Uczą nas zycia sprzedając mądrości, które sami znali.
Popijamy więc kanapkę poranną kawą w kartonowym kubku.
O zyciu nie mowią nic więcej, tylko tyle ile za słuszne uznali.
Przepraszam, zapraszam, dziękuję, do widzenia.
Idziemy co rano na przystanek z biletem w kieszeni
W deszczu pod korona drzewa szukamy schronienia.
Gdy wieje - stawiamy kolnierz skórzanej kurtki,
Przed zimnem chowamy rece w spodni kieszenie.
Nieustannie truchtając, mozolnie pomnazamy mienie.
Spluwamy na zycie zawsze kiedy trzeba,
Kupujemy co mówią, ze miec powinnismy,
choc sam nie jestem pewien ile z tego naprawdę nam trzeba.
W bezwartości świecie, swiat wartości - Ewa!
Nie mowili nic o zyciu. Więcej! Milczeli kiedy słuchania była potrzeba.
Popijamy wiec wodkę, choć popijać nie trzeba,
Colę pijemy z lodem, juz sam nie wiem kto whisky dolewa.
Na dworcach wysiadmy i wsiadamy do nowych zycia rozdziałów.
Stoimy w oknie, ruszamy, zamykamy drzwi do przedziału.
Na peronie stoja, patrza, machają rekami,
kladziemy bagaz na tasmie tuz przed odprawami.
Ostatnie spojrzenie na tych, którzy nas zegnają.
O zyciu tego nie mowili.
Uczymy się więc zycia sami.
Pomachaj mi ręką
Z biletem w jedną stronę, czesto w zycie wyruszamy sami...
Dominice i wszystkim, z którymi dane mi było się pozeganc...
(tymczasowo mam nadzieję)
P.S. Niedlugo kolejny „rozbitek” doplynie w okolice Ellis Island. Powodzenia.
Thursday, June 26, 2008
Subscribe to:
Posts (Atom)