Ich gwiazdy rozbłyskują dopiero, gdy przedwcześnie zgasną - tak sobie myślę, że to będzie najkrótszy post. Choć Dean na pewno był postacią nietuzinkową, niejednoznaczną i pełną charyzmy, legenda buntownika bez powodu narodzila się dopiero w dniu jego śmierci. Miało to miejsce 30 września 1955 roku na skrzyżowaniu drogi numer 41 i 46 w pobliżu miejscowości Cholame. Była godzina 17.59, we wraku sportowego Porsche Spidera umierał właśnie człowiek i jednocześnie rodziła się jego wileka legenda. Wielokrotnie słyszałem z ust najwierniejszych fanów niezgodę na przedwczesne odchodzenie ich idoli. Ja tak nie mam, choć przyznam, że kiedyś miałem - ponieważ właśnie taki jest los idoli...Tylko ludzie nie bojący się śmierci mogą czynić cuda a tylko ludzie czyniący cuda mogą być Idolami. Takim też stał się James Dean, młody chłopak ze środka Stanów, którego legenda dzięki brawurowej biografi, Holywoodzkiej karierze i przedwczesnej śmierci żyje do dziś. Mnie jadnak bardzej interesują historie, które kończyły swój bieg na 9. piętrze bloku na Bogudzicach czy na kanapie pokoju w Wiessbaden...ot Słowiańska dusza...
W poszukiwaniu Legendy...
Okazuje się...
że ostatnia droga Deana, była...
bardzo zielona...
W koncu odnajdujemy!
Pomnik upamiętniajacy Legendę...
Znajduje się niecały kilometr od miejsca wypadku.
które jest tam gdzie jest żółte kółeczko...
Chwile Ulotne...
Bo w życiu często jest tak...
że decyduje przypadek....
więc łap chwile, bo ponoć tylko one są piękne...