Thursday, May 15, 2008

W poszukiwaniu ładu - w chaotycznym poście

Nigdy bym nie przypuszczał, że aż tak duża część "mnie" przykłada ucho do głosnika z muzyką klasyczną. Powiem szczerze - to czego doświadczyłem ostatniej niedzieli miało cholerną moc. I w swej (jakby nie było) prostocie potrafię to docenić. Mimo, że nikt z Was nie powie o mnie "entuzjasta muzyki poważnej" czy "muzyczny koneser" wiem, że w świecie dookólnej dodupności otarłem się w niedziele o coś naprawdę dobrego. Wiem nie od dziś, ze prawdziwe wartości nie szukają poklasku. One raczej wydają ostatni grosz na czarny winyl, by po nocach niedosypiać szukając nowych sampli lub przesiadują 14 godzin dziennie od piątego roku życia nad pianinem szukając drogi do perfekcji. Tej drogi, która pozwoli im w przyszłości zamienic cztery ściany pustego pokoju na sale konertowe Mediolanu, Moskwy czy Londynu wypełnione po brzegi entuzjastami muzyki. Dla mnie liczy się to co prosto z serca i dlatego wolę jak ktoś do bitu szczerze bluźni na życie lub z pasją wygrywa Poloneza C-dur Chopina. Matka mi mówiła całe życie, że źle skończę słuchając muzyki, której z resztą do dzś słucham. Ale co ja mam zrobić? Skoro ja wolę to właśnie niż ładnie kręcącą nóżką panią śpiewającą do rytmu swoiste bla bla bla.

Koszulę więc tego dnia wyprasowałem w kanciki ostre jak żyletki, buty pastowałem dobre dwadzieścia minut a z szafy wyjąłem smokingową marynarkę tylko po to żeby zamanifestowac to co dziś będzie miało miejsce w Herbst Theatre.


I tu dygresja:

Rozumiem punk rock i rozumiem muzykę blokowisk - to w moim wypadku jest oczywiste, ale to że zanurzę się w klasyce, (której na dodatek za dobrze nie znam) szczerze mowiąc samego mnie zdziwiło. Ja już jestem najwodoczniej poważnie zmęczony papierowymi bohaterami bigrbrothera, gwiazdami tańczącymi, spiewającymi, płaczącymi, skruszonymi, nawróconymi i tymi bywająymi. Jestem znudzony takze mimozami w białych kozaczkach machającymi do obiektywu kamery różową torebką. Patrzę na to wszystko i zastanawiam się czy wbrew Matczynej przepowiedni uda mi się w tym wszystkim nie skończyć źle?

W tle pojawia się jeszcze ujadający mały jorczek przystrzyzony według najnowszych trendów, który nie rozumie tego co Pani ma do powiedzenia milionom widzów przed telewizorami. I szczerze mówiąc nie dziwmy się jorczkowi, bo kto to jeszcze rozumie?



Dlatego dziś trzeba mieć wyjątkową odwagę by robić coś prosto z serca i do tego się w tym wszystkim nie pogubić...



A potem zrobiliśmy sobie bardzo dobrze naszym żołądkom w restauracji Panta - Rei (Litlle Italy) i gadalismy o rzeczach, których się zazwyczaj nie zapamietuje, ale tak właśnie trzeba robic przy dobrym jedzeniu, dobrym Towarzystwie i przyzwoitym winie. Po wszystkim wsiedliśmy do samochodów i pojechaliśmy pod Coit Tower pożegnać Asię, która na drugi dzień po trzytygodniowym pobycie w Californii wyleciała do Polski - mówiła, że nie chce wracać (pierwsza, ktora tak powiedziala ;-) ).


Na koniec odebrałem maila od "Mojej Sentymentalnej Onej" (wybacz mi tą nazbytnią spoufałość, proszę) i powiem szczerze, też się cieszę, że dałem się namówić. A wszystko zaczęło się dzień wcześniej...przypomnijcie mi, żebym jutro coś na ten temat narysował ;-)