Tuesday, April 15, 2008

Perfekcyjnie niezaplanowany perfekcyjny weekend.

Sobota zaczyna się nieco później niż każdy powszedni dzień. Słońce nieprzyzwoicie daje do zrozumienia, że faktycznie zapowiadany od połowy tygodnia najgorętszy weekend roku właśnie puka do San Franowych drzwi.

** GALERIA FOTEK **
Linki do Zdjęć Ewy Sz.



Choć od jakiegoś czasu wiedziałem, że właśnie tą sobotę spędzę na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley kilka minut po północy jeszcze nie wiedziałem jak się tam dostanę. Klikając web site Enterprise'a w poszukiwaniu samochodu w przystepnej cenie po wstukaniu wszystkich niezbędnych danych cena 18.99$ za dobę daje mi odpowiedź na dręczące mnie do tej pory pytanie. Parę godzin snu, odbieram samochód, mówię Kimi Have a nice weekend i wsaidam do samochodu. Kimi jest w porządku, Kimi chyba mnie lubi. Macha mi ręką na pożegnanie. Znikam. Za godzinę minę Bay Bridga i udam się w kierunku University Avenue. Dzisiaj mam pomóc dziewczynom w organizacji polskiego stoiska na corocznej imprezie "Festival of Cultures at UC Berkeley".


International Festival- czyli cukierki Kopiko z polskimi napisami. Indonezyjczycy byli zdziwieni.

Od razu po przybyciu bez trudu odnajduję naszą "Ambasadę". Stosiko pod patronatem Honorowego Konsula RP robi na mnie dobre wrażenie. Wiadomo, polskie dziewczyny stanęły na wysokości zadania. Beata i Ewa promienieją radością i ja tez od razu się uśmiecham. Na ścianie z flagą wiszą zdjęcia z zeszłotygodniowej Vodka Tasting Party- hahah Reminescencje. Witam się z każdym i zapominam dosyć szybko o prawie godzinnym poszukiwaniu miejsca parkingowego. W trakcie imprezy spotykamy naszego nigeryjskiego kolegę z Polski. Emmy - nasz warszawski chłopak Praski, także organizuje stanowisko podczas fetiwalu. Nawet jesli nie spodziewalibyście się jak mały jest świat, nie powtarzajcie tego frazesu przy mnie. Ja o tym po prostu wiem ;-) Tego dnia przekonam się o tym jeszcze raz...chociaż w zasadzie to będzie już dzień następny. Czas mija naprawdę miło, ale to nie powinno nikogo dziwić ponieważ zawsze tak jest, gdy dookoła jest pełno wesołych ludzi. Naprawdę trudno opisać co z kim i gdzie sobie opowiadaliśmy, ale był to pierwsze polskie spotkanie, które mnie ucieszyło. Poza tym za chwilę spotykamy miłą parę doktorantów z Koźmińskiego i od razu dogadujemy się co będziemy robić za dwa tygodnie. Ustalamy z Konsulem nasze poglądy co do polskiej społeczności Bay Area i okazuje się, że są chęci by coś z tym potencjałem zrobić - nie tylko ja mówię "Zróbmy!", wszyscy myślimy raczej podobnie. W trakcie Festiwalu dochodzi do mej świadomości jak wążną rolę w polskiej kulturze pełni alkohol. Widziałem na scenie występ polskiego zespołu Łowiczanie i naprawdę do nieczego nie mogę się przyczepić (Sam starałem się klaskać jak najgłosniej).

Łowiczanie na scenie! Festiwal trwa!
A po Festiwalu... Mamo, poznaj swoją nową synową.

Zespół zrobił kawał dobrej roboty, ale jeśli ktoś widział tańce ludowe czy to w bacówce czy tez w remizie strażackiej wypełnionej zapachem alkoholu (wydaje mi sie, że kiedyś widziałem) w naturalny sposób zrozumie czemu podłogi w karczmach i podbicia góralskich/łowickich/kaszubskich czy mazowieckich butów muszą być solidne. Po festiwalu składamy stoisko i po chwili znajdujemy się na dolnym poziomie legendarnego juz domu przy Hilgard Avenue. Siedząc na kanapie z wyciągnietymi nogami gadamy o życiu i nie dbamy o etykitę. Życie wydaje mi się często niesłychanie proste (Tego dnia przekonam się o tym jeszcze raz...chociaz w zasadzie to będzie już dzień następny). Rozjeżdzamy się do domów, ja odwiedzam swoje San Franowe korzenie. Z zamyślenia wyrywa mnie błękitna poświata rozświetlonego ekranu telefonu komórkowego. Rysiek na chwilę musi ściszyć swą opowieść o wehikule czasu. Wiadomo sa priorytety i one mają zazwyczaj kobiece imiona. Na Beale Street słychać pisk opon - to ja przed chwila powiedziałem do słuchawki "zaraz tam będę" i naprawdę zamierzam zaraz tam być.
Spotkanie nad wiszącym mostem, ale tym razem to nie miejsce było wazne...


Gdybym miał napisać Wam opowiadanie, w którym młodzi ludzie w wieku około lat trzydziestu umawiiają się na randkę zrobiłbym to właśnie tak jak miało to miejsce w sobotę (ale wszystko tak naprawdę zaczęło się w piątek). Jednak nie ma co pisać o rzeczach, które zaprogramowane odgórnie są tylko dla dwojga. Więc pozostawię to tylko w mojej głowie i w sferze Waszych domysłów. Chciałbym mieć nadzieję, że także w jej głowie pozostaną jakieś z tą nocą zwiazane skojarzenia. Najwazżniejsze, żebym to wszystko zapamietał, choć z drugiej strony zapamiętam na pewno ponieważ pod wieloma względami jest to "moja" najważniejsza Kobieta na całym Zachodnim Wybrzezu. Jak do tej pory spotykamy sie zawsze wtedy kiedy trzeba, ani mniej ani wiecęj, po prostu narożniki budynków zza których na siebie wpadamy usatwia na naszej drodze jakaś nieprzypadkowa ręka. Myślę, ze to może mieć jakiś głebszy sens.Chyba po porstu potrzebuję kobiet do życia. Może tak być także dlatego, ze od 14stego roku zycia w domu zostałem wychowywany wyłącznie przez kobiety. O trzeciej nad ranem żegnamy się na parkingu domu przy 9tej Alei. Lubię rześkie poranki, można do rana gadać, pić alkohol i wcale nie wiedzieć kiedy za plecami wstaje poranek.

Stillwatre Cove

O 7.30 pobudka. Szybkie sklarowanie sprzętu, zajeżdżam na Sunset, delektuje sie porannym słońcem. Yoko wyskakuje z radosnym usmiechem na ulicę i od razu ruszamy w kierunku Still Water Cove. Nie ma co pisać... Jest to po prostu przepiękny resort, kawałek otwartego (nie dla wszystkich) raju na ziemi. Miejsce w którym co roku odbywaja się prestiżowe zawody najlepszych golfistów świata a zdobywcy świata doczesnego delektuja się sześciocyfrowymi kontami przypatrujac się trajektorii lotu uderzonej przed chwilą golfowej piłki. Żeby nie zanudzać opisami piękna tej okolicy powiem tylko, że my przyjechaliśmy tu pobujać sie na łodzi w naprawdę wesołej atmosferze. I tak faktycznie było, dodatkowo piękno okolicy rozpromienia nasze uśmiechy. Sześcioro uczestników tej imprezy miało niesamowity fun tego dnia. Do wody nie wchodzę, ja do niej jak wariat wskakuję! Innego przywitania sobie nie wyobrażam - to tak jakby móc powrócić do pewnego poniedziałkowego poranka na stację kolejową z wystajacym w środku lasu napisem "Grabów nad Pilicą".


Grabów nad Pilicą

W wodzie czuję się jak w domu. W końcu przetestowałem na free swoją kuszę, która dzięki niewzruszonej na rybie zycie postawie nurka i bezbłędnemu ruchowi wskazującego palca usiekła była tego dnia trzy niczego nie spodziewające się Rock Fishe.
Zaczynamy!

Śmierć jest szybka, a strzał zawsze jest zaskoczeniem. Ryby to najgłupszy przeciwnik jakiego można sobie wyobrazić, wcale mi ich nie żal. Nie wiem czy wędkarze mogą mieć jakiekolwiek powody do dumy. To wszystko to tylko kwestia, cokolwiek by nie powiedzieć, odrobiny szczęścia. Tej niedzieli naprawdę potrzebowałem wody, a zupełnie przypadkowo złożyło sie tak, że było to moje najpiękniejsze nurkowanie w życiu. Czasem zapominałem nawet, ze pływając z rybami pod wodą bez butli co pewien czas trzeba wypłynąć na powierzchnię by zaczerpnąć powietrza. Na szczęście jednak w porę sobie przypominałem. Po nurkowaniu dobra atmosfera przenosi się na łodź. ( Stąd wydaje mi się widzę wieloryby w miejscu, w którym przed chwila nurkowaliśmy - na szczęście braliśmy to pod uwagę, z nurowiska wracamy na łódź podczepieni do Dinghy. Ktoś próbował takiego nura na smyczy? Ja tak ;-) . Śmiechy nie cichną.


Liczba zalogowanych nurków uprawnia Happy Hour do nadania jej tytułu najbardziej aktywnej polskiej Łodzi nurkowej na Zachodnim Wybrzeżu. A da sie...



Happy Hour!


Gimme your gelly hand ;-) She did it!

Wystarczy tak niewiele by było naprawdę miło. Dobry humor po prostu chyba jest zaraźliwy. Tego dnia na pewno był i nie wiem co po tych wszystkich salwach niewytłumaczalnego niczym śmiechu o Polakach myśli sobie moja japońska koleżanka Yoko. Chyba jednak myśli dobrze - dziś zaprosiła mnie na kawę, na jej twarzy nadal widać usmiech. Nie chcę mówić w jakich okolicznościach utopilismy dinghy i jak do dziś część osób stara się znaleźć zastępcze telefony i suszy karty sim. Nie ma o czym mówić. Nawet wtedy mieliśmy sporo radochy. W końcu każdy z nas miał naprawdę dobry czas, czas którego przeciez nikt odgornie nie może zaplanować...Korzystajmy, szybko może się nie zdarzyć ponowna okazja. Wyskakujemy na brzeg. Z nogami w piasku wpatrzony w rajskie oblicze Stillwater Cove zapamietuję swoje najlepsze nurkowanie, swój perfekcyjnie niezaplanowany - perfekcyjny weekend.


YO !

KO !

Pozdrawiam wszystkie kobiety mojego życia. Wygwizdując sobie do rytmu "dwa po dwa" uśmiecham się sam do siebie. Gdzież one teraz mogą być? Patrzę sobie w sufit.



W życiu piekne sa tylko chwile...

i moje Kalifornijskie kobiety