Saturday, September 8, 2007

Techni-ka-nalia

Czyli duzo ostatnio tego...



  • Weekend zaczął się od zakupu nowego towarzysza podrozy...HP Pavilion - po social security number to kolejny dowód na to, ze wracam do świata zywych!!


Oto on:

- Intel Core Duo czyli dwa rdzenie w jednej obudowie, a kazdy z nich mocniejszy od tego, ktory zostawilem w blaszance w WWa...No i znowu Intel ;-)
- 2 Gb Ramu -brzmi rozsądnie ;-) wreszcie bez zadyszek-na jakis czas
- 160 Gb HDD....kręć się, kręć - cały czas przybywa zdjęć!
- Windows Vista czyli wszystko to co niweczy trud tych gigabajtów i gigahercy ;-). Jeszcze bardziej "mocożerna" wersja Wina niż XP, ale wreszcie zrobili fajną funkcję (zjechaną zresztą od Macos'a* i Linuxa) czyli switching between windows. Wyglada to dosyć nowocześnie.
- Nie lubię Intenet Explorera, ale wreszcie dodali w najnowszej wersji zakładki (znów za wzór slużyły wszystkie inne przeglądarki świata-czyli microsoft jednak się uczy, powoli ale jednak....ja i tak wolę Operę).
- najbardziej mimo wszytsko doceniam słuchawki od HP. Wreszcie dźwięk na naprawdę przyzwoitym poziomie! Jest jeszcze pilot ;-) ale to już zwykły gadżet....

*Przez chwile myślałem nawet o MACu, ale AutoCad na tą platformę to chyba rarytas...Za to sam Mac to dosyć popularna maszyna w San Franie. W Polsce to wciąż egzotyka.








  • No i intenet, wreszcie mam w domu!!! Pierwszy post publikowany poza biurem.


Wystarczyło dwa metry skrętki i modem DSL, który stoi pod telewizorem. Działa...proste...GG, Skype full ready. Uwzględniajcie tylko 9cio godzinną różnicę czasową. Mam cyfrowe oko w lapsie, więc zapraszam do videokonferencji !

Puk, puk! Wracam!

  • Polska zremisowała z Portugalią...W pracy śledziłem wyniki na portalu zczuba.pl i na ekranie swojego telefonu. Jutro jeszcze Robo pokręci się po Monzie...Ajjjj. Tylko, że w USA nie ma żadnych relacji F1. Telewizja pokazuje na okrągło baseball, football amerykański, Nascar racing, wrestling, rodeo i walki w klatce. F1 przy Nascarze to jak balet przy sobotniej potańcówce pijanych nastolatków. (sczegóły wkrótce).

  • Na K6 Trybuna Główna wygląda coraz bardziej imponująco! Choć ja nigdy nie popierałem tak zwanych "Wariantów oszczędnościowych" to miło będzie popatrzeć na nią z Kamyka...

  • Przekonuję sie coraz bardziej, ze zmywarka to niegłupia sprawa. Chociaz po ostatniej wizycie housekeepingu, przez 15 minut latalem po mieszkaniu, zanim zrozumiałem, że łyzeczka moze znajdowac sie wlasnie w zmywarce.

  • W związku z zajęciem przez lapsa ostatniej wolnej przestrzeni na ławie, zabieram się do spozycia pierwszego posiłku przy...stole, który do tego celu tutaj ustawiono.

  • siłownia - czyli California uczy mnie pokory ;-)

Pozdro

Lolo Grasss... ;-)

Często w San Franie poczujesz ten charakterystyczny słodki zapach...
Na głownych ulicach ciągnie się za młodymi-czarnoskórymi-gniewnymi, za latynosami, ale także za starszymi w białych kołnierzykach. Za mężczyznami i kobietami. Za idącymi sobie na spacer, wracającymi z pracy czy sklepu...O dziwo nikt tu nie pija alkoholu na ulicach, więc mniej więcej widać jak skonstruowane jest kalifornijskie prawo stanowe ;-)
Co dziwne, często poczujesz cannabis na głównej handlowej ulicy San Frana - czyli Market street, a co jeszcze ciekawsze najczęsciej rozpoznaję tez zapach na wysokości Arup office, pod którym często przesiadują "czarnoskóre grupy dyskusyjne" ;-) Na lewo od drzwi Arupa zaczyna się tutejszy Bronx czyli okolica nazwana Tenderloin. Jest to w zasadzie ciekawa dzielnica niespokojnych mniejszości narodowych. Nim zdązono mnie przed nią przestrzec, ja juz się tam zapędziłem z dosyć duzą beztroską nieświadomego wrazeń turysty. Potem musialem odwiedzić ją zupełnie świadomie w poszukiwaniu Federal Building, w którym wydają social number. Mnie takie miejsca szczególnie nie stresują, ale zaczynam się w nich glupio czuć, gdy przemierzam je obwieszony smyczami z kartami dostępu do biura, w czystym ubranku i bialej koszuli. To jest zupełnie inny świat...a to przecież nadal ścisłe centrum miasta...Spotkasz tu podejrzanych typów na kazdym rogu ulicy, z bramy wyskakują z krzykiem skłóceni kochankowie, na chodnikach załatwiają interesy i wyrównują rachunki miejscowi "gansgterzy". To tutaj byłem świadkiem jak pewien niepełnosprawny, poruszający się na wózku inwaidzkim gościu, po krótkiej, ale dosyć żywej wymianie zdań ze swoim kolegą, nagle cudownie ozdrowiał i zrywając się z miejsca rzucił się na swojego oponenta. Zaczęła się regularna przepychanka. Szczerze mówiać nikogo ta sytuacja nie zdziwiła. Mam praskie obycie, więc nie wtrącam się w nie swoje interesy (z reguły). Zachodzę do cukierni-o wreszcie jakieś normalne ceny. Wychodzę, poprawiam okulary słoneczne, wkladam sluchawki w uszy...Notorious BIG...o całkiem w klimacie ;-)