Thursday, August 30, 2007

Le Vent Nous Portera

Hej, The telephone is ringing!
-Halloo…
Yeah, to oni!!
- Czekamy pod biurem.
- Zaraz po Was zejdę... i schodzę, zbiegam, na ulice wybiegam.
Magda i Wojtek czyli pozdrowienia z Polski, chociaż z drugiej strony... ja wiem....Oni są tu dłużej niż ja ;)
Magda pracuje w warszawskim arupie, więc bez krempacji wszyscy wchodzimy na drugie piętro do biura. Siadamy najpierw przy moim biurku, krótka asymilacja z otoczniem i robimy rundę po officie.
Przedstawiam napotkanym ludziom „my friends from Warsaw Arup office”, w krótkich uprzejmych rozmowach uświadamiamy sobie, że pracujemy w globalnej firmie a świat w dzisiejszych czasach jest już za mały...Góra kilkanaście godzin i jesteś w stanie dotrzeć naprawdę na drugi jego koniec. Póki co...opowiadamy sobie o wszystkim co się po drodze od warszawskich czasów wydarzyło.
Umawiamy się na prędce, że po pracy podjadą po mnie...czerwonym Mustangiem...cabrioletem ;)
W zasadzie dzisiejsze odliczanie minut do końca pracy to przyjemność.
Faktycznie czerowny Mustang stoi na piątej tuż przed dojazdem do Market.
Wskakuję naprędce do wnętrza i ruszamy.
Zielone!
W Kalifornii nie ma co zamulać na światłach. Zwłaszcz w godzinach popołudniowych powrotów do domów.
Pierwszy raz poruszam się po San Franie samochodem... i to od razu z otwartym dachem.
Totalny odpał !!
Dzieje się wszystko na raz, opowiadamy sobie o wszystkim, komentujemy bieżące sytuacje, robimy zdjęcia


(w moim wypadku większość okazała się być do bani), śmiejemy się i prowadzimy wzajmenie po jednokierunkowej matni ulic San Francisco.....Bayside Village.
Rda numer 1:
Nie parkujcie przy czerownych krawęznikach, to jest znak zakazu zatrzymywania się.
Wskakujemy do mieszkania, szybka przebierka, piwo od niedzieli niecirpliwiło się w lodówce.
3 kapsle pilsner urquell odpadają na szklany blat stołu, zaraz do nich dołączą puste butelki.
Soooo, lets go....
Embarcadero niezmiernie dziś sloneczne. Jedziemy na północ, jedziemy na Golden Gate’a....
Poruszamy się czerwonym mustangiem po najbardziej do tego odpowiedniej ulicy w San Francisco. To się nazywa czas wolny po pracy!!
Pier 39, Ferry's building, Fisherman’s Wharf, Marina District I totalny szok!
Zmiana pogody na przestrzeni 4 ulic.
Golden Gate tonie (dosłownie) w chmurach!



Z otwartym dachem jedziemy w totalnej mgle...ale za to po Goldenie.
Na drugiej stronie zatrzymujemy się na parkingu punktu widokowego porobić zdjęcia nam samym, gigantycznej chmurze i kawalkom czasem wystajacego z niej mostu. Przez wzgórza od północy przelewają się masy chmur, a nad Zatoką utworzył się z nich gigantyczny jęzor. Jest przenikliwie chłodno, Wojtek nie ma bluzy, więc po kilkunastu minutach wsiadamy do samochodu i ruszamy w powrotną drogę.
Znów podróż przez mistyczny most w mistycznej atmosferze (co roku w sposób rytualny popełnia tu samobójstwo około 20 osób, co daje mu zaszczytne 4te miejsce na liście najbardziej popularnych...ostatnich widoków wsród zdecydowanych na wszystko śmiałków).
Zapamiętajcie radę numer 2.
W San Francisco płaci się za przejazd mostem tylko, gdy wjeżdzasz do miasta. Wyjazd jest bezplatny. Teraz akurat wracamy i czas przyszykować 5 dolarów. Wszystko idzie sprawniej.
Wracamy do miasta i na wysokości Marina District planujemy przejażdżkę po samym mieście.
Sluchajcie!
To co ja myślałem o tym mieście do tej pory, teraz przestało mieć znaczenie! Prawdziwe atrakcje dopiero się zaczęły.
Ulice o nachyleniu 45°, skrzyżownia których nie widać zaraz za wzniesieniami, wiktoriańskie domy, każdy o innym niepowtarzalnym charakterze.
Totalna jazda! Mustang złowrogo warczy wspinając się po wzniesieniach. Ja rezygnuję już z zakupu samochodu z manualną skrzynia biegów. Wojtek nie musi tłumaczyć dlaczego ;)




To nie koniec emocji!
Najbardziej zakręcona ulica świata? „The Crooketest Street in the World – tak o Lombard Street, wyraża się kilka przewodników po San Francisco, które do tej pory wpadły mi w ręce. Chyba jednak nie najbardziej....(Wydaje mi się, że na południu Europy lub w dalekiej Azji może byc jeszcze ciekawiej pod tym względem ;) ) Ale sama ulica przerosła moje oczekiwania zdecydowanie. Ma niesamowity klimat i cały czas błyskają tam flesze. Dzień i noc. 8 ostrych zakrętow na odcinku 200 metrów. To robi wrażenie. Jeśli się zagapisz...z pewnością wiedziesz komuś do salonu.
A ludzie potrafią tu jeszcze zaparkować samochód.
Rada nr. 3.
Zostawiając samochód w San Franie, skręcajcie zawszę kierownicę, tak żeby koła w razie czego oparły się o krawężnik i uniemożliwiły stoczenie się samochodu. Róbcie to nawet na płaskich ulicach. Tutaj lepiej mieć ten nawyk ;)
A te widoki na boki, gdy jedziesz w tym mieście !!
Z jednej Golden z drugiej Bay Bridge! Całe miasto w dole. Widoki totalne!
Wracając kluczymy po mieście i postanawiamy odnaleźć wjazd na „stojedynkę” w kierunku lotniska. Mylimy kurs i wpadamy na Bay Bridge’a. To dopiero atrakcja!
Najdluższy most jakim kiedykolwiek jechałem. Bez wątpienia większy od Goldasa, choć na zdjęciach które publikuje tego nie widać. Ten most ma dwie części, po środku jest wyspa, a kazda z tych części ma po kilka kilometrów. Jak żałosny wydaje się wysilek władz warszawy, starających się nie wybudować Mostu Północnego dopiero teraz rozumiem. Ten inżynieryjny cud techniki, stalowy gigant ma dwa poziomy, 4 pasy do Oakland, 4 do San Francisco. Węzeł Siekierkowski na wysokości Marsa i Ostrobramskiej to małe lokalne skrzyżowanko przy tym co tutaj widzę. Ponownie nie płacimy za przejazd (vide rada nr 2), wjeżdzamy do Oakland, ale szybko zawracamy bo Lotnisko jest zupelnie nie w tym kierunku. Znów jesteśmy na Bay Bridge. Tutaj rada numer 4.
Przyszykujcie 4 dolary – będzie sprawniej. Ufff znowu „stojedynka” i te widoki w dole - Down town nocą. Mistyka!

Zachwyty mijają po 4 milach kiedy na dobre minęliśmy znane nam rejony, a Wojtek zawyrokował.
- Musimy znaleźć stację.... i to szybko.

Zjeżdzamy ze stojedynki i kluczymy na czuja po okolicy. Napięcie rośnie, wskazówka opada. Szajs, trzeba coś przedsięwziąć. Wjeżdzamy na parking, na którym jakiś azjata z długim nożem w ręku, w żółtym blasku latarni sciennej rozcina kartony. Podjeżdżamy i grzecznie pytamy, czy nie wie gdzie jest gas station. On podchodzi ku nam z nożem i twarzą wydającą sie nic nie rozumieć. Dziwnie się nam przygląda.
-Pytamy się ponownie „czy nie wie gdzie jest gas station?”
Zero reakcji.
-Petrol, fuel, how to get the downtown...
Pokazujemy gestem ręki jak nalewamy paliwo.
A on od razu podchwyciał i z „niezdrowym” zadowoleniem okazanym uśmiechem tryumfu głosi co następuje.
“A śi, śi, five minutes, I go gas station”.
- Ok maan, ok…No problem
- Where, are you from? Pyta Nas
- from Poland – odpowiadamy.
- Not from USA....aaaaaa - zamyśla się wyraźnie i znów głupawo uśmiecha.
- And you.... where are you from?
- From here, From San Francisco….

O nic nie pytamy więcej, każdy z nas mówi o niebo lepiej niż on...
-No tak.... z San Francisco....mówię po polsku nie całkiem pod nosem.

- Tiak, Tiak – odpowiedzial z uśmiechem.

Wydaje nam się... i rozmawialiśmy o tym jeszcze długo w samochodzie, że odpowiedzial nam po polsku.

Doknczył w międzyczasie krojenie kartonow i ruszyliśmy follow our native guide ku gas station.
Faktycznie dowiózł nas na miejsce mimo, że po drodze układaliśmy już rożne scenariusze jak to niepozorny Tajwańczyk, wiezie nas na ostatnia naszą przejażdżkę, 10.000mil od rodzinnych stron. Wymyślalismy już nawet tytuły rubryk kryminalnych jutrzejszych gazet, gdyby np. nasz przewodnik okazał się być jakimś rządnym krwi psychopatą (na ktorego szczerze mówiąc wyglądał) ;).

Na koniec dziękujemy mu za pomoc, a ja pytam się.

- Have you ever been in Poland?

- I ? No…uśmiechnął się I odjechał.

Nie dałbym sobie spokoju, gdybym go o to nie zapytał.

Ok, tankujemy i wracamy.

Znów Bayside Village. Dojadamy „Polska Kielbasa” dopijamy „czesky pilzen”, słuchamy w tle Herbalaizer’a, Fisza z emadem, Fleam’a, Black Hand’a, Nie Ty to Ktoś, Edwian Collinsa. Czas na Akordeonistów. To jest to! Arek, San Fran już słyszał, a jak się w tym temacie sprawy mają w Warszawie?
Bardzo dobre przyjęcie tutaj! Weź pod uwagę, że mieszkający w Monachium brat Magdy gra na Cyji od 7. roku życia !! A to, nie wypominając mu niczego juz ponad 25. wiosen. Więc i opinia wartościowa. Macie moc!! wiem to, I will keep my fingers cross!
Długie rozmowy do pierwszej w nocy.
Kładziemy się spać. „Something wicked this way comes” dogasa w głośnikach…
Za 15.czwarta pobudka.
Pięć po, Magda z Wojtkiem Wsiadają do Mustanga.
Żegnamy się, życzymy sobie powodzenia i 3 minuty póżniej znów stoję w pustym mieszkaniu. Smutno...szkoda....

P.s. Otworzyłem gazetę.pl, potem onet, wp i się załamalem. Jednak USA dają inny punkt widzenia. Widzę teraz kuriozalność PiSs polityki i widać dokładnie w jakim bagienku się nasza scena polityczna tapla...szkoda nerwów na taką rzeczywistość....poważnie! Portale informacyjne witają co dzieć jakimś nowym horrorem...szybko przeskakuję na inne zakładki...i czekam na Was. To już niedługo ;-)


P.S. Wycofuję część swoich ogloszeń parafialnych ;)