Tuesday, May 6, 2008

A jednak wciąż dziwią mnie oczywistości / The Obvious things still make me surprised.

Tym razem musze podzielić posta na kawałki, ostatnio naprawdę nie mam za dużo czasu.

Na kilku przykładach, ktore miały miejsce przez ostatnie dwa tygodnie postaram się opisać Wam coś co przecież każdy powinien o Świecie wiedzieć. Pozwólcie, że opowiem Wam cztery historyjki, które jasno dają mi do zrozumienia, że wplątuję się coraz bardziej w pajęczynę globalnej wioski.

Scena #1: Nigdy nie wiesz kogo dzisiaj spotkasz

Miejsce: Kuchnia domu Marcina. Osiedle domków jednorodzinnych. San Jose. California.

Trio złożone z gitary, bębniarza i basisty dopełniało dźwiękami wygrywanymi na xboxie imprezowy klimat panujący w całym domu podczas gdy ja grzebiąc w szufladzie poszukiwałem otwieracza. Franziskanner w moim ręku wyraźnie domagał się otwarcia. Nagle usłyszałem radosny głos.

- Marcin?!
- Krzysie?!
- CoTy tu robisz?
- Nie, to Ty mi lepiej powiedz co Ty tutaj robisz?
- ja tu mieszkam, a Ty?
- Stary, ja też!
- nie mogę uwierzyć, to naprawdę Ty?
- nie no człowieku, to ja nie moge uwierzyć! Lepiej mi powiedz jak Ty się tu w ogole znalazłeś?
- o to jest długa historia... Kurde, nie wierzę! To Ty!
- jak dlugo my sie nie widzieliśmy? Nawet nie pamietam!

Potem uslyszałem:

- Piotrek, poznaj mojego kolegę

Podniosłem oczy a przede mną stał człowiek. Człowiek, który został mi przedstawiony jako kolega Marcina z podstawówki...

Bylem w szoku, ale bynajmniej nie dlatego, że w końcu udało mi się znaleźć otwieracz w morzu imprezowego chaosu...

Scena #2 Oceany powiązań.

Miesjce: Budka z biletami na granicy Parku Narodowego niedalego Sewastopola. California, USA.

Przed chwilą przekroczyliśmy Rusian River, zachwycając się klimatem wybrzeża Kalifornii celujemy w kolejny - podobny do wszystkich innych Redwoods park. Mi za bardzo się nie spieszy do oglądania po raz kolejny tych samych drzew opisywanych przez najrozmaitsze przewodniki jako najwyższych w całym Stanie, kraju czy nawet świecie. Po dziewięciu miesiącach wygląda na to, że Kalifornia ma same najwyższe drzewa. I chyba wiem dlaczego. Mam wrażenie, ze Amerykanom po prostu głupio byłoby wyciągać od spragnionych sensacji turystów 6 dolarów za drzewa, które nie rosną najwyżej, najdłużej czy chociażby inaczej. Dojeżdżamy do miejsca, w którym trzeba podjąć decyzję czy wjeżdżamy do parku.

- Dzień dobry
- Dzień dobry
- jak Wam mija dzień?
- A dziękujemy, dobrze
- To ile biletów potrzebujecie?
- Właściwie to nie wiemy czy chcemy wjeżdżać do Parku
- No nie! Wy musicie być z Polski?

Szczęka opadła mi w tym momencie na kolana a oczy nabrały gabarytów, z jakby to powiedzieć - niemałego zdziwienia.

- Skąd wiesz?
- Wy nigdy nie wiecie co chcecie robić? Iść tu czy tam? Zawsze to samo.
- Nie żartuj, byłaś kiedyś w Polsce?
- tak, moja córka tam mieszaka. W Warszawie. Strasznie słabe jedzenie macie.
- O ja też jestem z Warszawy. Ale jedzenie jest w porządku.
- Ona tam pracuje dla jakiejś komisji Europejskiej coś związanego z Human Trafficing. A to miejsce gdzie jeździcie na narty….Wstrętne, ileż tam pijanych ludzi i wszystko to co najgorsze w Ameryce mozna spotkać na kazdym rogu… Wiecie McDonaldy, Centra handlowe.
(Hmmmm - myślę sobie, że jeśli ktoś pracuje dla „jakiejś Komisji Europejskiej w Warszawie” to jest duże prawdopodobieństwo, że mogę go w jakiś bliższy lub dalszy sposób znać…)
- Tak – wyrwany z zamyślenia powtarzam pod nosem. Zakopane, Zakopane... Ale tam nie ma górali, to nie jest dobre miejsce na wyjazd w góry
- nie, nie jest
( komisja Europejska wciąż nie daje mi spokoju )
- A Pani córka…gdzie ona dokładnie pracuje?
- Znasz tą instytucję xyz?
- Hahahha. Niech pani nie żartuję, no pewnie że znam. A można wiedzieć jak się nazywa pani córka?
- potem nie uwierzycie, rozmawialiśmy pół godziny o Warszawie, Berkeley i Grecji przepływając przez coraz głębsze Oceany powiązań. Na koniec odbyłem małą transkontynentalną podróż i pomyślałem sobie o mojej koleżance z Łotwy, którą przecież bardzo lubię i u której wciąż czeka na wypicie Łotewski Balsam. Mam nadzieję, że czeka. Bo jak pojawię się w Warszawie, nie omieszkam zajechać na Powiśle…


Scena #3 „W 63 minuty dookoła swiata...” *

Miejsce: Klub Down Low, Berkeley, California.
Czas: Niedziela 4.05.2008, 19:57.

Raga party startuje o 9pm usłyszeliśmy w drzwiach.
- Ok no to mamy godzinę.
- Co robimy?
- Chodźmy do lokalu obok, posiedzimy tą chwilę przy alkoholu.
Ok.
(chwilę później)
- One heineken please!
- Ok, lets talk
Nagle słyszę w głośniku znajome dźwięki.
- Sluchaj to jest polski kawłek.
- Skąd wiesz?
- Poznaję...
Po chwili odpowiedź przychodzi sama..
"Zróbmy więc imprezę jakiej nie widział nikt, niech sąsiedzi walą, walą do drzwi, sztuczne ognie niech się palą, palą a Ty....Tańcz i wino pij...Niech cały wiruje swiat”.
- Co?! Jak to możliwe?
Polska muzyka w Indyjskiej knajpie a ja siedze i piję duńskie piwo czekając na jamajski wieczór. No ok, może i nie byłoby w tym nic dziwnego gdybym był w Polsce, ale ja jestem przecież na Zachodnim Wybrzeżu Ameryki... Co u licha?
Patrzę bez zrozumienia sytuacji, w ktorej się znajduję na ludzi zgromadzonych wokół stołu. Jest Amerykanin, Jest Chinka, Turczynka, są Polacy. Po trzeciej polskiej piosence z rzędu odwracam się w kierunku baru.
- One more beer please.
”Niech cały wiruje świat...” nim ja sam zwariuję :-)

Oczywiście, ze rozmawiałem z właścicielem ipoda-co ciekawe miał wiele do powiedzenia o Polsce. A kawałki, które serwował gosciom lokalu pochodziły z płyty Liroy-a.

Ciekawostki: Była kiedyś taka piosenka zespołu Zero pod wszystkomówiącym tytułem “Bania u Cygana”. Na pewno ją słyszeliście, a nawet jesli twierdzicie, że nie słyszeliście to i tak pewnie słyszeliście.

Zdziwilibyście się, jak popularna jest ta piosenka za granicami kraju.
Znam wiele relacji według, których słyszano tą piosenkę w radiu San Jose FM. To nic! Marcin twierdzi, ze podczas jednej wyprawy gdzieś wysoko w górach słyszał tą piosenkę puszczaną z magnetofonu. A wysoko w gorach miało miejsce....w Chinach. Ja ze swojej strony dorzucam historię o Down Low. Jak widać w Berkeley też "da sie"... :-)

Scena #4 Cos wisi w powietrzu, ale tak bywa na projektach Apple-a

Miejsce: Biuro znanej Pracowni Architektonicznej Bohlin, Cywiński, Jackson w San Francisco.
Czas: Wtorek, 9:05 wczesnym rankiem. Jesteśmy spóźnieni 5 minut.

Idziemy wzdłuż ulicy rozmawiając o życiu i rzeczach które o ten temat w jakiś sposób zawsze zahaczają. Nagle John skręca w prawo, staram się nie zgubić jego tropu.
Bezpośrednio ze wypełnionego słońcem chodnika przez przeszklone drzwi dostajemy się do środka przestronnego i mrocznego Lobby. John naciska przycisk w windzie i po chwili jesteśmy w niezmiernie miłym, przestronnym wnętrzu utrzymanym w stylu industrialnym. Przechodzimy bardzo szybko przez biuro kierując się w stronę Sali konferencyjnej. Ja w międzyczasie podziwiam wnętrze (super). Po kilku krokach mijamy blondynkę siedzącą przy jednym z biurek ustawionych w szeroką aleję.
- Cześć Sylwia – rzuca John z tą wspaniałą angielską manierą
- Cześć John – odpowiada Sylwia
- Jak się dziś miewasz Sylwia?
- Dziękuję, u mnie ok, a co u Ciebie?
- Dziękuję, nie jest źle,
- Sylwia, czy wiesz gdzie jest spotkanie projektowe Apple Store?
- A tak, usiądźcie na chwilę przy tym stole. Będziemy z kolegami za chwilę.
- O super, dobrze wiedzieć, ze w ciągu całego tygodnia jest jedna chwila, żeby złapać oddech
- Chcecie się czegoś napić?
- O tak, jeśli można prosić.
- poczekajcie chwilę, zaraz Wam przyniosę wodę
- Ooo, przy okazji. Sylwia, mialas okazje poznac już swojego rodaka Piotrka? John powiedział to z tą samą świetną brytyjska manierą nie zdradzając przy tym żadnych emocji. Zupełnie tak jakby Polacy spotykali się na spotkaniach projektowych w San Francisco codziennie,

Chyba coraz bardziej wiem za co lubię Blightie people :-)

Teraz już chyba wiecie czemu czuję się obywatelem Sołectwa Globalna Wioska.

English translation:

This time I have to divide this post into portions because recently I really have no time.

Using a few examples, which took place during two last weeks I will try to describe something obvious, something what everyone knows about this world. Let me tell you four stories which made me sure that I’m getting tangled in global village web.



Story #1. You never know who you will meet today…

Place: Kitchen in Michal’s house located in a nice looking subdivision. San Jose, California.


A trio consisting of guitar, drums and bass guitar provided karaoke Xbox tunes that added to the conviviality and I was rummaging in the drawer looking for an opener. Franziskanner in my hand was demanding clearly to be opened. Suddenly I hared cheerfully voice.

-Marcin?!
-Krzysiek?!
- What are you doing here?
- You better tell me what you are doing here!
- I live here and you?
- I live here too man,
- I can’t believe! Is it really you?
- No man, I can not believe! You better tell me how come that you are here?
- It’s a long story man…I don't believe, it's really you!
- How long I have not seen you? I can’t even remember…
Then I hared:
- Piotrek, meet my friend.-
I moved up me eyes. In front of me stood a man who was introduced to me as a Martin’s buddy from primary school. I was shocked not in the least that I finally found the opener in the middle of chaos…

Story #2 The Oceans of the connections.

Place: Tickets Booth at the Gate of National Park near Sevastopol City. California, USA.

Just a while ago we crossed Russian River, delighting in Coastal California we are approaching the next National Park - similar to other Redwood National Parks. Frankly speaking I was not a great supporter of that idea. Another Redwood Park with exactly the same trees as everywhere, described in different tourist guide books as a Place with the tallest trees in the whole State, Country or even the whole World. After these nine months looks like only California has the tallest trees. And I think that I know why? I believe that American people feel stupid taking 6$ from tourist thirsty for sensation for seeing just regular trees which are not the tallest, the oldest or simply different from others. We are approaching the place where we have to make up our minds. Do we enter to the Park or we do not? I asked others that question.
- Hello
- Hello
- How are you doing today?
- Thank you, we are fine and what about yourself?
- Silence was the answer to our question (other words: no answer as often)
- How many tickets you need?
- Actually, we don't know what we should do.
- Ohh no, you must be from Poland!(My jaw dropped down to my knees)
- How do you know?!
- You never know what you want to do? Should I stay or should I go? All the time is the same story
- You must be joking! Come on, Have you ever been in Poland?
- Yes, a few times, my daughter lives there. And food, you've got also very bad food.
- Ohh, nice, but I still can’t believe you guessed straight away where we’re from. I'm from Warsaw. But Polish cuisine is rather tasty.
- She works for some European Union Agency. She is involved in Human Trafficking (hmmm). And this place where you go skiing. Awful! I saw a lot of drunk people on the streets and all these bad things from America on each corner of the street. You know Mc Donalds and stuff like are everywhere.
(Hmmmm. I'm thinking if she works for "some European Agency in Warsaw" there is a big possibility that I know that girl.)
- Yes, I totally agree. I said after a while. Zakopane…Zakopane is not a good place to go on vacation. I'm not sure if there are even any mountaineers.
- No it isn't
(Some "European Agency" still puzzles me)
- And your Daughter. Do you know the name of This Agency where she works?
- You know that XYZ Agency?
- Hahahahahah, Please don't kidding, of course I know! What is her name?
- Then we talked about Warsaw, Berkeley, Greece and many, many things.At the end of our discussion I made small oversees travel in my minds and I thought about my friend from Latvia. That friend form Latvia who I really like. And I hope at her home Latvijas Balzams is still waiting for me…Because when I get to Warsaw I plan to visit Powisle for sure.

Stroy #3 Arround the world in 63 minutes

Place: Down Low, Berkeley, California
Time: 7:57pm, Sunday May 04

- Reggae party starts at 9pm.
- Ok, so we have an extra hour
- What are we doing?
- Come to that place up stair, we should spend that hour drinking beer.
- Ok
(a while after)
- One Heineken please
(after another while)
- Ok, lets talk
Suddenly I hear well known tones in the speakers.
- You know, this is polish song
- How do you know after two tones?
- trust me, I know this song

After a while we have no doubts.
“Zróbmy więc imprezę jakiej nie widział nikt, niech sąsiedzi walą, walą do drzwi, sztuczne ognie niech się palą, palą a Ty....Tancz i wino pij...Niech cały wiruje świat”.

What?! It is impossible!
I seat in Indian Restaurant and drink Danish beer listening to the polish song. Ok, it would not be as strange in Poland, but I’m on the west coast of the America!
I’m looking around the table. All Poles are shocked. On my right side seats a guy from America, Ping is from China, girl next to her is from Turkey, Martin, Ania and Beata, we all are from Poland. I don’t understand anything “A Ty tańcz I wino pij…”

After third polish song I go to the bar and asking for one more beer. “Let the world spining!” before I go crazy.

* tytuł zaczerpnięty z drugiej plyty K44 – mojej ulubionej.

Story #4 There is something in the air – it sometimes happens on Apple projects

Place: Bohlin, Cywinski, Jackson Architects’ Office in San Francisco
Time; Tuesday, early morning 9.05 am. We are 5 minutes late.

We are going down the street talking about life and stuffs like this, suddenly John turns right and I try to be follow him. Directly from the sunny sidewalk, through the glazed doors we get into the dark and tall lobby. John pushes the floor button in the lift and after few seconds we are in extremely nice and roomy - industrial looking office.
We walk very quickly towards the meetings area. In a meantime I admire the interior. After few steps we pass a blond women who seats at the desk in wide communication aisle.
- Hi Sylwia – says John with his excellent British manner.
- Hi John – she replays
- How are you doing today Sylwia?
- Thank you, I’m fine and you?
- Thank you, not too bad. Do you know Sylwia where is Apple Store meeting?
- Oh yes. Please sit down at that table and wait a moment. We will be here in a while.
- Ok, thank you Sylwia, nice to know that in whole week there is one moment to take a breath…
- Would you like something to drink?
- Oh yes, please.
- Please wait a moment I’ll bring you a glass of water
- Oh, by the way Sylwia. Did you have an opportunity to meet your fellow-citizen Piotrek? John says it completely naturally with his excellent British manner.

Looks like I know the answer for my question, why I like people from Blightie. :-)

Do you know right now, why I feel like I’m getting tangled in the global village web?