Monday, November 26, 2007

Death Valley - Intro

Gdzieś budzi się dzień, komuś własnie oznajmiono radosną nowinę, w tym samym momencie gdzieś końca dobiega czyjeś życie. Nieświadomy niczego młodzieniec właśnie spotyka miłość swojego życia, ktoś pierwszy raz w życiu nocuje na pustyni, komuś przed chwilą w szpitalu odebrano ostatnią nadzieję. Szczęśliwiec w tym momencie wygrywa los na loterii, ktoś inny spotyka znajomych sprzed lat, komuś samochód wyjechał na przeciw życiowym planom. Ktoś popija wieczorną kolację białym winem. Komuś właśnie spóźnia się autobus, gdzieś na świat przychodzi nieświadomy niczego młody człowiek. Równolegle z grymasem na twarzy wstaje do pracy połowa kontynentu, kogoś budzi pierwszy pustynny poranek, ktoś załamuje teraz ręce, turysta przegrywa swoje pierwsze pieniądze w kasynie Las Vegas. Gdzieś ktoś czeka na kogoś, ktoś tęskni za kimś, gdzieś ludzie wypiekają dziękczynne indyki. W portach ludzie nieustannie wypływają w morze. Jednocześnie statek właśnie przybija do portu. Komuś urodził się syn, ktoś obok cieszy się, że też został ojcem. Ktoś obgryza paznokcie patrząc na notowania giełdowe, czyjąś głowę zaprząta myśl jak zjeść poranne śniadanie. Ktoś ciężko pracuje tymczasem za rogiem beztroska ręka kupuję kolejną bezużyteczną błyskotkę. Na randce chłopak stresuje się pierwszym spotkaniem z dziewczyną a 10000 kilometrów dalej Ktoś ma do kogoś żal, że o nim nie pamięta. Ktoś sie własnie myli, komuś wpada do głowy rewelacyjna myśl, na uniwersytetach całego świata ludzie bronią tytuły naukowe a po drugiej stronie ulicy komuś właśnie złą oceną odebrano chęci do nauki. Ktoś martwi się o comiesięczne rachunki stojąc w kolejce po jutrzejsze śniadanie. Artysta maluje obraz, a na kanapie willi beztrosko rysowane są plany kolejnych egzotycznych podróży. Ktoś w tej chwili szczęśliwie wylądował na Heathrow, Okęciu, w Kansai. Ktoś za chwilę przeżyje chwile grozy, czyjś kciuk skutkiem znudzenia automatycznie wykonuje odruch i tym samym telewizor zostaje wyłączony. Ktoś od 5 minut rozpala ognisko, tysiącom osób wydaje się w jednym momencie, że zawalił się ich cały świat, podczas gdy komputer tylko wyswietlił komunikat „not responding”. W tym samym czasie ktoś upada na ziemię trafiony kulą snajpera „niosącego pokój” w kolejnej wojnie za pieniądze. Tysiące osób naciska w zlości ctrl+alt+del, snajper chowa broń…odchodzi. Wojny niezmiennie niosą śmierć, samochód jedzie autostradą a kule świszczą na kontynentach całego świata...Komuś nadal jest zimno, gdzieś lekarze niewyobrażalnym wysiłkiem ratują ludzkie życie a ktoś tymczasem czuje się niezwykle samotny. Gdzieś popełniono przestępstwo, ktoś wysyła smsa, a ten sms może właśnie lecieć z Las Vegas do centrum Oxfordu. Komuś padła bateria w telefonie przed bardzo ważnym spotkaniem, przy śniadaniu znów pomylono cukier z solą. Ktoś snuje plany na przyszłe życie, mleko rozlało się na podłogę. Oczekiwany e-mail nadal nie przychodzi. Kogoś nic już nie obchodzi, ktoś robi zdjęcie, ktoś spieszy się do domu. Gdzieś nagrano pierwszy uśmiech długo oczekiwanego dziecka, ktoś właśnie teraz klika na not-so-close...

Na naszej planecie istnieje ponad 6 miliardów podobnych scenariuszy. Jeden z nich niezauważalnie dla historii świata dzieje się równolegle do reszty gdzieś na południu Kalifornii nie wyróżniając się przy tym za bardzo wśród tych opisanych tutaj...

Dopiero co wróciliśmy z dziękczynno - weekendowej (4 dniowej) wyprawy do Doliny Śmierci. Liczba zdjęć zrobionych podczas całej wyprawy zmusza mnie do podzielenia tematu na posty opisujące kolejne dni. Dziś chciałem napisać wstęp.
Będzie to reportaż w odcinkach zlożony głównie ze zdjęć opatrzonych tylko krótkimi komentarzami i równie krótkimi opisami wynikającymi niejako z obowiązku udokumentowania pewnych faktów i zamieszczanymi tytułem wstępu dla opisania sfotografowanych zdarzeń.
Będzie to opowieść o tym jak czysty miejski samochód, stawał się powoli miejskim samochodem na długie trasy, potem lekko zakurzonym samochodem do jazdy w lekkim terenie, żeby w końcu stać się przeprawowym pojazdem przesyconym zapachem i kolorem wszędobylskiego kurzu. Jak niewiele czasem mamy do powiedzenia, uświadamiam sobie, gdy okazuje się, że samochód, działający gps, czy dobra pogoda, może być twoją jedyną nadzieją podcza pokonywania górskich bezdroży Doliny Śmierci. Zależysz od rzeczy na które nie do końca masz wpływ...Lekcja pokory, nauczycielem tym razem jest potęga natury. Będzie to też opowieść o pięknie i różnorodności krajobrazu tej części Ziemi. Być może napiszę też coś o tym co na poszczególnych etapach podrózy sobie myślałem i do jakich wniosków doszedłem, lecz czy tak zrobię sam jeszcze nie wiem...Przejechaliśmy przez te 4 dni ponad 1400 mil, ale wszystko zaczęło się tu w San Francisco, była środa - godzina 15.51.

Zapraszam do Death Valley

sokół