Wednesday, January 30, 2008

Symetria i Monochromatografia: Mono Lake|Lake Tahoe

Miejsce akcji: Jadalnia willi przy Hillgard Ave, Berkeley CA.
Sceneria: Ciasto, herbata, spaghetti bolognese, sea food pasta, troje ludzi przy stole.
Bohaterowie: hmm...My

Monochromatyka

- No to jak Wam się chłopaki udał tym razem weekend?
- Strasznie meczący, nawet Grand Kanion nas tak nie sponiewierał. Fatalne warunki na drodze. Śniegi, deszcze, brak widoczności, napęd na jedną oś, letnie opony i wszędzie ten cholerny śnieg. Cholera, to jest Kalifornia??
- No, ale z drugiej strony, nikt nie mówił, że będzie lekko.
- No i gdzie w końcu dojechaliście?
- nocowaliśmy nad samym Mono Lake, ale ani ja ani Piotrek nie widzieliśmy jeziora. Po prostu ściana śniegu…bardzo śmieszne.
- Ale na przykład fajna pogoda była przez całą sobotę i później w niedzielę w Reno też miło przygrzewało. Dopiero w drodze powrotnej przez Sierra Nevadę uderzyło.
- A właśnie, byliście w Reno?
- byliśmy, fajne miejsce. Strasznie dziwne, myśleliśmy, że jest dużo mniejsze.
- My tam zawsze robimy sobie nocleg jak jedziemy nad Tahoe, faktycznie czasem są tam problemy z pogodą.
- ponoć w Polsce szaleją jakieś wichury?
- no tak, też coś słyszałam…
- Tak, no u nas wszystko było pięknie, ładnie, ale jak wjechaliśmy w Sierra Nevadę była już masakra. Ostrzeżenia o nakazie używania łańcuchów wyświetlane co milę, punkty kontrolne, nawet telewizja transmitowała relacje na żywo z centrum snow stormu…Wszędzie biało! Śnieg na dole, śnieg z góry, z boku, śnieg z całego świata. Cholera, nie lubię zim..
- No tak, tam zawsze jest nieprzyjemnie. Ale stoją tam przecież ludzie, którzy za 35 $ zakładają łańcuchy przy samej drodze. My tak zrobiliśmy jak jechaliśmy ostatnio.
- Dokładnie to nawet za 30$ baksów to robią i faktycznie wszyscy się zatrzymywali i zakładali je na koła, ale nie my. ...No bo przecież po co? My?!
- Nie mieliśmy nic, ani napędu na cztery koła, ani zimowych opon, nawet płyn w spryskiwaczach się skończył, ale przecież płacić nie będziemy - przecież jesteśmy z Polski
- a poza tym łańcuchy są dla słabszych….:-)
- W ogóle to ten wyjazd miał być jednodniowy, tylko trochę się plany w międzyczasie zmieniły. Ja nawet nie wziąłem ciuchów na zmianę. Spakowałem tylko aparat, szczoteczkę do zębów i bieliznę na zmianę…
- Oj chłopaki, chłopaki…
- dobre ciasto, sama piekłaś?
- brak wyobraźni….
- dziękuję, sama
- Eeee tam, raczej ułańska fantazja ;)
- Dobrze, że nie pojechałam bo bym żałowała…

i dalej druga strona lustra - symetria.

Wyruszajcie w podróże każdego dnia...

Ale mnie nie pytajcie czy żałuję? Mimo, że może i parę razy usłyszycie podobne słowa, które wyrzucam w przypływie emocji to jednak przed sobą samym niczego dotąd nie żałowałem (nawet jeśli wypadałoby żałować) i mam nadzieję, że nadal nie będę musiał żyć z taką świadomością. Na obczyźnie życie zmusza częściej do takich rozliczeń, ale pamiętajcie, że człowiek czujący się samotny czy odosobniony (nierozumiany) ma tendencje do większego samokrytycyzmu (dobrze, że szybko się o tym dowiedziałem). Dziś na przykład jadąc 38ką przy Fillmor czytam tekst, który bardzo dobrze rozumiem i który uświadamia mi coś co już o życiu dobrze wiem.

„...A Hłasko nie miał nic poza Polską, jedyną krainą jego łowów, jedynym powietrzem, którym umiał oddychać. W Polsce zostali jego prawdziwi bohaterowie i daremnie ich szukał w Tel Awiwie, Ejlacie, Kalifornii. Byłem w tych samych miejscach w tym samym czasie co on, tam takich nie było. Wymyślal ich, podrabiał, nadmuchiwał aż do kiczu. Tam nikt tak nie mówił, nie myślał, nawet nie pozował.”

H.Grynberg „Uchodźcy”



Światy dzieją się cyklicznie (byłem w tych samych miejscach), być może nawet równolegle (ale niestety nie w tym samym czasie co on). Biografie się powtarzają i ciągle ewoluują opierając się o postęp techniczny, kulturowy, obyczajowy, ale nadal mają wspólny trzon, ponieważ problemy ludzkie pozostają te same, tak tutaj w Kalifornii, jak i tam na prawym brzegu Wisły, dzisiaj tu i pięćdziesiąt lat temu na wzgórzach Los Angeles (I love this city). Jest to druga książka po „Podróżach..” Steinbecka, której zawartość wiem o czym naprawdę jest (tak mi się wydaje) . Czytam ją co prawda nie pierwszy raz w życiu, ale dopiero teraz ją rozumiem (przynajmniej obszernymi fragmentami).
Zamyślony spoglądam przez okno....Japan Town. Zaraz wyślę kilka gorzkich maili

„Tak, chyba mi też brakuje budowy-jedynego powietrza, którym umiałem oddychać. Może to wszystko to jakaś słaba idealizacja przeszłości...?”

Potem znów zacznę myśleć, że tak musi być, że jest to element jakiejś większej gry pod tytułem życie, w której wiara jest niezbędnym elementem żeby przetrwać. Reszta splotów wydarzeń z tego wynikających doprowadzi Cię po jakimś czasie do konkluzji bogatszego o kolejne doświadczenia człowieka, ze życie jest naprawdę zabawne...



Jeśli chcecie odnaleźć prawdę o swoim życiu w odpowiedziach na pytania „what if...” (co by było gdyby?) od razu dajcie sobie spokój...Nie zadawajcie sobie nawet takich pytań, bo one nigdy nawet nie ocierają się o istotę problemu, myślę że prawda jest znacznie głębiej...w każdym bądź razie dalej. A po drodze są zakręty, wertepy, śniegi, zgubione bagaże, przeprowadzki, skręcone kolana...(broken hearts too).
Ileż z tego dla nas??

Lake Tahoe - Fall 07
Google photos link

P.s. Pierwszy raz w życiu jechałem samochodem kompletnie (powtarzam kompletnie) nie widząc drogi….przez 100 metrów drogi w górach czułem się jakby ktoś wykasował widok za samochodem (w acad i photoshopie odpowiednik funkcji „erase”). Ale stanąć się nie odważyłem. Później plansza trochę się zmieniłą.

Pozdro dla G-C