Sunday, February 22, 2009

Arizona dream - wśród kaktusów + coś jeszcze

Powiem szczerze.
Byłbym mocno zawiedziony gdybym przed wylotem nie zobaczył kaktusów Saguaro na żywo. Owszem widziałem je kiedyś w Barstow, koło hotelu, ale wciąż oczwkiwałem czegoś więcej... W końcu sie doczekałem.

Wednesday, February 18, 2009

Obwieszczenie parafialne - nowe ścieżki rozwoju (na youtubie)

Być może przez ten cały czas mojej nieobecności w kraju, myśleliście że zajmuję się inżynierią, pracując dla jednej z międzynarodowych firm. Z pewnoscią nie wiedzieliście o moim prawdziwym zajęciu - nie mogliście. Ja też nie mogłem Wam o tym powiedzieć. Blog prowadzony w międzyczasie miał tylko pomóc mi w uwiarygodnieniu mojej oficjalnej wersji. Dziś, gdy umowa wygasa, mogę Wam bardzo enigmatycznie opowiedzieć o tym co robiłem w tym tak zwanym międzyczasie.


Rekwizyty i stroje udostępniło Muzeum Militarystyki Hobbystycznej, Oddział mobilny w San Jose. Za okazaną pomoc w odegraniu ról podziękowania składam wszystkim, którzy tam byli oraz Kustoszowi owego Muzeum - Peterowi P.
CDN...
   

Tuesday, February 17, 2009

Walentynkowa misja stabilizacyjna - Box Canion, CA

Już dawno nie miałem tak, że ledwo wszedłem do domu a już z przyjemnością wspominałem dopiero co zakończony weekend. Dziś w biurze nie mogłem wysiedzieć, a przecież miałem prawo być zmęczony. Spanie w samochodzie, noc w górach nieopodal Los Angeles, dwa dni i noc na pustyni, kanion - kolejny sen na tyle samochodu, 2400 przejechanych kilometrów i pięc godzin snu...a jednak chciałbym tam nadal być. Chcę nie mieć dostępu do sieci komórkowych, marketów, jedzenia z fast foodów i internetu. Chcę mieć twelve gauge pod ręką i słyszeć wystrzały z Mosina. Trudno mi się pogodzić z tym, że Arizona, California, Nevada i tysiące kilometrów autostrad nie będzie dla mnie dostępnych już za miesiąc. Ja już za nimi tesknię...Tym bardziej, że ostatnia wyprawa była udanym powrotem do starej sprawdzonej formy ze starą sprawdzoną ekipą, starych dobrych druchów...Ostania taka impreza...Jeszcze trzeba coś wysadzić, coć spalić, coś rozwalić lub urwać. Zdjęcia z pustyni w stylu Tres Pistoleros przypomniały mi sam początek z lasu Los Padres....Kto chce niech klika w Archiwum z pierwszego naszego (już legendarnego) wypadu... Kto to jeszcze pamięta? Kto tam wtedy z nami był? Czemu czas tak szybko mija? K-wa....
** GAERIA FOTO **

Tuesday, February 10, 2009

Zzyzx oraz dyskurs w temacie

Nazwa Zzyzex powstał w głowie pewnego excentrycznego naukowca, który powodowany checią zapisania się w księgach historii jako autor ostatniego słowa w słowniku, nadał takie właśnie imię ośrodkowi badawczemu, ulokowanemu w środku pustyni Mojave. Zzyzex to tak naprawdę zabawna nazwa, na którą składa się małą oaza z parkingiem, budynkiem i zbiornikiem wody ulokowanym gdzieś pomiędzy tym wszystkim. Być może jest ona nadal zbawieniem dla spragnionych podróżników, z pewnością jednak nadal stanowi punkt zaczepienia dla okolicznej flory i fauny. Paradoksalnie, dla mnie jest to jednak symboliczny dowód na to, że w życiu koniec ma często miejsce w środku niczego...

W Zzyzex sa nawet ulice i ograniczenia prędkości, ale to właśnie to jeziorko stanowi centrum tego miejsca...

Na dyskurs w temacie pozwolę sobie, gdyz czasem jednak spojrzę w szkło co niesie kulturę i rozrywkę masom. Nie wiem czy bezideowość to odwieczny problem, znak czasów czy tylko zmartwienie naszej cyfrowo stymulowanej generacji? A kolejna osoba, mówi mi dziś, że nie wyobraża sobie wychowywania dziecka w Ameryce...A Ameryka to taka Polska, tylko 20 lat do przodu... Róbcie zatem dzieci czym prędzej bo dalej na wschód nie ma już gdzie uciekać. Znaczy koniec zachodniej cywilizacji musi bliski ;-)

Saturday, February 7, 2009

Do pewnych miejsc wracam...

Tam z każdym następnym razem, turysty miano zatracam...

Możesz przejechac Death Valley i zaliczyć wszystkie przewodnikowe atrakcje turystyczne.
Możesz zjechać z trasy i zobaczyć wspaniałe widoki zarezerwowane tylko dla czteronapędowców. Możesz kopać dołek w bad water basin by być jeszcze głębiej, możesz zrobić to wszystko 7 razy i mówić z nutką zniechęcenia o standardach turystycznych tego miejsca, ale nie mów, ze znasz DV jeśli nie doświadczyłeś tam nocy pod gwieździstym niebem, otoczony pustynią, słuchając Sacred Spirit. Czysta forma.















Friday, February 6, 2009

Na śniegu, na wczasach - ogień buntu przygasa

Garść suchych jak płatki kukurydziane faktow.

Squaw Valley jest resortem narciarskim ładnie wkomponowanym w jedną z dolin, która składa się na nieopisany wciąż obraz miliona nieznanych mi jeszcze twarzy Californii. Ta olimpijska dolina jest jedną z największych i najbardziej narciarsko zorientowanych atrakcji całej Ameryki (tej Ameryki okrytej dumą gwieździstego sztandaru). Czy mozna miec wszystko? Pewnie nie, ale California to wszystko ma! Oprócz palm, pięknych plaż, Hollywood, Silicon Valley, Oceanu Spokojnego California ma też Lake Tahoe z przyklejonym do niego rogalem zimowych resrtów, z ktorych jeden - Squaw Valley był gospodarzem zimowej olimpiady roku 1960. Sama nazwa Squaw oznacza żonę indianina bądz po prostu Indiankę (zależy, na którym poziomie gender kłazaj (lub po staropolsku quasi) rozwoju sie znajdujecie*. Zostawiajac na boku wszelkie lingwistyczno - społecznosciowe kwestie wracam na prędce do tematu. Wśród kolorowych ulotek opisujacych uroki Tahoe na pewno zauważycie nazwy takie jak: Alpine Meadows, Sugar Bowl, NorthStar, Mt Rose czy Dimaond Peak. Wszystkie one składaja sie na wielkie wczasowisko zwyczajowo nazywane Tahoe (wym. Taho), które rozposciera się wsoród łańcucha gór Sierra Nevada na poziomie około1,890 m n.p.m. Wspomniana Squaw Valley ulokowała się natomiast malowniczo wśród sześciu górksich szczytów na terenie o powierzchni około 16 km². Jednym z wyższych punktów resortu jest Granite Cheif wystający 2,760 m nad poziom odniesienia, który w tym wypadku jest poziomem lustra wody zgromadzonej w dowolnym zbiorniku wielkiego oceanu. Największym nad Lake Tahoe resortem narciarskim jest natomiast Heavenly. Jest tu wszystko I jeszcze więcej. Są wyciągi, krzesełka, orczyki, sklepy, restauracje, piwiarrnie, deptaki, klimatyczne miejsca, outlety, wypożyczalnie sprzętu, słowem - wszystko. Heavenly mimo swojej kurortowej doskonałosci jest mi znane jednak najbardziej z tego, ze wlasnie tam, po wielu rozterkach i dylematach czapka dla Ewy została w koncu zakupiona (choc uszy ponoc nadal marzną).

Heavenly

Całe zimowe Tahoe wraz ze swymi najbardziej znanymi miejscami przyciaga rokrocznie 600,000 entuzjastow zimowego szalenstwa. Wśród nich jestem także ja, mimo, ze w grupie tych co lubią chodzic po górach i z nich schodzic lub zjezdzac na deskach dwoch czy jednej jeszcze nie jestem. Mi zostaja slizgawki, sanki, jabłuszka oraz wszystkie inne urządzenia zjezdzajaco - brodzace** lub po prostu grzaniec przy kominku...

Są wymagającyAle i gościnni...

Przepiękne trasy widokowe, niezaawodna pogoda, ktora dostarcza śniegu (chyba nawet w naddatku - 12 m w ciagu sezonu zimowego) i dobra infrastruktura czynią z narciarskiego Lake Tahoe mekkę wszystkich ludzi sniegu. Jesli natomiast człowiekiem śniegu nie jesteś lub chwilowo szukasz odmiany zawsze możesz odwrócic się na pięcie od turystycznego main streamu i zapatrzyc się bez pamięci w obecną jakby trochę za plecami, smiertelnie powazna, zawsze posępną toń Lake Tahoe (ponad 500m w dół i piekielnie zimna woda budzi respekt).

Lake Tahoe

Fleur de Lac - God Father też się tu kręcił...

Trochę mleka w ramach dodatku... (do tych platkow)

W Squaw Valley ciekawostką było dla mnie polskie godło (Orzeł jeszcze bez korony) zamieszczone wśród wielu innych śwaidków heraldyki ubiegłej epoki. Pierwszy raz byłem w miejscowości, w której wciąż płonie olimpijski znicz. W resorcie Mt Rose coś się we mnie złamało, coś pękło. Do dziś pamiętam jak z pogardą i obrzydzeniem skanowaliśmy z kolegami , kurortowych turstow ubranych jak we włoskich filmach z epoki. Kolorowe kombinezoniki, wymyślne czapeczki, okulary i caly ten narciarsko – resortowy, jak wtedy myślalem- syf. Tak jest, dziesiec lat temu chodząc w przemokniętych adidasach po trochę zabłocnonym, trochę snieżnym, trochę spływajacym do ulicznej kanalizacji Zakopanem byłem milion kilometrów od zrozumienia panów i pań poubieranych w jakieś jaskrawo - kreszowe kombinezony, które oprócz ochrony przed śniegiem, zimnem, otarciami i przmoknięciem zapewniały także dobre notowania towarzyskie na stoku. Pierwszy raz w Mt Rose pomyslałem sobie, że może sam bym się spróbował ze stokiem...

Mt Rose - zdjecie uzyskane z aparatu Ewy bez jej zgody ;-)

Na stoku

Nie wiem czy obrastam juz w tłuszcz konformizmu klasy średniej, czy może myślę sobie powoli o tych wszystkich rozrywkach zapewniajacych pierwotną wspólnotę tematów (z większością) podczas lunchowo – biurowo – towarzyskich dysput przy ski resortowym palenisku.

Grzecznych miast synowie i córki – niegrzecznie zjezdzjmy z górki...szałowo... na pazurki...

Oto radosna nowina. Chyba na starośc normalnieje!

P.s. Dziękuję Wszytskim, którzy tam byli. Był to naprawde jeden z bardziej klimatycznych wyajzdów. Były podróże tak w czasie jak i w przestrzeni, był kominek, był balsam łotewski (?), rozmowy i znów jedna oś i brak łańcuchów, były też komunikaty w radiu i na panelach świetlnych. Znów całościowo dalim rade.

Dodatki: Polecamy hot tubes pod otwartym niebem w Nepheles (Drinki allowed!). Kolano niestety jest dla mnie wciąż wielką przeszkodą, dziękuję Evie za solidarnośc na stoku.

Wrzuty do dysputy:

*. Z resztą jak się okazuje samo słowo potrafi wzbudzic znacznię wiecej emocji

** (ski mobile musi fajne)

Uwaga: W Tahoe mieszka sporo Polakow – jeden kiedys uratował mnie przed karą za zgubienie biletu parkingowego.

Thx