Friday, February 22, 2008

San Diego - Tijuana Trip, Balboa Park, USS Midway - Poniedziałek

(Nie będzie narazie opisu bo mnie Młoda zagadała na gg....co za upartość...ehhh)
- Czy zawsze wyrzuca Pan przez okno, ludzi którzy się na pana źle spojrzeli?
- Nie, w ogóle nie miałem tego w zwyczaju, to był pierwszy raz…
- To co tym razem pana do tego skłoniło?
- Ten Palant powiedział, źle o mojej dziewczynie…
- No to już jest jakiś powód, zatem opowiedz mi jak to wyglądało z twojego punktu widzenia…
- Słyszałem, że za 40$ można się miło w tym miejscu zabawić. No to poszedłem tam. Tańczyłem sobie jak wszyscy na parkiecie i ten gość mnie nagle potracił, powiedziałem „sorry” a on wypalił, żebym się na niego tak głupio nie patrzył i dodał, ze moja mujer to puta…wiec wypchnąłem go przez ta szybę z neonem a potem wybiegłem przez drzwi i zacząłem go okładać pięściami po twarzy…potem już wiele nie pamiętam
- wiesz, ze miałeś więcej szczęścia niż rozumu, normalnie po takim numerze w tym mieście byśmy juz nie porozmawiali.
- głupi mają zawsze szczęście
- widzę, że czytasz w moich myślach
- a potem jak zaczęło się robić gorąco wyskoczyłem na ulicę i rzuciłem się na maskę wozu, który właśnie przejeżdżał. Tak spotkałem was, nie wiem jak to dalej wyglądało, ale nadal czuję swoją szczękę.
- no więc, gdzie jest ta pana kobieta, która mogłaby potwierdzić pana wersję?
- właściwie to nie wiem
- czy ty rozumiesz, że dla ciebie lepiej byłoby żebyś widział gdzie ona jest!
- może bym i wiedział, ale ja nawet nie wiem jak ona ma na imię…ja byłem tam sam, nie ma nikogo z kim mógłbym tam być…
- rozumiem…nie mam innego wyjścia, skoro nie chcesz sobie pomóc to i ja ci nie mogę pomóc. Chociaż lubię turystów bo dają nam pracę i Polaków też lubię za waszego Papieża…ale sprawa jest jasna. Za zakłócanie spokoju publicznego od 6 miesięcy do 3 lat…to cena za brak współpracy…witamy w Meksyku.

Tjuana nocą robi piorunujące wrażenie. Czujesz się jak w środku ulu, w którym panuje przeraźliwa cisza. Światła ogromnego miasta otaczają cię z każdej strony, czujesz ogrom i jakąś tajemnicę wiszącą w powietrzu drugiej co do wielkości aglomeracji Meksyku. Jeśli dodatkowo dodasz element emocji w postaci przestróg okolicznych mieszkańców przed uzbrojonymi bandami „polującymi” na turystów i odświeżysz w pamięci wspomnienia Marcina, który twierdzi, że to jedyne miejsce na świecie gdzie cywilizacja zachodniego świata graniczy z biedą trzeciego na pewno poczujesz dreszczyk emocji. My dojechaliśmy do granicy właśnie w nocy. Przyznam szczerze, że podekscytowanie towarzyszyło mi od początku. Niepewność tego co kryje noc potęgowała podniecenie. Przejeżdżamy powoli wzdłuż muru i ustalamy plan na jutro. Plan na jutro to Tijuana z bezpiecznej dla Beaty, amerykańskiej strony o samym poranku. Rano okazuje się już, że nie taki diabeł straszny. Strefa przygraniczna wygląda nie groźniej niż dziesięć lat temu polski i czeski Cieszyn (może jest tylko mocniej ufortyfikowana i strzeżona) . Poddajemy nieco dokładniejszej inspekcji pas graniczny i lustrujemy poranne życie Tijuany…Nie wiem czy po tym co widziałem zaryzykowałbym stwierdzenie, że to granica dzieląca pierwszy i trzeci świat. Ale przecież wcale nie poznałem prawdziwej Tijuany, więc może nie powinienem się wypowiadać? Muszę tam kiedyś jeszcze pojechać, czuję jakiś dziwny pociąg do miejsc takich jak to, do miejsc takich jak Nowo Jorski Brooklyn…Może dlatego, że biedę i jej pobudki rozumiem, może dlatego, że ten świat choć ociera się o patologią to wydaje mi się bardziej prawdziwy niż każdy inny? (lub przynajmniej ten cywilizowany). W każdym bądź razie Tijuano poczekaj na mnie! Nowy Yorku, Ty też!
Potem plany się gwałtownie zmieniły i godzinę później znaleźliśmy się w San Diego Balboa Park. Jest to bardzo fajne miejsce na niedzielny relaks. Piękny Park z japońskim ogrodem i świetnymi budynkami, muzeami, kościołami i campusem międzynarodowych domków. Każdy z ponad dwudziestu domków ma nazwę państwa, któremu za siedzibę służył (chodzi chyba o dawne przedstawicielstwa ONZ’u). Szkoda, że Ogród Saski w Warszawie tak mocno po wojnie okrojono, brakuje mi tego oryginalnego rozmachu Stanisławowskiej Osi Saskiej. Mam nadzieję, że Pałac Saski i te trzy (koniecznie) kamienice jednak odbudują. Mimo piękna tej okolicy wizyta w Balboa Parku niestety niebezpiecznie się przedłużała i ponownie musiałem interweniować. Pół godziny później znajdujemy się na pokładzie legendy Amerykańskiej Marynarki Wojennej - lotniskowcu USS Midway. Okręt ten brał udział w Misji Pustynna Burza, którą jako dzieciak doskonale zapamiętałem ponieważ był to pierwszy tego typu konflikt, o którym nie dowiedziałem się z podręczników historii. Oglądałem bombardowania Iraku w ekranie telewizora i nie wiedziałem co z tego dalej będzie i co o tym w ogóle myśleć, podobały mi się natomiast samoloty F14, które znacie z filmu Top Gun, tutaj oczywiście można je zobaczyć na żywo. Po dosyć dokładnej eksploracji pływającego muzeum opuszczamy lotniskowiec i wyruszamy na wizytację pierwszej misji franciszkańskiej założonej tu w Kalifornii. Cieszę się, że ten scenariusz zwyciężył z popijaniem drinków na ostatnim piętrze Hiltona (znów amerykański sen). Zachód Słońca oprowadza nas po dziedzińcu i wnętrzach Misji. Po Carmel jest to kolejne mistyczno-sakralne doświadczenie tu na zachodnim wybrzeżu. Lubię Misje, te mury i ich klimat wlewają jakieś uspokojenie w moją „diabelską” duszę.
Z Misji udajemy się wprost do bardzo dobrej (udającej europejską) restauracji, która z powodzeniem plasuje się w pierwszej trójce na mojej liście top of the league Kalifornijsko-kulinarnych wojaży.
Potem pożegnanie z Oceanem, który jest tutaj moim najbliższym przyjacielem. Chyba jego brakowałoby mi najbardziej, gdybym miał jednak do kraju kiedyś wrócić…Hotel Bahia San Diego to miejsce ostatniego noclegu. Na leżaku na patio delektuje się ciepłą kaliforniską nocą, do głowy wpada mi pytanie, o którym już kiedyś było…Może dlatego, że lubię Kalifornię? Może dlatego, ze Mektub? Nie wiem…jutro czas wrócić do pracy, pierwszy raz „pojadę” do niej…samolotem. Zmykam więc - pobudka o 4tej rano. Dobranoc.

Zaraz w Kodak Studio wyczytają „And the Winner is – Katyn” Trzymam kciuki i dalej niecierpliwie oglądam . Nigdy nie byłem tak blisko ceremonii i do tego dzisiaj już wiem gdzie się ona odbywa. Lubię LA. Pozdrawiam z SF.


** Galeria Fotek**
O charakterze dokumentu (słabe)

** Galeria Fotek**