Thursday, September 6, 2007

Yerba Buena Gardens

Z Yerba Buena Gardens poznałem się dosyć szybko i szczerze mówiąc nie wspominam tego dnia zbyt miło. Trzeci dzien w nowym biurze, pierwszy lunch na zewnątrz budynku przy Market street. Zbiegiem okoliczności zalapalem się na maksykański obiad z kolegami z biura.
Taylor - od roku w firmie (mlody, ale zdolny inzynier), Joseph (akustyk) - to druga jego praca, ale pierwszy tydzień w biurze Arupa.
Tak jak ja, on tez jest tutaj nowy.
Z papierowymi torbami (ang. brown bags), wypchanymi zawiniętymi w aluminiową folię burritos kierujemy się...Właściwie nie wiem gdzie...
Idziemy Mission street w kierunku 3ciej i 4tej. Na wysokości 3ciej skręcamy w lewo.
- Yerba Gardens komunikuje Taylor, a ja rozumiem, ze jest to cel naszej podróży - wygląda jak miejski park.

Siadamy w ogromnym słońcu (to miejsce jest bardzo popularne w porze obiadowej, więc trudno o dobrą miejscowkę), wyciągamy jedzenia, otwieramy aluminiowe folie. Gorąca para bucha nam w twarz...naprawdę nie o tym marzyłem ;-) Ale jemy...
Goście się nie znają, a już mają wspólne ze sobą tematy. Joseph i Taylor opowiadają sobie o wspolnych znajomych z uczelni i co chwila na wspomnienie czegoś tam z przeszlości wybuchają śmiechem. Jestem w gorszej sytuacji...Nie mamy wspólnych znajomych, wspólnych doświadczeń zawodowych a na dodatek w co drugim zdaniu gubię wątek...słabo.
Wgapiam się w budynek na rogu 3ciej i Mission. Był to pierwszy i jeden z dwóch (jak na razie) momentów, kiedy zadałem sobie pytanie co ja tu właściwie robię? (zadawanie sobie takich pytań ma taki sam sens jak rozwiązywanie problemów tylko i wyłącznie przy pomocy dobrych chęci). Po prostu jem burrito...Co mogę zrobić więcej?

Nagle (szczęsliwie dla mnie) ich zainteresowanie przenosi się na mój zegarek.
- to nie zegarek, to komputer nurkowy... odpowiadam
- aaa ok....mierzy ciśnienie?
- tak, temperaturę, prędkość wynurzania, czasy powierzchniowe i denne, próbkuje co sekundę i pokazuję deep stopy...To co, ze D 3ka nie ma w sobie zaszytych tablic dekompresyjnych...Nie o to teraz chodzi, chodzi o to, zeby podtrzymac rozmowę, coś muszę im powiedzieć. Trzeba resuscytować słabe tętno rozmowy.
- przechodzimy na temat miejsca, w którym mieszkam, krótka rozmowa o bayside village, czyli o czymś o czym nikt tak na prawdę nie ma pojęcia.

Nagle pada.
-Lets go, it's time!
Wychodzimy z Yerba Gardens i kierujemy się w kierunku biura. Od tamtego czasu prawie codziennie lub przynajmniej co drugi dzień bywam w Yerba. Powodów ja sam znajduję kilka:

- tam jadam w spokoju lunche poza biurem,

- Jest B bar, miejsce gdzie możesz napić się oryginalnego Franziskanner weissbier, czyli po prostu dobrego piwa o które tutaj wcale nie jest łatwo,

- Co czwartek jest tak zwany yerba gardens festival, czyli darmowy koncert pod otwartym niebem. Byłem tam raz przez zupelny przypadek i muszę powiedzieć, że poziom przedstawienia był...żenujacy. Wtedy chyba występował jakis amator, ale nie miałem mu tego wcale za złe. Wręcz przeciwnie! To lubię w tym mieści! Mozesz usiąść na ławce lub iść ulicą i spiewać sobie po polsku, zywo przy tym gestykulując. Nikogo to w ogóle nie zdziwi ;-) Nikogo.
Tak. Chyba najbardziej załuje , ze nie mam w sobie talentu muzycznego...Zyje muzyką, czuję klimat występu na scenie i lubię atmosferę studia nagrań...trudno...co zrobić? ;-) Cieszę sie, że mialem mozliwość uczestniczenia w jednym projekcie muzycznym jako...kibic.

- Czwarty powód to w Yerba naprawdę jest gdzie usiąćś. Jak nie na ławce, to chociazby na zielonej trawie, która jest bardzo gruba, miękka i zarazem równiutko przystrzyzona. Nigdy nie widzialem takiego gatunku trawy, a przeciez chodzilem zarowno po polu golfowym jak i kilku nowych murawach naszych piłkarskich boisk...fiu, fiu...

- Piąty powód: jest tam takze Metreon, w którym można załatwic wszystko to co zazwyczaj załatwia się w jemu podobnych centrach handlowych. Na szczęsci nie jest ekstremalnie przerośnięty jak wiekszośc warszawskich malli. Cos powiedzmy ciut mniejszego od Klifa...(do you remember this moments? ;-) )

Powodów każdy znalazłby pewnie więcej, ale czym własciwie jest Yerba Buena Gardens??
Yerba jest centrum kulturalno-rozrywkowym z częścią parkowo-handlową. Niezły kolaż.
Mieści się ono na przetrzeni dwóch kwartałow ulic ograniczonymi 3cią i 4rtą, Mission i Folsom street. Park otwarto w dwóch etapach. Pierwszy oddano do uzytku w 1993 roku, drugi pieć lat pózniej. Obie części połaczono mostkiem dla pieszych przerzuconym nad dzielącą ją Howard street.
Oryginalną nazwę Yerba Buena zawdzięcza hiszpanskim osadnikom, ktorzy tak zwykli nazywać miejsce, w ktorym zdecydowali się osiąść nim chrześcijańscy misjonarze nadali mu oficjalną nazwę San Francisco. Pamiętacie tą wyspę po środku Bay Bridge? Ta wyspa to właśnie Yerba Buena.
W samym parku znajduje się kilka dziwnych pomników, ale zdecydowanie największym i stanowiącym centralny jego punkt wydaje się być monument ku pamięci Martina Luther Kinga. W zasadzie jest to ściana, za którą biegnie korytarz z wyrytymi fragmentami przemówień wielkiego lidera ruchu spolecznego. To on z wielkim zapałem wykrzykiwał do tłumów "I had a dream...", ale sorry... Tutaj Marcin nie zmruzyłbyś oka na minutę...zapomnij. Władze miasta zafundowały Ci całkiem spektakularny wodospad, który szczegolnie w weekendy wydaje się nadmiernie hałasować.
Drugim waznym (a moze nawet najwazniejszym) miejscem wydaje się być Centrum Sztuki Yerba Buena, o ktorym nic nie wiem, oprocz tego, ze jest to budynek o nowoczesnej architekturze, ktorej nawet w Warszawie, Krakowie czy Wrocławiu nie poświęcono by znacznej uwagi. Architektonicznie jest średnio, chociaz poprawnie.
W ogole cała "Buena" ma z tym problem, architektura jest zbyt mocno przeciętna jak na rangę miejsca, ktore chciano tu stworzyć. Mówię Wam, Warszawski BUW nie miałby się czego powstydzić, gdyby tylko znalazł się ktoś odwazny i zdecydowany doprowadzi projekt miasteczka akademickiego czy centrum naukowego Kopernik do końca. Idea jest ta sama: Centrum kulturalne, ogród, miejsce z piwem, kawiarnie, są tutaj także kręgle, plac zabaw dla dzieci i jedyna rzecz, ktorej nie posiada BUW - lodowisko.
Dookoła parku mnożą się jak grzyby po deszczu hotele i uslugi (jeden z hoteli ma bardzo ciekawe wyrzutnie ścienne). Jest nawet tajemnicza instytucja o nazwie Cartoon Art Museum, zaraz obok ulokowano Museum of Craft and Folk Art (czyli odpowiednik naszego Muzeum Rzemiosla i Kultury regionalnej) oraz kilka innych "muzeów od wszystkiego". Zdecydowani najciekawszym z całej okolicy jest kościół Św. Patryka zbudowany zapewne nie tak dawno w stylu neogotyckim.
A ja sobie patrzę na to wszystko siedząc na trawie i myślę o jakims naprawdę głębokim nurku, o naprawdę ostrej przejażdzce rosso corsa Ferrari. O tym, ze Magdzie i Bartkowi mógłby wypalić ich plan. Wydaje mi się, że chciałbym nauczyć się (i to pragnienie jest coraz silniejsze) podstaw alpinistyki, walki wręcz (choć tu praktyka już jest ;-) ), sprawnej obsługi "siedemnastki", "Mp 5tki" czy broni snajperskiej. Jeszcze nie wiem, ze dokladnie w tej samej chwili po drugiej stronie Atlantyku ktoś rozmyśla o domkach letniskowych typu Brda. Zbliza się trzynasta, czas wracać do pracy. Wstaje więc z trawy, schodkami zbiegam w dół. Św. Patryk, Mission street, Piąta. Taaak....Myślę sobie, ze Magdzie i Bartkowi mogłoby się udać...

Yerba Buena

Martin Luther King, Jr. Memorial
Działający wodospad

Martin Luther King Jr. Memorial
Część bez wodospadu

Zdrój uliczny w Yerba Buena

Zdrój uliczny i Św. Patryk w tle...

Św. Patryk i okolica

Nie uciekniesz od pracy...po pracy...
Waste air discharges from car park


Budynek, w który się wgapiałem...

2 comments:

TW G. said...

Znowu się spóźniłam do pracy przez notsoclose;) Ale taka lektura to naprawdę dobry początek weekendu:)
Magda i Bartek na pewno sobie poradzą, pomimo tego że to co ostatnio ich spotkało jest kwintesencją polskiego buractwa, eech:(
A ja właśnie dzisiaj wybieram się do Klifa po suszone pomidory i wino na ladies night-wypijemy Twoje zdrowie:)
Cieszę się że zgadzasz się z Bazem Luhrmannem w kwestii że "worrying is as effective as trying to solve an algebra equation by chewing bubblegum".

socool said...

hahahaha ;-) Dokładnie, nie pamiętalem jak to było, ale faktycznie gdzieś to w głowie zostalo ;-)