Sunday, September 2, 2007

Chinatown

Zastanawiałem sie dzisiaj nad łatwością z jaką pstryka się zdjęcia cyfrowym aparartem.
Zawsze masz podgląd wykonanego zdjecia, zawsze możesz je w razie czego szybko skasować, ale i tak nie musisz bo przecież mieści się ich na karcie ponad tysiąc.
Zastanwaiłem się też jak to było, gdy podróżowałem z klasyczną lustrznką.
Filmy były i są drogie, wywołanie drugie tyle, klatek ledwo 36.
To było coś! Znaleźć kadr, dobrać światło, wyczekać moment...pstryk.
Postanowiłem sobie, że powrócę do tamtych czasow właśnie dzisiaj i opowiem Wam o Chinatown w trzech (tylko trzech) kadrach.
Dodatkowo postanowiłem założyć teleobiektyw dla utrudnienia sobie zadania.
No bo przecież jeśli opowiadać to... szerokim kątem.
Ruszyłem na rekonesans, trzeba rozpoznać teren. Znaleźć te charakterystyczne miejsca, momenty, sytuacje, ustawić kadr, dobrać światło, wyczekać i pstryknąć...
Po pół godziny zacząłem żałować wyzwania, ktore sam sobie postawilem.
Żeby być jak najbliżej tego co widzi obiektyw musialem zdjąć okulary. W „krótkim” obiektywie mam filtr polaryzacyjny i wtedy układ jest idealny. Okulary i szklo obiektywu widzą tak samo. W tele mam tylko (nędzny z resztą) filtr UV i niestety w słoneczne dni widać różnicę.
Ruszyłem więc na polowanie...

Zapraszam do Chinatown!


Od razu zastrzegam, że jest to zupełnie subiektywna opowieśc o Chinatown.
Każdy kto był choć raz w takim miescu, wie że są one niezmiernie kolorowe, tętniące życiem, wypełnione przeróżnymi zapachami i dźwiękami.
Ja miałem okazję być w londyńskim Chinatown oraz w San Francisco. To tutaj jest największym liczebnie skupiskiem azjatów poza swoim ojczystym kontynentem....Chociaż tutejsze przewodniki mają silną tendencję do częstego używania przedrostka „naj”. Jednak w tym wypadku jestem w stanie w to uwierzyć.

W San Francisco mamy do czynienia z regularnym miastem, nie jest to aleja, plac czy targ. Główną ulicą tej dzielnicy jest Grant Street, która przez otwartą bramę nazwaną Dragon Gate zaprasza naprawdę niezliczone rzesze turystow. Jest to ulica z klimatem, ale zupelnie przystosowana do przyjęcia anglojęzycznych turystow. Knajpki, sklepy, butiki i restaurację mają bardzo często dwujęzyczne menu. Właściciele witryn nawołują klientów w dwóch językach i trzeba przyznać, że wychodzi im to całkiem nieźle. Na tej ulicy usłyszysz naprawdę wszystkie języki świata, wypowiadane ustami zachęconych tą lokalną atrakcją turystów. Wystarczy jednak skręcić w bok...i tutaj zaczyna się zabawa ;)

Prawdziwe Chinatown! Stockton street.Tu naprawdę poczujesz jaki zapach ma ta dzielnica. Tu zobaczysz jak naprawdę żyją azjaci, gdzie chodzą do fryzjera, gdzie robią zakupy, gdzie się kłócą i śmieją. Tutaj mozesz zobaczyc wypozyczalnie filmow video oklejone plakatami ukazujacymi gwiazdy tamtejszej kinematografii. Tutaj mozesz zobaczyc takze w jak często nędznych warunkach przywykli mieszkać azjaci. Lubię tą ulicę takze dlatego, ze nieopodal mozesz złapać cable carsa do Fisherman's Warfh. To zaoszczędza znaczny kawałek drogi i 5 dolarów, których jeszcze nigdy nie uiścilem za przejazd...Naprawdę nie wiem dlaczego :-)
Jest jeszcze jedno. Chodząc po Chinatown, mam często wrażenie, że takim warszawskim Chinatown możnaby nazwać...Stadion X-lecia. Możnaby, ale Chińczyków na nim jak na lekartswo... Stanowią oni tam zdecydowaną mniejszość. Jedynych jakich tam znałem można by policzyć na palcach dwóch rąk. Nawet wraz ze swoimi rodzinami nie stanowili żadnej reprezentatywnej grupy. Właściwie to już zeuropeizowni azjaci. Ale klimat warszawskiego Jarmarku Europa ma w sobie coś z rasowego Chinatown ;) Takiego Chinatown jak tu w San Francisco.
Jest tam wszystko to co staralem się pokazać na zdjęciach, ogromny ruch, zgiełk, muzyka, różnorodność towarów...doslownie wszystko.

Zgielk tutaj Panie, to...


Muzzyka...


Tu się Panie, towar wącha i dotyka :-)

P.S. Jest jeszcze jedna rzecz, z ktorą kojarzy mi się ten kawalek miasta. Naprawdę ładne azjatki! Alex pyta się właśnie o kobiety w tym mieście. Już niedlugo coś napiszę. Dzisiaj w cable carsie jechalem obok dziewczyny o naprawdę mistycznej urodzie. Mam wrazenie, ze byla to mieszanka krwi hindusko-europejskiej, ale z zaledwie bardzo dyskretnym rysem orientalnym.

No i rzecz już ostatnia. Muszę się przyznać...Zdjęć zrobiłem jednak trochę więcej :-) W Chinatown napotkalem pierwsze w tym mieście Ferrari!
Wreszcie!