(źródło Wikipedia)
Boczne Drogi...
Do bazy Edwards zajechaliśmy w atmosferze napięcia i delikatnie tylko skrywanej nerwowości. Po dosyć ożywionej wymianie opinii "za i przeciw" wszyscy ustaliliśmy, że odległa o 25 mil baza Amerykańskich Sił Powietrznych jest warta zjechnia z trasy i nadłożenia dodatkowego czasu. Atmosfera dyskusji jednak trzymala temperaturę do samego końca, dając jasno do zrozumienia, że decyzje podejmowane na drodze demokratycznych wyborów często wymagają szerokiego marginesu dla opozycyjnego kompromisu :-) Rekalkulacja trasy nie była w planach, a czas nigdy nie był z gumy. Mimo to, licząc mile, minuty, godziny zmierzaliśmy do nieprzewidzianego przystanku na trasie powrotnej z Monument Valley. Jeep Liberty z czteroosobową załogą zaparkował w bazie Edwardsa niemal dokładnie w przewidzianym nowym terminie: w niedzielę 0 18:29 czasu wschodnioamerykańskiego. Zwiedzenie małej muzealnej ekspozycji przebiegło bez kłopotów.
Z zupełnie innych powodów, ale w równie nieprzewidziany sposób, dwie godziny wcześniej do miejsca naszego przeznaczenia dotarła zupelnie inna załoga podróżników... Oto ich historia opisana z reporterską manierą: Niebezpiecznie silny wiatr i burzowe niebo sprawiły, że centrum kontroli lotów przeniosło operację lądowania wahadłowca Endeavour z Florydy do słonecznej Kalifornii. Prom kosmiczny z siedmioosobową załogą wylądował w bazie Edwardsa niemal dokładnie w przewidzianym nowym terminie: w niedzielę o 16:26 czasu wschodnioamerykańskiego (22:26 czasu polskiego). Przyziemienie przebiegło bez kłopotów.
Prowadzą do celu...
W tej właśnie słonecznej Kalifornii znalazłem się zupełnie (w co sam nie wierzę) przypadkowo, zupełnie przypadkowo (co też jest bujdą) odwiedziłem również bazę, w której dwie godziny wcześniej miały miejsce wydarzenia odnotowane drukowanymi zgłoskami w kronikach kosmicznej awiacji. Nie mam wątpliwości, że szczęście sprzyja śmiałym i jeśli mialbym być szczery, nadal jest to moje motto, ale jeśli zadalibyście mi pytanie, czy nie chciałbym znaleźć się w tej samej bazie dwie godziny wcześniej, odpowiem zdecydowanie i krótko: Nie. Z rzeczy, które zostały mi nieodwracalnie zabrane, nie mogę do dziś odpuścić sobie widoku na żywo masztu radiowo-telewizyjnego w Gąbinie (Konstantynowie) albo przejażdzki po najdłuższym swego czasu drewnianym moście, którego jedyne ocalałe przęsło do dziś można zobaczyć w Wyszogrodzie (a most ten prowadzi do celu**). Obie konstrukcje mocno podsycały swego czasu moją ciekawość i wyobraźnię... Nawet dziś kosmiczne wyczyny załogi wahadłowca nie są w stanie przyćmić dawnej potęgi wspomnianych wyżej kostrukcji, ktore w swoich czasach były najwyższymi/najdłuższymi* konstrukcjami wzniesionymi przez człowieka.
* wybaczcie stosowny brak precyzji :-) Oczywiscie jedna była niekwestionowanie najwyższa na Świecie, za to druga była najdłuższa, ale tylko pośród drewnianch konstrukcji i zdaje się tylko w samej Europie.
** jak ja nie lubię dosłowności, ale dla potrzeb chwili otrę się o banał.
Post ze względu na tematykę oraz imię samej bazy dedykuję zwyczajowo w takich sytuacjach jedynemu w mej rodzinie miłośnikowi awiacji...
pozdr dla uczestników imprezy
** GALERIA FOTO **