Tuesday, February 17, 2009

Walentynkowa misja stabilizacyjna - Box Canion, CA

Już dawno nie miałem tak, że ledwo wszedłem do domu a już z przyjemnością wspominałem dopiero co zakończony weekend. Dziś w biurze nie mogłem wysiedzieć, a przecież miałem prawo być zmęczony. Spanie w samochodzie, noc w górach nieopodal Los Angeles, dwa dni i noc na pustyni, kanion - kolejny sen na tyle samochodu, 2400 przejechanych kilometrów i pięc godzin snu...a jednak chciałbym tam nadal być. Chcę nie mieć dostępu do sieci komórkowych, marketów, jedzenia z fast foodów i internetu. Chcę mieć twelve gauge pod ręką i słyszeć wystrzały z Mosina. Trudno mi się pogodzić z tym, że Arizona, California, Nevada i tysiące kilometrów autostrad nie będzie dla mnie dostępnych już za miesiąc. Ja już za nimi tesknię...Tym bardziej, że ostatnia wyprawa była udanym powrotem do starej sprawdzonej formy ze starą sprawdzoną ekipą, starych dobrych druchów...Ostania taka impreza...Jeszcze trzeba coś wysadzić, coć spalić, coś rozwalić lub urwać. Zdjęcia z pustyni w stylu Tres Pistoleros przypomniały mi sam początek z lasu Los Padres....Kto chce niech klika w Archiwum z pierwszego naszego (już legendarnego) wypadu... Kto to jeszcze pamięta? Kto tam wtedy z nami był? Czemu czas tak szybko mija? K-wa....
** GAERIA FOTO **