Monday, March 10, 2008

Solvang – skaczę w czasie, poruszam się w przestrzeni.

Weekend spędzam "prawie" w Europie. To niewiarygodne jak niewiele w dzisiejszych czasach potrzeba by z drugiego końca świata przebyć drogę do miejsca na dokładnie tym samym drugim końcu świata i być jednoczesnie w innym miejscu naszego globu! Zakręcone? To posłuchajcie tego. Solvang (Słoneczne Pola = Sunny Fields) to miasteczko przesycone klimatem Danii, założone co wydaje się być oczywiste (ale czy aby napewno?) przez samych Dunczyków na początku dwudziestego wieku. Chodząc po uliczkach miasta mijam klimatyczne piekarnie, różnorodne sklepy, stylowe winiarnie i jakżeby inaczej...wiatraki. Coś jest jednak w tym miejscu innego, coś co od razu traktuję jako swoje (w każdym bądź razie bardziej mi bliskie) nie wyczuwam tutaj bowiem tej nachalnej atomsfery „Wuja Sama” (chyba jestem amerykanofobem). Chodniki, domki, placyki, okna i drzwi do sklepów są jakby nieco mniejsze i bardziej kameralne a same sklepy nie atakują nas neonami i wystającymi ze ścian klimatyzatorami. Myślę sobie idąc ulicami Solvang, że czuję się tu trochę jak na wakacjach. Zamyślony podnoszę głowę, klik, klik. Marcin odsuwa aparat od oka, patrzy na drewniane bociany na dachu i mówi „czuję sie tu jak na wakacjach”. Wiesz, też mam podobne odczucie - odpowiadam. Atmosfera małego miasteczka udziela mi się już po chwili pobytu w Solvang. Miasteczka takiego jakie zapamiętalem z młodości, gdy faktycznie spędzalem wakacje u Babci, lub takiego jak te z filmów takich jak „Janka” czy „Nad rzeką, której nie ma”...I żeby było jasne, nadal jestem w Kalifornii. Właśnie odkrywamy jej setną pierwszą twarz...Wy możecie zrobić ze mną to samo...wystarczy, że klikniecie na zdjęcia.


** GALERIA FOTEK**