w odegraniu ról podziękowania składam wszystkim, którzy tam byli oraz Kustoszowi owego Muzeum - Peterowi P.
CDN...
   

Tuesday, February 17, 2009

Walentynkowa misja stabilizacyjna - Box Canion, CA

Już dawno nie miałem tak, że ledwo wszedłem do domu a już z przyjemnością wspominałem dopiero co zakończony weekend. Dziś w biurze nie mogłem wysiedzieć, a przecież miałem prawo być zmęczony. Spanie w samochodzie, noc w górach nieopodal Los Angeles, dwa dni i noc na pustyni, kanion - kolejny sen na tyle samochodu, 2400 przejechanych kilometrów i pięc godzin snu...a jednak chciałbym tam nadal być. Chcę nie mieć dostępu do sieci komórkowych, marketów, jedzenia z fast foodów i internetu. Chcę mieć twelve gauge pod ręką i słyszeć wystrzały z Mosina. Trudno mi się pogodzić z tym, że Arizona, California, Nevada i tysiące kilometrów autostrad nie będzie dla mnie dostępnych już za miesiąc. Ja już za nimi tesknię...Tym bardziej, że ostatnia wyprawa była udanym powrotem do starej sprawdzonej formy ze starą sprawdzoną ekipą, starych dobrych druchów...Ostania taka impreza...Jeszcze trzeba coś wysadzić, coć spalić, coś rozwalić lub urwać. Zdjęcia z pustyni w stylu Tres Pistoleros przypomniały mi sam początek z lasu Los Padres....Kto chce niech klika w Archiwum z pierwszego naszego (już legendarnego) wypadu... Kto to jeszcze pamięta? Kto tam wtedy z nami był? Czemu czas tak szybko mija? K-wa....
** GAERIA FOTO **

Tuesday, February 10, 2009

Zzyzx oraz dyskurs w temacie

Nazwa Zzyzex powstał w głowie pewnego excentrycznego naukowca, który powodowany checią zapisania się w księgach historii jako autor ostatniego słowa w słowniku, nadał takie właśnie imię ośrodkowi badawczemu, ulokowanemu w środku pustyni Mojave. Zzyzex to tak naprawdę zabawna nazwa, na którą składa się małą oaza z parkingiem, budynkiem i zbiornikiem wody ulokowanym gdzieś pomiędzy tym wszystkim. Być może jest ona nadal zbawieniem dla spragnionych podróżników, z pewnością jednak nadal stanowi punkt zaczepienia dla okolicznej flory i fauny. Paradoksalnie, dla mnie jest to jednak symboliczny dowód na to, że w życiu koniec ma często miejsce w środku niczego...

W Zzyzex sa nawet ulice i ograniczenia prędkości, ale to właśnie to jeziorko stanowi centrum tego miejsca...

Na dyskurs w temacie pozwolę sobie, gdyz czasem jednak spojrzę w szkło co niesie kulturę i rozrywkę masom. Nie wiem czy bezideowość to odwieczny problem, znak czasów czy tylko zmartwienie naszej cyfrowo stymulowanej generacji? A kolejna osoba, mówi mi dziś, że nie wyobraża sobie wychowywania dziecka w Ameryce...A Ameryka to taka Polska, tylko 20 lat do przodu... Róbcie zatem dzieci czym prędzej bo dalej na wschód nie ma już gdzie uciekać. Znaczy koniec zachodniej cywilizacji musi bliski ;-)

Saturday, February 7, 2009

Do pewnych miejsc wracam...

Tam z każdym następnym razem, turysty miano zatracam...

Możesz przejechac Death Valley i zaliczyć wszystkie przewodnikowe atrakcje turystyczne.
Możesz zjechać z trasy i zobaczyć wspaniałe widoki zarezerwowane tylko dla czteronapędowców. Możesz kopać dołek w bad water basin by być jeszcze głębiej, możesz zrobić to wszystko 7 razy i mówić z nutką zniechęcenia o standardach turystycznych tego miejsca, ale nie mów, ze znasz DV jeśli nie doświadczyłeś tam nocy pod gwieździstym niebem, otoczony pustynią, słuchając Sacred Spirit. Czysta forma.















Friday, February 6, 2009

Na śniegu, na wczasach - ogień buntu przygasa

Garść suchych jak płatki kukurydziane faktow.

Squaw Valley jest resortem narciarskim ładnie wkomponowanym w jedną z dolin, która składa się na nieopisany wciąż obraz miliona nieznanych mi jeszcze twarzy Californii. Ta olimpijska dolina jest jedną z największych i najbardziej narciarsko zorientowanych atrakcji całej Ameryki (tej Ameryki okrytej dumą gwieździstego sztandaru). Czy mozna miec wszystko? Pewnie nie, ale California to wszystko ma! Oprócz palm, pięknych plaż, Hollywood, Silicon Valley, Oceanu Spokojnego California ma też Lake Tahoe z przyklejonym do niego rogalem zimowych resrtów, z ktorych jeden - Squaw Valley był gospodarzem zimowej olimpiady roku 1960. Sama nazwa Squaw oznacza żonę indianina bądz po prostu Indiankę (zależy, na którym poziomie gender kłazaj (lub po staropolsku quasi) rozwoju sie znajdujecie*. Zostawiajac na boku wszelkie lingwistyczno - społecznosciowe kwestie wracam na prędce do tematu. Wśród kolorowych ulotek opisujacych uroki Tahoe na pewno zauważycie nazwy takie jak: Alpine Meadows, Sugar Bowl, NorthStar, Mt Rose czy Dimaond Peak. Wszystkie one składaja sie na wielkie wczasowisko zwyczajowo nazywane Tahoe (wym. Taho), które rozposciera się wsoród łańcucha gór Sierra Nevada na poziomie około1,890 m n.p.m. Wspomniana Squaw Valley ulokowała się natomiast malowniczo wśród sześciu górksich szczytów na terenie o powierzchni około 16 km². Jednym z wyższych punktów resortu jest Granite Cheif wystający 2,760 m nad poziom odniesienia, który w tym wypadku jest poziomem lustra wody zgromadzonej w dowolnym zbiorniku wielkiego oceanu. Największym nad Lake Tahoe resortem narciarskim jest natomiast Heavenly. Jest tu wszystko I jeszcze więcej. Są wyciągi, krzesełka, orczyki, sklepy, restauracje, piwiarrnie, deptaki, klimatyczne miejsca, outlety, wypożyczalnie sprzętu, słowem - wszystko. Heavenly mimo swojej kurortowej doskonałosci jest mi znane jednak najbardziej z tego, ze wlasnie tam, po wielu rozterkach i dylematach czapka dla Ewy została w koncu zakupiona (choc uszy ponoc nadal marzną).

Heavenly

Całe zimowe Tahoe wraz ze swymi najbardziej znanymi miejscami przyciaga rokrocznie 600,000 entuzjastow zimowego szalenstwa. Wśród nich jestem także ja, mimo, ze w grupie tych co lubią chodzic po górach i z nich schodzic lub zjezdzac na deskach dwoch czy jednej jeszcze nie jestem. Mi zostaja slizgawki, sanki, jabłuszka oraz wszystkie inne urządzenia zjezdzajaco - brodzace** lub po prostu grzaniec przy kominku...

Są wymagającyAle i gościnni...

Przepiękne trasy widokowe, niezaawodna pogoda, ktora dostarcza śniegu (chyba nawet w naddatku - 12 m w ciagu sezonu zimowego) i dobra infrastruktura czynią z narciarskiego Lake Tahoe mekkę wszystkich ludzi sniegu. Jesli natomiast człowiekiem śniegu nie jesteś lub chwilowo szukasz odmiany zawsze możesz odwrócic się na pięcie od turystycznego main streamu i zapatrzyc się bez pamięci w obecną jakby trochę za plecami, smiertelnie powazna, zawsze posępną toń Lake Tahoe (ponad 500m w dół i piekielnie zimna woda budzi respekt).

Lake Tahoe

Fleur de Lac - God Father też się tu kręcił...

Trochę mleka w ramach dodatku... (do tych platkow)

W Squaw Valley ciekawostką było dla mnie polskie godło (Orzeł jeszcze bez korony) zamieszczone wśród wielu innych śwaidków heraldyki ubiegłej epoki. Pierwszy raz byłem w miejscowości, w której wciąż płonie olimpijski znicz. W resorcie Mt Rose coś się we mnie złamało, coś pękło. Do dziś pamiętam jak z pogardą i obrzydzeniem skanowaliśmy z kolegami , kurortowych turstow ubranych jak we włoskich filmach z epoki. Kolorowe kombinezoniki, wymyślne czapeczki, okulary i caly ten narciarsko – resortowy, jak wtedy myślalem- syf. Tak jest, dziesiec lat temu chodząc w przemokniętych adidasach po trochę zabłocnonym, trochę snieżnym, trochę spływajacym do ulicznej kanalizacji Zakopanem byłem milion kilometrów od zrozumienia panów i pań poubieranych w jakieś jaskrawo - kreszowe kombinezony, które oprócz ochrony przed śniegiem, zimnem, otarciami i przmoknięciem zapewniały także dobre notowania towarzyskie na stoku. Pierwszy raz w Mt Rose pomyslałem sobie, że może sam bym się spróbował ze stokiem...

Mt Rose - zdjecie uzyskane z aparatu Ewy bez jej zgody ;-)

Na stoku

Nie wiem czy obrastam juz w tłuszcz konformizmu klasy średniej, czy może myślę sobie powoli o tych wszystkich rozrywkach zapewniajacych pierwotną wspólnotę tematów (z większością) podczas lunchowo – biurowo – towarzyskich dysput przy ski resortowym palenisku.

Grzecznych miast synowie i córki – niegrzecznie zjezdzjmy z górki...szałowo... na pazurki...

Oto radosna nowina. Chyba na starośc normalnieje!

P.s. Dziękuję Wszytskim, którzy tam byli. Był to naprawde jeden z bardziej klimatycznych wyajzdów. Były podróże tak w czasie jak i w przestrzeni, był kominek, był balsam łotewski (?), rozmowy i znów jedna oś i brak łańcuchów, były też komunikaty w radiu i na panelach świetlnych. Znów całościowo dalim rade.

Dodatki: Polecamy hot tubes pod otwartym niebem w Nepheles (Drinki allowed!). Kolano niestety jest dla mnie wciąż wielką przeszkodą, dziękuję Evie za solidarnośc na stoku.

Wrzuty do dysputy:

*. Z resztą jak się okazuje samo słowo potrafi wzbudzic znacznię wiecej emocji

** (ski mobile musi fajne)

Uwaga: W Tahoe mieszka sporo Polakow – jeden kiedys uratował mnie przed karą za zgubienie biletu parkingowego.

Thx

Tuesday, January 27, 2009

Mój Azyl - Big Sur

(...)
Hej Ocean w dole to twój…
Azyl co go dziś za oknem masz
Azyl co go dziś za oknem masz
Azyl co go dziś za oknem masz

SLZ
** FOTO GALERIA **

Wednesday, January 21, 2009

Tuesday, January 13, 2009

Bodie - Ghost City

Będzie to krótka opowieść o tym jak powstawała Ameryka oraz o tym jak rozwijała się i jak przeminęła jej legenda z czasów Gorączki Złota. Niegdyś drugie największe miasto w Californii, dziś jest zupełnie opuszczonym miejscem. Pożar, spadek koniunktury, niezbyt sprzyjające warunki do życia na zboczach gór Sierra Nevada - to wszystko odwróciło szczęśliwą dotąd kartę. Miasto wymarło - do dziś widać, że zostało opuszczone niemal tak szybko jak się rozwinęło. Zapis lekcji na tablicy szkolnej, samochód na stacji benzynowej, to wszystko mogło zostać ustawione ręką parkowych rangerów, ale są rzeczy, które kazą myśleć, że coś tu poszło nie tak...Miejsca takie jak to, dające smutne świadectwo przemijalności, widziałem już jednak wcześniej. W Rzymie na Via Appia, w Chorwacji wyniszczonej wojną oraz w Polsce na terenie PGRu Bródno, Fabryki domów na Tarchominie oraz innych, podobnych im pomnikach komunizmu...Czym więc by były dla przeciętnego mieszkańca niziny mazowieckiej miejsca takie jak to, gdyby nie czarno-białe westerny, które legendę miejsc tych tworzyły?
Polecam link z Wikipedii oraz tamtejsze zdjecia. Być może Ewa nieługo dorzuci coś, co też bym Wam polecał....pozdr
** GALERIA FOTO **

Monday, January 5, 2009

Ostatni taki Macworld

A do tego widziany z troche innej perspektywy...


Macword jak zwykle odbywa się w Moscone Center, ale tym razem ekspozycje przeniesiono do budynku zachodniego (rok temu wszystko działo się w budynku południowym). Siedziba główna Apple'a jednak, cały czas znajduje się przy Infinite Loop 1, Cupertino w Califronii, a fryzjer nadal najlepszy jest na Tarchominie.


Infinite Loop 1 - mekka makowych maniaków 

Saturday, January 3, 2009

Edwards Air Force Base - boczne drogi prowadzą do celu

Edwards Air Force Base – baza Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych znajdująca się w okręgu Kern i Los Angeles w stanie Kalifornia w Dolinie Antelope, 11 kilometrów na wschód od miasta Rosamond w Stanach Zjednoczonych (34°57′ N 117°52′). Baza lotnicza została założona w 1933 i od tamtego czasu była miejscem wielu lotów eksperymentalnych samolotów i innych statków powietrznych. Swoją obecną nazwę uzyskała 27 stycznia 1950 roku na cześć Glena Edwardsa, pilota doświadczalnego, który zginął podczas oblotu prototypowego samolotu Northrop YB-49. W bazie tej wykonywano testowe loty atmosferyczne wahadłowców, a do 1991 roku Edwards był głównym miejscem wszystkich ich lądowań.
(źródło Wikipedia)
Boczne Drogi...
Do bazy Edwards zajechaliśmy w atmosferze napięcia i delikatnie tylko skrywanej nerwowości. Po dosyć ożywionej wymianie opinii "za i przeciw" wszyscy ustaliliśmy, że odległa o 25 mil baza Amerykańskich Sił Powietrznych jest warta zjechnia z trasy i nadłożenia dodatkowego czasu. Atmosfera dyskusji jednak trzymala temperaturę do samego końca, dając jasno do zrozumienia, że decyzje podejmowane na drodze demokratycznych wyborów często wymagają szerokiego marginesu dla opozycyjnego kompromisu :-) Rekalkulacja trasy nie była w planach, a czas nigdy nie był z gumy. Mimo to, licząc mile, minuty, godziny zmierzaliśmy do nieprzewidzianego przystanku na trasie powrotnej z Monument Valley. Jeep Liberty z czteroosobową załogą zaparkował w bazie Edwardsa niemal dokładnie w przewidzianym nowym terminie: w niedzielę 0 18:29 czasu wschodnioamerykańskiego. Zwiedzenie małej muzealnej ekspozycji przebiegło bez kłopotów.
Z zupełnie innych powodów, ale w równie nieprzewidziany sposób, dwie godziny wcześniej do miejsca naszego przeznaczenia dotarła zupelnie inna załoga podróżników... Oto ich historia opisana z reporterską manierą: Niebezpiecznie silny wiatr i burzowe niebo sprawiły, że centrum kontroli lotów przeniosło operację lądowania wahadłowca Endeavour z Florydy do słonecznej Kalifornii. Prom kosmiczny z siedmioosobową załogą wylądował w bazie Edwardsa niemal dokładnie w przewidzianym nowym terminie: w niedzielę o 16:26 czasu wschodnioamerykańskiego (22:26 czasu polskiego). Przyziemienie przebiegło bez kłopotów. 
Prowadzą do celu...
W tej właśnie słonecznej Kalifornii znalazłem się zupełnie (w co sam nie wierzę) przypadkowo, zupełnie przypadkowo (co też jest bujdą) odwiedziłem również bazę, w której dwie godziny wcześniej miały miejsce wydarzenia odnotowane drukowanymi zgłoskami w kronikach kosmicznej awiacji. Nie mam wątpliwości, że szczęście sprzyja śmiałym i jeśli mialbym być szczery, nadal jest to moje motto, ale jeśli zadalibyście mi pytanie, czy nie chciałbym znaleźć się w tej samej bazie dwie godziny wcześniej, odpowiem zdecydowanie i krótko: Nie. Z rzeczy, które zostały mi nieodwracalnie zabrane, nie mogę do dziś odpuścić sobie widoku na żywo masztu radiowo-telewizyjnego w Gąbinie (Konstantynowie) albo przejażdzki po najdłuższym swego czasu drewnianym moście, którego jedyne ocalałe przęsło do dziś można zobaczyć w Wyszogrodzie (a most ten prowadzi do celu**). Obie konstrukcje mocno podsycały swego czasu moją ciekawość i wyobraźnię... Nawet dziś kosmiczne wyczyny załogi wahadłowca nie są w stanie przyćmić dawnej potęgi wspomnianych wyżej kostrukcji, ktore w swoich czasach były najwyższymi/najdłuższymi* konstrukcjami wzniesionymi przez człowieka. 
* wybaczcie stosowny brak precyzji :-) Oczywiscie jedna była niekwestionowanie najwyższa na Świecie, za to druga była najdłuższa, ale tylko pośród drewnianch konstrukcji i zdaje się tylko w samej Europie.
** jak ja nie lubię dosłowności, ale dla potrzeb chwili otrę się o banał.
Post ze względu na tematykę oraz imię samej bazy dedykuję zwyczajowo w takich sytuacjach jedynemu w mej rodzinie miłośnikowi awiacji...
pozdr dla uczestników imprezy
** GALERIA FOTO **