Tuesday, November 27, 2007

Death Valley - Polska Misja Ekspedycyjna

Dzien 1.
San Francisco - Oakland - Bakersfield - Isabella Lake

To własnie o 15.51 wysyłam ostatniego maila. Zamykam skrzynkę, wyłączam komputer. Od 20 minut nie powinno byc mnie w biurze. Wyskakuję na Powell street, żeby zlapać 38-mkę i w miarę sprawnie pognać do domu. San Fran pustoszeje przed najbardziej rodzinnym amerykańskim świętem -to widać na ulicach.
W autobusie spotykam Kerra Wonga-informatyka z Arupa. Chwilę gadamy o niczym (czasem myślę sobie, że rozmowy o niczym to pewien rytuał podróży do/z pracy w zatłoczonych autobusach, gdy spotykasz kogoś komu nie masz zupełnie nic do powiedzenia oprócz zwykłego bla bla bla. Znacie to uczucie?). Autobus dobija do 9tej Ave, wysiadam. Marcin już czeka. Szybkie sklarowanie sprzętu, zabieramy wszystkie tobołki ze sobą, wrzucamy je do samochodu. Odjazd.
Umówilismy się z Dorota i Piotrkiem, że spotkamy się w ustalonym wcześniej miejscu. Oni wyjechali kilka godzin wcześniej i na nich ciąży decyzja wybrania miejsca, w którym dziś spędzimy pierwszą noc w drodze na Death Valley. Mamy ustalone koordynaty geograficzne, oddajemy się pod opiekę GPSu i radia krótkofalowego motoroli. Po drodze szybkie zakupy w Costco, wypadamy na trasę i obieramy kierunek Isabella Lake. Teraz już tylko pozostaje odliczać mile dzielące nas od celu. (Opieprzajcie mnie kiedy tylko możecie. Ciągle przeginam z prędkością na tych ich highwayach, ale z drugiej strony te speed limity są czasem naprawdę debilne).
Okolo północy zjezdżamy z highwaya.
Okolice Lake Isabella w nocnym świetle wyglądają jakoś surrealistycznie, zupełnie przypominają mi krajobraz księżycowy (choć nie jestem pewien tak naprawdę jak on właściwie wygląda). Myślę sobie podczas podróży, o tym jak wielką startę na skutek braku ludzkiej wyobraźni poniosła ta całkiem dziwaczna a przez to zupełnie interesująca okolica. Dlaczego nikt nie wpadł na pomysł zalania tego wszystkiego wodą? ;-). Nurkowie mieliby tu niezłą zabawę w czasie eksploracji tych dziwnych skalnych tworów. Woda budzi we mnie szacunek dalece większy niż góry. Tak! Trzeba by zalać te góry wodą! Wtedy przyglądałbym im się ze zdwojoną uwagą, na pewno znaczie dłużej, inaczej... Woda daje mi zupełnie inny punkt widzenia. Około godziny 1am zjawiamy się w wyznaczomy na obozowisko miejscu. Jest zimno, jest wietrznie i jest tez jezioro, od którego nazwę odziedziczyłą w spadku pobliska miejscowość. Tafla jeziora w świetle ksiezyca nabiera dziwnej, oleistej barwy filmowej kliszy (lub nawet rentgenowskiego negatywu). Z drugiej strony zupełnie obcego środowiska są tez znajome akcenty. Są "Nasi z San Hoza", jest dające ciepło i jedzenie ognisko, jest kiełbasa, jest whisky. Z samochodów ustawiamy jak nam sie wydaje skuteczną ochronę przed wiatrem (lepiej tak myśleć - to pomaga czasami nie gorzej niz szczelniej ściągniety suwak czy guzik). Opatuleni w polary, kaptury, bluzy, stoimy nad brzegiem jeziora. Towarzyszą nam uśmiechy na ustach, muzyka w głosnikach, plany w glowie, dowcipy i żarty rzucane na wiatr. Robię pierwszy rekonesans. Wniosek jest prosty. Piotrek z Dorotą przygotowali się naprawdę solidnie do wyprawy, my z resztą też nie powinnimy mieć kompleksów. Z nieśmiertelnymi palstikami w ręku rozmawiamy do piątej rano skrupulatnie utrzymując przy tym odpowiedni poziom niosącego ze sobą ciepło płynu. Zauważyłem przez lata bycia Polakiem, ze wśród rodaków doświadczam pewnego fenomenu natury fizycznej. Otóz ile razy spotykają się gdzieś nasi krajanie, tyle razy zaobserwowac mozna występowanie szczególnego przypadku zjawiska zwanego perpetum mobile. Alkohol indukuje słowa nieprzerwanie wyrzucane z głowy za pomocą jezyka...Gdyby nie zgubna moc alkoholu, niechybnie te rozmowy trwałyby całymi miesiącami, ba...być może nawet całymi latami, lub nawet i wieczność. Ja zawsze spotykam rodaków praktykujących te fizyczne eksperymenty. Czy Wy tez? Rozmawiamy, gadamy, robimy zdjęcia, obserwujemy okolicę. Strasznie dziwne jest to światło Księżyca. Rysuje ono dookola nas przedziwne kształty i wydobywa z czeluści ciemności jakieś niezywmiarowane kontury. Ciągle mam wrazenie, że jestesmy w jakiejś innej, nieznanej mi dotąd krainie geograficznej. Poranek przyniesie odpowiedź co tu właściwie na Nas czeka. Póki co czas isć spać. Jutro kawał drogi przed nami. Nie ma to jak przytulić się do welurowej tapicerki samochodowego fotela. Na trzeźwo się nie da :-) Chociaz z drugej strony parę razy musiałem...Zawsze mam sentyment do samochodów, które dały mi schronienie przed deszczem i zapewniły jako taki sen.


Siemasz Piotras, cześć, jak leci? Ognisko to miejsce dużo ważniejszych rozmów niż wszystkie conference room'y tego świata razem wziete....


Impresje ogniskowe....

Zimna, dziwna, ksieżycowa noc.


Isabella Lake nocą...


Księżyc mówi na dobranoc N-S-C. Jest 5ta rano, za cztery godziny pobudka...Wiadomo, to nie wczasy ;-)


Po przejechaniu 500 km Mazda nadal czysta...nic dziwnego pod kołami wygodny asfalcik :-)
Ale to dopiero początek podóży.


Przgoda wciąż czeka...


a Polska Misja Ekspedycyjna...szykuje się do trasy.


Te ekspedycje, ekspedycje, ekspedycje. Can you see (grams) ?


Nim dowiecie się do czego służy wieszak na rowery zwróćcie uwagę na antenę. Dzieki niej możesz mieć kontakt z całym krótkofalarskim światem...Radio to komunikacja, która jeszcze dzielnie broni się przed internetem, niestety pewnie już niedługo...Siedzą w tym już tylko miłośnicy, podróżnicy, kiedyś też opozycja...


Po przebudzeniu od razu aparat w ręku...inaczej się nie da.


Śniadanie nad jeziorem 9am.

Nic tu po nas, przygoda czeka, zbieramy zabawki...

Lake Isabella jaka jest dopiero teraz widać naprawdę...To sztuczny zbiornik, nocowaliśmy obok zapory wodnej (choć tej akurat tu nie widać)

Perełka na koniec, czyli Panorama Isabella Lake - autorem wszystkich panoram jest Marcin. Odwiedzajcie jego stronę http://marcin-sieradzki.blogspot.com/ Te same doświadczenia innymi oczami ;-)