Tuesday, November 20, 2007

Pozwólcie, że nic Wam tym razem nie opowiem...

Podczas ostatniego weekendu doszło jasno do mojego przekonania, że tak naprawdę nie mam nic do powiedzenia. Tak właśnie. Mogę tylko usiąść i słuchać. Owszem chłopaki mają znacznie więcej lat niż ja, ale ja jestem narwany, wydaje mi się, ze moje serce wali dwa razy mocniej/szybciej co według mojej interpretacji oznacza, że chyba nie jestem maratończykiem. Moje nastawienie do życia z resztą nie przewiduje jakichś przesadnie rozwlekłych scenariuszy z werandą w tle i gromadką wnuków u wezgłowia. Boję się, że nie zdążę zobaczyć tego wszystkiego o czym przez ostatni weekend z zaciekawieniem słuchałem.
Mam tylko chęc zrobic trzy rzeczy podczas tych dni, które jeszcze mi tu pozostały (mam nadzieję, że się uda). Właściwie to kiedyś opowiem Wam tą historię, której to historii nie opowiedziałem tym razem, ale już nie dziś, nie teraz. Z tego mojego sobotniego milczenia, rodzi się stare/nowe opowiadanie, ale to juz nie jest historia na n-s-c. Raczej będę zmuszony publikowac to w innej przestrzeni. Prawdopodobnie tak narodzi się n-2-c (limited access) szczegóły w następnych Technikaliach. Tam już będzie czysta forma, tam opowiem Wam o swoim życiu, trochę też o sobie…ale może do tego czasu zmienię zdanie, bo przecież życie jest paradoksem, zawsze układa się inaczej niz zakładałeś/ zakładalaś.
I tak własnie za sprawą paradoksów, to co miało być głównym celem mojego tutaj przybycia okazało sie niewypałem. Nie chcę nawet kontynuować tego wątku, jestem już tym po prostu zmęczony.
Z drugiej strony, rozwiajm się w innych dziedzinach swoich zainteresowań. Mam znacznie więcej kontaktu z techniką wojskową niz w Polsce, umiem obsługiwac kilka nowych rodzajów broni (wydaje mi się to bardziej przydatną umiejętnością niż większość inicjatyw, w których ostatnio brałem udział). Wciąż poznaję ciekawych ludzi (głównie z Polski co niestety trochę mnie jednak martwi). Mam poza tym znacznie bardziej interesujący kontakt z motoryzacją. Obecnie poruszam się przez najblizszy tydzień Mazdą XC7 z sekwencyjną skrzynią biegów. Wreszcie jakiś samochód…a nie amerykański półprodukt. Muszę powiedziec, że japońska motoryzacja jest solidna i poukładana. Układ kierowniczy i przeniesienie napędu są bardzo odpowiedzialne i niemal czujesz drogę dłońmi. Właściwości jezdne łatwe do przewidzenia i kontroli. Poza tym wciąż jednak legendarna niezawodność, która dziś zaledwie ociera sie w większości przypadków o ten mit. Mazda i reszta japońskich producentów prawdopodobnie tym zdobywa amerykański rynek. Poza tym galanteria samochodowa z kraju kwitnącej wiśni jest tutaj naprawdę względnie tania. Niemniej jednak ja nadal nie odnajduję w niej zbyt wielu emocji (poza paroma wyjątkami). Zrozumiałem, że na tle amerykańskich wozów konnych, które przez lata rozwoju zdołano zaledwie doposażyć w silniki, takie rzeczy jak manualna skrzynia biegów, czy wysoko obrotowe silniki wyposazone w turbiny dają mi jasno do zrozumienia… Japońskie samochody stały mi się bliższe niż kiedykolwiek (ale bez przesady ;-) ). Jest jedna rzecz, która wydaje się trzymać mnie w miarę blisko pionu psychicznego. Zauważyłem u siebie pewne górki adrenalinowe, które niestępione wprowadzają mnie w depresyjne nastroje. Czuję się doskonale podczas szybkiej jazdy samochodem (tu w USA mimo licznych i poważnie brzmiących ostrzeżeń też ignoruje przepisy. Chyba się tego szybko nie oduczę, ale jest to element mojego buntu przeciw prawu tzw. „ziemskiemu”). Tak samo zbawienne skutki dla mojej psychiki ma nurkowanie. Szczególnie, gdy nurkuję głęboko na bezdechu lub w sprzęcie. Nie ma się co dłużej oszukiwać, ostatni nurek który się nie odbył zaważył na fatalnej dyspozycji psychicznej przez cały ostatni tydzień. Tym razem się udało! Był trening free i było solo scuba diving (tylko jedna federacja na świecie, według mojej wiedzy dopuszcza nurkowanie solo…ja do niej nie należę…jeszcze;-) ).
Zanurzam się w Oceanie, czyli pierwsze nurkowania bezdechowe w wielkim Błękicie. Muszę powiedzieć, że mój sprzęt do uprawiani tej dyscypliny od tygodnia jest zupełnie kompletny ( elastyczny pas balastowy i neoprenowe skarpetki spisują się rewelacyjnie!).
Niestety tym razem zacumowaliśmy za blisko brzegu i jedyne co udało się osiągnąć to 13.7metra (ale to w sumie był trening, więc głębokość jest ok). Wynik byłby jeszcze gorszy ponieważ pod samą łodzią było około 12. metrów. Postanowiłem jednak pozwolić sobie na krótka eksplorację dna. Freediving mnie relaksuje, ale zauważam, że jest to dla mnie sprawa bardzo osobista…Słona woda oszczędza też moje zatoki-jest bardzo dobrze. Jest zapas na 20 metrów (a weźcie pod uwagę, że ostatni regularny trening odbyłem 3 miesiące temu0. Jest też naprawdę dobra diving boat (Mam nadzieję, żę Piotrek będzie chciał dalej nas zapraszać). Mam tez kilka koncepcji na usprawnienie samego schodzenia w toń. Najpierw jednak muszę zajechać do West Mariny po linę…jakieś 40 metrów. Niestety ten pierwszy free nurek był trochę partyzancki. Byłem bardzo niedoważony i nie miałem wokół siebie żadnej liny, po prostu freediving…Wizura może na 5 metrów.
Podczas treningu jak zwykle pojawia się krew, nie inaczej było tym razem. Po wypłynięciu za którymś razem na powierzchnie zauważyłem, grupę fok szybko płynących w kierunku Mariny. Czyżby rekin? Niestety tutaj muszę brać już takie sytuacje pod uwagę. Schodzę jeszcze dwa razy na 13 metrów, rozglądam się po okolicy i wypływam na powierzchnię.






Freediving profile-odczyt z komputera nurkowego Suunto D3. Thx G.



Interpretacja profilu jest prosta. Oś pozioma to czas, oś pionowa - głębokość. Przedostatni "niepełny peak" to problemy z uchem (Ewakuacja). Na powierzchni ławtwiej wyrównać ciśnienie ;-) .
Co ciekawe Kelp okazał się dla mnie tym razem bardziej łaskawy niz przypuszczełem. Ciekawostka: Kelp (czyli brunatnice) jest ponoć drugą najszybciej przysrastąjcą rośliną na Ziemi (1foot / day). Pod tym wzgledem wyprzedza go tylko jeden gatunek Bambusa.



Czas na sprzęt. Godzinę wcześniej Kuba naprawiał kil w Mac Gregorze, więc została cała flaszka powietrza. Słuchajcie to był mój trzeci Oceaniczny nurek sprzętowy i od razu stawia przede mną nowe wyzwanie. Solo diving (chyba tylko federacja TDI szkoli pod tym kątem). Generalnie nurkowanie solo jest niewskazana, żeby nie powiedzieć zabronione. Moja federacja i moje uprawnienia w każdym bądź razie zabraniają mi takich praktyk. Mnie to nie interesuje. Audaces fortuna Juwat. Przy wyciąganiu pasa na łódź popełniłem szkolny błąd! Straciłem dwa kilo ołowiu, ale wcale się tym nie przejąłem, zaraz go znajdę. Ubieram BCD, zmieniam pas i konfigurację balastu, sprawdzam sprzęt, zmieniam płetwy i po chwili znów jestem w wodzie. Deklaruję znajomym na powierzchni, nurka rozpoznawczego na 10-15 minut. Ostatecznie wychodzę po 35. Nie było to rozsądne z mojej strony ponieważ ekipa na łodzi miała prawo się denerwować, na szczęście nie denerwowali się ;-) (Nieświadomość jest błogosławieństwem). Pod wodą bawię się w podstawy nawigacji. Tzn. staram się polegać tylko i wyłącznie na swojej wyobraźni przestrzennej. W większości prób ta sztuka mi się udaje. Trafiam w okolice kotwicy Mac Gregora prawie za każdym razem. Musicie wiedzieć, że pod wodą inna jest percepcja czasu, barwy, rozmiaru i przestrzeni. Dodatkowym utrudnieniem do przeprowadzenia sprawnej nawigacji stała się maska cressi minima, która jest typową maską freediverską i pole widzenia w niej jest mocno ograniczone. Full metal jacet - tego mnie uczono na kursie ;-) Łatwo w takich warunkach stracić orientację, niektórzy mogą popaść w panikę a wtedy nie trudno o problemy. To mi się w nurkowaniu podoba, opanowanie za wszelką cenę i maksymalna koncentracja. To mnie naprawdę uspokaja! Tym razem pianka sprawdza się świetnie w połączeniu z 3mm (!) skarpetkami i temperaturą wody na poziomie+11stC. Głębokość maksymalna tego nurka to 16,1m. Znów mija mnie foka, którą zobaczyłem trochę z zaskoczenia i przyznam, ze w pierwszej chwili zdołała mnie przestraszyć. Potem jednak sam się do siebie uśmiechnąłem. Pod wodą znajduje swój ołów i przypadkowo także kolejne 2 kilogramy. Mam już teraz w sumie 10 kg (chyba oddam G te 2 kilo, które nie zmieściły się w jej bagażu ;-p). Nurka planowalem przeprowadzić z zachowaniem wszelkich procedur bezpieczeństwa. Ustalam limit powietrza w butli na dwa razy większy niż w nurkowaniu partnerskim. Przy 1000 psi bujam się już na powierzchni. Uśmiechnięta twarz i „okejka” w górze. To był dobry weekend ;-).



Solo scuba profile - ponownie Suunto D3




P.s. Ciągle nęci mnie BMW. BMW to dla mnie uosobienie Heidi Klum – kobieta elegancka i z klasą. Tego weekendu jechałem X5tką, ale nadal nie wiem jak to jest iść z Heidi pod rękę…tym razem znowu jako pasażer ;-)

Still not-co-close...

P.s. To byl weekende pod znakiem wszędobylskiej mgły...była z nami na Point Reyes i w Monterey, po powrocie do SF zgadnijcie kto nas przywitał Mr. Fog...a jakże!


Goldas - mgła



Point Reyes - mgła



Lighthouse - mgła



Monterey - mgła




P.S.noch einmal -od jutra zaczynam dlugi weekend..nareszcie...zaQty jest zmęczony...

A teraz trochę picsów (głównie Marcina jak nietrudno się domyslić)






(A to akurat moje) Tak mieszkam w weekendy. Marina to nasz drugi dom - powaznie :-) Thx guys!



Mac Gregor - legendarny Diving Boat!





Ocean man... ;-)



Lubię tą robotę...na wjeździe do mariny trzeba robić hałas!! make some noice!!