Koszulę więc tego dnia wyprasowałem w kanciki ostre jak żyletki, buty pastowałem dobre dwadzieścia minut a z szafy wyjąłem smokingową marynarkę tylko po to żeby zamanifestowac to co dziś będzie miało miejsce w Herbst Theatre.
I tu dygresja:
Rozumiem punk rock i rozumiem muzykę blokowisk - to w moim wypadku jest oczywiste, ale to że zanurzę się w klasyce, (której na dodatek za dobrze nie znam) szczerze mowiąc samego mnie zdziwiło. Ja już jestem najwodoczniej poważnie zmęczony papierowymi bohaterami bigrbrothera, gwiazdami tańczącymi, spiewającymi, płaczącymi, skruszonymi, nawróconymi i tymi bywająymi. Jestem znudzony takze mimozami w białych kozaczkach machającymi do obiektywu kamery różową torebką. Patrzę na to wszystko i zastanawiam się czy wbrew Matczynej przepowiedni uda mi się w tym wszystkim nie skończyć źle?
W tle pojawia się jeszcze ujadający mały jorczek przystrzyzony według najnowszych trendów, który nie rozumie tego co Pani ma do powiedzenia milionom widzów przed telewizorami. I szczerze mówiąc nie dziwmy się jorczkowi, bo kto to jeszcze rozumie?
Dlatego dziś trzeba mieć wyjątkową odwagę by robić coś prosto z serca i do tego się w tym wszystkim nie pogubić...
A potem zrobiliśmy sobie bardzo dobrze naszym żołądkom w restauracji Panta - Rei (Litlle Italy) i gadalismy o rzeczach, których się zazwyczaj nie zapamietuje, ale tak właśnie trzeba robic przy dobrym jedzeniu, dobrym Towarzystwie i przyzwoitym winie. Po wszystkim wsiedliśmy do samochodów i pojechaliśmy pod Coit Tower pożegnać Asię, która na drugi dzień po trzytygodniowym pobycie w Californii wyleciała do Polski - mówiła, że nie chce wracać (pierwsza, ktora tak powiedziala ;-) ).
Na koniec odebrałem maila od "Mojej Sentymentalnej Onej" (wybacz mi tą nazbytnią spoufałość, proszę) i powiem szczerze, też się cieszę, że dałem się namówić. A wszystko zaczęło się dzień wcześniej...przypomnijcie mi, żebym jutro coś na ten temat narysował ;-)