Friday, September 14, 2007

Parafialne...czyli technikalia

  • Kolejny tydzień przynosi namacalne dowody powrotu do świata cyfrowej cywilizacji:

- Po dwóch (sic!) miesiącach HSBC zdolalo otworzyć mój rachunek bankowy...Niemozliwe!!! Jak jeden z największych i najmocniejszych banków na świecie zdołał ogarnąć tyle informacji o chłopaku z Polski ?! 9 stron podania obrabiano 2 tygodnie !! Kilka ruchów i jeden mail wystarczył, żeby interweniowała miła Pani, która w stopce maila wpisuje obok swojego imienia tytuł Vice President, Corporate HSBC. Od razu zaopiekowano się mną ze szczególną dbałością w ciągu kilku zaledwie chwil. I tak oto zyskałem opcję standardowo niedostepną dla "zwyklych" posiadacza platyny ;-) przyzwolenie na korzystanie z numeru telefonu komórkowego Pani V-ce także po godzinach. Przysięgam, jestem świnią - kiedyś zadzwonię ;-) Lubię ten amerykański sposob załatwainia biznesów! Najpierw wchodzisz z drzwiami a potem mówisz o co Ci właściwie chodzi. Zapamietajcie, HSBC afee...Choć "akcja ratunkowa" wyglądała naprawde impponująco!

- Citibank zrobił to samo w porze lunchowej i potrzebował na to godzinę. Przy czym w tym czasie z uroczą chinką zdążylem porozmawiać jeszcze o trudach bycia ekspatem i o życiu w ogóle. Niektorzy mówią, inni działają i okazuje się "że da sie". Tak oto stalem się posiadaczem dwoch amerykańskich kont. Znaczy się 4RP niedługo do mnie zapuka...Stan posiadania-prawie jak gangster i te podejrzane "wschodnie kontakty" ;-)

  • Na stronie pod zdjęciami po prawej pojawiła się ankieta. Leniom, którzy nie komentują polecam opcję łatwizna - wystarczy kliknąć ;-)
  • Niedługo na blogu być może pojawią się reklamy...Jestem jak Doda i Wiśniewski w jednym! PLNY, DOLCE, MARKI, EURASY, LEJE, KUNY i RUBLE - Chcę jeszcze, jeszcze, jeszcze więcej ;-)
  • Idę poćwiczyć. We wtrorek przyjezdzają bardzo wazni goscie ;-)

P.s. Wiecie może czy woda mineralna się psuje ??

Raport o stanie rzeczy cz.2

Co innego jeśli chodzi o motocykle.

Tutaj sytuacja wygląda nieco inaczej.
Jest w Warszawie taka czerwona maszyna, której właściciel spowodował mój powrót do zainteresowania się dwoma kółkami. Pamietam, że od najmłodszych lat obsesyjnie staralem się wejść w posiadanie jakiegoś pojazdu. Jako, że nie udało się to moim rodzicom, a później pewien przykry fakt przekreślił ostatecznie moje motoryzacyjne aspiracje wiedziałem, że muszę wziąć sprawy w swoje ręce. Prawo jazdy robiłem jeszcze przed ukończeniem wymaganego przez przepisy wieku. Zaraz po uzyskaniu lat zdałem egzmin, poczekałem kilka miesięcy i zacząłem kombinować jak tu zarobic pieniądze na swój pierwszy samochód . Pomysłów było kilka-większośc miała nielegalny charakter ( z resztą ten nielegal ciągnął się za mną jeszcze długo, długo). Dopiero pierwsze lata nowego stulecia przyniosly zajęcia, które można było wpisać w cv, ale wróćmy do tego pamiętnego roku 98. Tego roku Golota walczył z Witherspoonem a ja chciałem zarobic na swój pierwszy...motor, wydawało mi się wtedy, że jest to najbliższa moim mozliwością finansowym opcja. ETZ MZ 151 było dla mnie w tamtych czasach wszystkim o czym marzyłem, byłem juz po pierwszej przejażdzce i pierwszym wypadku. Debiut na motorze wyglądał tak, że od razu pogonilem maszynę pod czerwone pole obrotomierza – spodobało mi się. Dzięki pewnym układom kolegi Kudłatego i konieczności odbycia praktyk zawodowych znalazłem się na budowie. Pierwszego dnia poznałem kilka pomocnych w życiu trików i patentów na przetrwanie, bo jak mówiła Kierowniczka budowy (respekt dozgonny) „życie to nie je bajka...” Szybko okazało się, że o budownictwie wiem nieco więcej niż powinien wiedzieć przeciętny uczeń Techhnikum Architektoniczno-Budowlanego. Zamiast miesiąca praktyk, na budowie spędzilem także całe wakacje. Podliczając pieniądze, które skrzętnie odkladalem okazało się, że motor mogę spokojnie zamienić na samochód.. Marzenia nabierały realnych kształtów, teraz było mnie stać. Nie mając jeszcze lat 18stu stałem się posiadaczem czerwonego volkswagena golfa Mk I. Pamiętam, że nie przespałem calej nocy na dzien przed jego zakupem. To jest coś czego sie nie zapomina. Dla mnie był to wielki dzień, wreszczie mam coś na własność co jest więcej warte niż 2o złotych. Tak właśnie moja przygoda z motoryzacją czterokolową spowodowała rozłąkę z motorami na jakiś dłuższy, jeszcze wtedy nie wiedziałem jak długi, czas. Dziś mogę powiedzieć, że na długich 8 lat. Wtedy to Arek L aka WP zabrał mnie na przejażdżkę po Puszczy Kozienickiej i wiedzialem już, że motor to coś więcej niż dwa koła, rama i silnik. Nie chcę się tutaj wgłębiać w szczegóły bo jak już mówilem motoryzacyjnych wspomnień z dzieciństwa mam niewiele, ale muszę Wam powiedzieć, że poczułem ten zapach benzyny na gaźniku Sokoła, o którym opowiadał Arek. Poczulem sie tak jak sam byłbym w przeszłości zabierany przez ojca na dlugie przejażdżki motocyklem. Znów wczułem się w ten klimat...I tak za pomocą tej małej dygresji wracam do rzeczy, która jest istotą całego tego tematu.

Motocykle w San Francisco...
Dominują Japończycy w kolejnośći: Suzi, Honda / Kawa, Yamaha. Sam nie wiem czy Hond jest więcej czy Kawasaki, ale zdaje sie, że pozycja Suzuki jest niekwestionowana. Kilka V-stromów, całe morze GieeSek i moich ulubionych Bandit’ów. Jak okiem sięgnąc, na ulicach pod biurowcami, w długich szeregach ustawionych motorów zawsze znajdziesz przynajmniej klika Suzan. Hondy, których na początku wcale nie zauważałem, nagle okazały się być licznie reprezentowane przez najróżniejsze nowe i stare modele. Dominują wiadomo...Cebry. Niestety nie zauważono jeszcze żadnego Transalpa ;-(
A dlaczego akurat o Trampku wspominam? Od tego motoru właśnie zaczęła sie ta opowieść, którą (gratuluję) wytrwale czytacie dalej.
Są też oczywiście przeróżne modele Kawasaki i całkiem ładne Yamaszki. Czemu zatem w pierwszej części chwaliłem BMW skoro jeszcze nic o nim nie było? Bo Bawarczyk dzielnie tutaj stawia czoła tej całej japońskiej supremacji i własnie za to należy się mu moje wyróznienie. Motorów tych jest na tyle zauważalnie dużo iż mozna powiedzieć, że biją na głowę każdą pojedynczą markę z Japoni. Prawdopodobnie przesadzam trochę, ale musicie wiedzieć, że o motoryzacji opowiadam nie do końca obiektywnie ;-) Wsród modeli BMW najczęściej spotkacie tutaj moje ulubione GSki 1200R, ale też nie bądźcie zdziwieni widokiem zabytkowych klasyków z silnikami typu bokser. Naprawdę pełna plejada bawarskich gwiazd (bez monachijskich skojarzeń). Z Pdobnym namaszczeniem zresztą, amerykanie traktują swoje legendarne Harleye. Szczególnie pod Pier 23 wieczorami jest zawsze jasno jakby w dzień. Ilość chromu przypadająca na metr kwadratowy chodnika sprawia, że każdy promień światła wpada tutaj w niekoncząca się pułapkę galwanizowanej galanterii motocyklowych silników. Jest tutaj knajpa, w której spotykają się lokalni ridersi. Tutaj tez widzialem pierwszy raz na własne oczy motocykl oznaczony tabliczką Hells Angels...ładnie się zaczyna-pomyślałem.Od tamtej pory niewiele rzeczy robi juz na mnie takie wrażenie ;-). No chyba, że pojadę (co sobie obiecalem) pod legendarny garaż West Coast Choppers - Jessiego Jamesa (tylko, ze to wymaga wyprawy „aż” do LA ;-) )
Co ciekawe Włosi na rynku motoryzacyjnym po niemieckim BMW i japonczykach zyskują 3 miejsce. Szczegolnie popularne sa tu Ducati Monstery ( rozumiem, sam lubie ten dźwięk) oraz starsze wersje Multistrady. Jednak znacznie bardziej od Dukatów i Aprilli popularne są Vespy! Tak, dokladnie te same kojarzące mi sie z Francją i basenem morza Śródziemnego/ Adriatyckiego Italskie wozidełka w stylu retro. (Tylko o rok starsze od Ferrari i podobnie już legendarne). Zyskaly one tutaj chyba miano prestizowego gadżetu dla bogatych, mlodych, metro ludzi. Księgarnia w Yerba Buean sprzedaje nawet ksiązki o tytule „Vespa-historia legandy” czy jakoś tak. Oczywiście zwracają tez uwagą na siebie „Harleye inaczej” czyli nielicznie reprezentowane Buelle (bardzo ładne), stwierdzilem także obecność kilku (dwóch znaczy się) Tryumph’ów. Można powiedzieć, że poza MZkami , o ktorych tak kiedyś marzyłem jest tu wszystko... od skutera i enduro, przez ścigacze, do chopperów.

Podsumowanie:

Samochody w SF:

-najbardziej prestiżowa marka: BMW
-Najbardziej popularny (godny zaufania) producent: Toyot-Honda
-Ulubiony Old Timer: Mercedes
-Ulubione autko miejskie, które uczyni cię widocznym: Mini Cooper
-Amerykański symbol współczesnej motoryzaji: Pick-up i nowy Mustang.
-Największe zaskoczenie: policja między przednimi fotelami swoich fordów crown victoria wozi M16stki.

Motocykle w SF:

-Najbardziej prestiżowa marka: BMW
-Najbardziej popularny (godny zaufania) producent: Japonia
-Ulubiony Old Timer: BMW
-Ulubione wozidlo miejskie, które uczyni cię widocznym: Vespa
-Amerykański symbol współczesnych jedośladów: Harleye i Custom-Cruisery
-Największe zaskoczenie: Pomarańczowy pasuje nie tylko do Forda Focusa WRC.







Ciekawostki:

Francja:

Odnotowałem jeden przypadek Peugot’a 505 (znów Sausalito), pochodzący z czasów gdy Louis de Funes święcil swoje największe sukcesy w serialu o żandarmie . To raczej ciekawostka niż jakiś wiarygodny reprezentant. Francja tutaj nie istnieje-szkoda :-p.

- Wierzę, że moja siostra ze swoją copuetą zrobilaby tutaj nie lada furorę. Myślę, że Embarcadero pokochałoby sportowe samochody z Europy...tym bardziej jeśli są one włoskie i zaprojektowane w klasycznym duchu przez samego Pininfraninę! Dwa ostatnie dni w Warszawie kiedy jeździłem po mieście KeroCoupetą były naprawdę klasyką - niezapomniane przeżycie.

- Dziś widziałem Lambo Gallardo spider (yeah!!) i Lexusa IS 350tkę (znaczy sie, są i tu)
- Scion w rzeczywistości jast japonczykiem i tak na prawdę ma na imię Toyota ;-)

- Amerykański sposób na wyścigi samochodowe to Nascar Racing oraz Champ Cars World Series.
Obie te formuły wyglądają...marnie. W obu przypadkach mamy do czynienia z wygladającymi ociężale, nasterydowanymi wozami konnymi w amerykańskim stylu. W sumie wygląda to coś, jak sportowiec na diecie mcdonaldsa. Bolidy f1z 94 roku, gdy zginął Ayrton Senna wyglądały o niebo lepiej niz te ich tutaj pożal się Boże champ carsy...Szkoda slów, współczesnych bolidów ze stajni z Maranello czy McLarena w ogóle nie ma sensu porównywać. Finezja kotra łom. A jeszcze ta otoczka medialna i „teksanscy” kierowcy....słabo to wygląda.

Dodatek:
Chodząc teraz po ulicach miasta zauważam o ilu rzeczach nie napisałem, ile rzeczy wcześniej nie zauważyłem, niektóre fakty wymagałyby jeszcze dalszego dopracowania i doprecyzowania. Jedną z moich wielkich namiętności jest właśnie motoryzacja, dlatego czuję się w obowiązku poinformowania Was, że zdaje sobie sprawę z dosyć powierzchownego chrakteru tego opisu, ale to jest temat rzeka, o którym moglibysmy gadać, gadać, gadać...Zapraszam więc do SF, tylko weźcie ze sobą czteropak, abo słuszną miarkę jakiegoś innego trunku...
P.s. Ze względu na moją niesubordynację i notoryczny brak prac domowych na lekcjach angielskiego, w akcie desperacji zadano mi kiedyś ćwiczenie do zrobienia w domu, które jednak zrobiłem... Był to polski przekład tekstu (zdaje się) Milana Kundery o motocyklach...Dokonalem tego (nieudolnego) tłumaczenia o czym się możecie przekonać poniżej. Tekst dobrze oddaje klimat drogi.
"The man leaning on the motorcycle can focus purely on the only one second of his own fly; Catching parts of time cut out of the past and the future alike: he is pulled out of the timecontinuous : he is beyond the time: another speaking: he is in ecstasy, in state when he doesn’tknow: how old he is, he doesn’t know anything about his wife, his own kids and worries,therefore he isn’t apprehensive, hence resources of fear is ingrained in the past and This one who is freed from the past, hasn’t reason to afraid anything. Speed is an ecstasy form which is assembled to human as a gift by technical revolution. In opposition to bikers, runner is still inherence in his own body, he must constantly thinking about squeeze, about pant. When he is running, he is felling his heaviness, his age morethan at any time when he is conscious himself and the time of his own life. Everything is changing, when human releases speed skill on (to) machine. Since this time his body is out of the game, and he is devoted to the speed, which isUnbodily(?), immaterial, speed pure (pure speed), speed in his own meaning , speed –ecstasy."

Ku pamięci wszystkim naszym tarcho-wózkom...a trochę ich było ;-)

To tyle...

Dzięki za wytrwalość.

pozdro - California 2007 - zaQty