Saturday, November 10, 2007

Technika-na-lia czyli halelele

- Cały czas dorastają we mnie przemyślenia, które nie narodziłyby się w mojej cefalji, gdybym nadal siedział w Warszawie. Cieszę się że tak wielu rzeczy, ktore wypada lub nie wypada robic w Warszawie - tu robic nie muszę.

- Dziś pierwszy raz widziałem Arup Chairman w osobie Terrego Hilla...Fiu, fiu do tej pory widywałem go tylko i wyłącznie na pierwszej stronie comiesięcznego Arup Bulletin. Terry Hill wydaje się człowiekiem miłym, wesołym, naturlany przy tym pozbawionym niepotrzebnego zadęcia (o dziwo). Na spotkaniu, na którym omawiano globalną działalnośc firmy przedstawiono także warszawski projekt Złotych Tarasów. Choc sam projekt jest doskonałym przykładem niezrównoważenia nakladów pracy w stosunku do końcowego efektu - jestem dumny, że mogłem poznac osobiście inzynierow pracujących na tym projekcie. Nie forma tego budynku jest ważna (choc kopuły wymykają się ogólnemu średniactwu reszty). Najwazniejsze w tym wypadku wydaje się to co często pozostaje niezauważalne dla oka - praca i trud konstruktorów niepotrzebnie im zafundowany z powodu braku wyobraźni architektów. Niech z nieba spadają gromy i kolejne doszywane na siłę teorie o inspiracjach towarzyszących architektom podczas tworzenia tego projektu. Ja twierdzę swoje - rzeczy wielkie nie konicznie muszą byc gigantyczne (i aluminiowe).

- Telefon, który kupiłem w zeszłym tygodniu jest najlapeszym telefonem na świecie.
Nie ważne co ma, a czego nie ma. Po prostu bateria naladowana w niedzielę 04.11.2007 do dziś pokazuje pełny stan naładowania (14.11.2007). Nigdy nie miałem tak dobrego telefonu i wcale nie jest tak, że go nie używam....Używam, używam ponieważ zaczynam życ zyciem californijskim, więc mam też znajomych, problemy i sprawy do załatwienia...

- Cieszę się, że nie mam problemów z klimatyzacją w biurze...Nie wiem czemu, ale tutaj ona po prostu działa. W Polsce nie pamiętam dobrze działającej instalacji AC. Może to nasze podejście do projektowania? może specyfika klimatu? Zaczynam się nad tym poważnie zastanawiac. Zawsze byłem zwolennikiem rozwiązań prostych i czerpiących z natury...Czy to czas na przewartościowanie myślenia o klimatyzacji? Czy to czas na natural / hybrid ventilation? Dajcie mi tylko architektów odważnych myślec w ten sposób! Chcę współtworzyc budynki egzystujące w zgodzie z otoczeniem a nie na siłę się im przeciwstawiające. Czas wrócic do korzeni a nie nadal tkwic mentalnie na wykładowych salach. Odrzuccie teleskop, wyrzuccie mikroskop!

- Zbieram nowe umiejętnosci. Na skutek zmagania się z życiem odkrywam coraz to nowe obszary bankowych transakcji (unikajcie HSBC łukiem tak dużym jak tylko możecie). Umiem zapisac sie do dentysty i poradzic sobie na nowej mega pedalskiej* siłowni, której nie lubię. Wolę kameralną salę bokserską na którą można wejśc wprost z ulicy Clemente. Tam chyba będę nawalał w worek od nowego roku. Na mojej nowej siłowni możesz spotkac podstarzałych i calkiem młodych gei, ktorzy w swej trosce o wygląd zewnętrzny wyglądają cokolwiek żalośnie. Możesz spotkac tez zniszczonych życiem staruchów** (Przypuszczam, że też nie są hetero), którzy za wszelka cenę starają się utrzymac dobrą formę. Oprócz ładnych azjatek i czasem też ponętnych latynosek (których mimo rad Antka, wystrzegam się jak ognia***) wsyzstko wydaje mi się tam karykaturalne. Setki ustawionych w rzędzie bieżni, setki ustawionych w rzędzie rowerków, setki wystylizowanych panienek i metroseksualnych palantów. Wszyscy z ipodami w uszach szukają swojej szansy. Po wygaśnięciu mojej karty zmywam się stamtąd. W moim dystrykcie są bardziej kameralne miejsca, gdzie spotykają się i rozmawiają o życiu lokalni „twardziele”. Wolę już to, nawet jeśli jedyny temat na jaki można z nimi pogadac to kuracje omadrenowo-sterydowe.

- Wszystko tu odbywa sie on-line...zaczynam przypuszczac, ze własnie w sieci można „na serio” spotkac te wszystkie azjatyckie pięknosci. No bo jak inaczej? Skoro wczoraj wracając z Van Ness jedna taka siedząca na przeciw mnie w autobusie cały czas speszona wgapiała się w podłogę.Chyba napiszę sobie na butach „could you look into my eyes?”. A może jestem bezczelny? Często nie spuszczam wzroku, czasem to pomaga, czasem też powoduje problemy. Tak jak ostatnio na Tendelroin (taki san frnaowy bronx), gdzie niggerska dziewczyna na cały głos skarżyła się w autobusie swojemu niggerskiemu kochankowi, że się na nią wgapiam...Non-sens...Po prostu chciałaby poczuc czyjeś oczy na swojej "nigerskiej dupie"****, poza tym jakoś trzeba odreagowac ten życiowy dół - tak myślę. Skomentowałem jej uwagi uśmiechem pełnym ironi. Obojętne mi było jak zareaguje jej równie obojętny na te uwagi niggerski lovelas...Czasem myślę, że ludzie boją się bezpośredniej konfrontacji...

- W Bay Bridge'a przywalił tankowiec. Ropa rozlała się po zatoce...wiecej szczegółów nie znam.

- na weekend zostawiam Was z przmysleniami na temat co chodzi mi ostatnio po głowie...





* ale homofobem nie jestem, na swój sposób niektórych nawet lubię, poza tym znam paru nie od dziś. Wy też znacie, każdy kogoś tam przecież zna...

** ale nie staruszków, staruszków szanuję. Ci tutaj to przypadki, które w jakiś sposób przetrwały po dziś dzień czas hippisowsko-seksualno-rewolucyjnej rozpusty.

*** gdyż wydają mi się wredne


****rasistą tez nie jestem, oni sami tak o sobie mówią


p.s. Pozdro dla Kero i Łysego, Kryśki (alter ego Loli) i Dżungara (vel Krępaka) yo soho yo. Kto powie, że mam równo pod czapką niech pierwszy rzuci kamień.